BRZOZA W OGRODZIE MISTRZA

BRZOZA W OGRODZIE MISTRZA

Mamy wiele powodów, by sądzić, że opera może być naszym sportem narodowym

Z zupełnie niezrozumiałych powodów miliony rodaków ekscytują się gamoniami w biało-czerwonych koszulkach, którzy na piłkarskich boiskach Polski i Europy próbują udowodnić już chyba tylko swoim żonom/mężom, że nie są ofermami. Każdy normalny naród odwróciłby się bez skrupułów od swoich wojowników po dziesiątkach przegranych w złym stylu bitew, wodewilowych upadkach i błazeńskich paradach, ale tu przecież każdy cierpi jak papież w ostatnich miesiącach życia i codziennie ginie na pokładzie Tupolewa razem ze swoim prezydentem, więc cmentarna mgiełka przesłania widok na to, co piękne, mądre, wartościowe. Polak jest jak zombi, pokutujący w przeklętym trójkącie piłkarsko-smoleńsko- madziowym.

Mając za sobą ten gderliwy wstęp, przejdźmy do trzech rzeczy, które zapewne większości umknęły z powodu grubiańskiego chamstwa i prymitywnej ordynarności mediów, a zasługują co najmniej na kilka słów wtrętu między bełkotem a bredniami, lejącymi się na tzw. aktualne tematy społeczno-gospodarcze.

Po pierwsze – 23 września w nowojorskiej Metropolitan Opera przedstawieniem „Eugeniusza Oniegina” został zainaugurowany sezon 2013/2014.  W głównych partiach – Anna Netrebko oraz Mariusz Kwiecień i Piotr Beczała. Aby uniknąć posądzeń o faworyzowanie swoich, przytoczmy fragment recenzji autorstwa Anthony’ego Tomassiniego, która ukazała sie po premierowym spektaklu w „The New York Times”: „Mr. Beczala’s muscular, youthful tenor voice is ideal for Lenski. He brings out the charming goofiness of this young man’s love for the smitten Olga, until he turns hothead when he sees Onegin dancing seductively with her and challenges him to a fateful duel. Mr. Kwiecien’s Onegin is a handsome and entitled man who takes all that for granted. His voice, while dark and virile, did not on this night have as much innate vocal charisma as Ms. Netrebko’s or Mr. Beczala’s. Still, Mr. Kwiecien’s singing is volatile and exciting.” Dalecy jesteśmy od egzaltacji w stylu Bogusława Kaczyńskiego, ale w tym przypadku żadna egzageracja nie powinna budzić zażenowania – chłopaki wykonali kawał dobrej roboty i nie pamiętamy, kiedy ostatni raz mieliśmy tak dobre notowania na początku sezonu w najbardziej wymagającym teatrze operowym na świecie. Proszę nie traktować tych słów w kategoriach prowincjonalnego protekcjonizmu. Po prostu jesteśmy dumni!

Piotr Beczała z żoną podczas gali po premierze w MET

Innego powodu do zadowolenia dostarczył nam niedawno Krzysztof Penderecki. Maestro, obchodzący w tym roku swoje 80. urodziny, poinformował, że tworzy nową operę. Wiadomość zelektryzowała kulturalny świat, obiegła najważniejsze agencje informacyjne, podsyciła związane z nią oczekiwania, a nam uświadomiła, jak bardzo zazdrościmy Mistrzowi jego arboretum. Z czasem utrwalamy w sobie przekonanie, że prócz muzyki tylko ogrodnictwo – zwłaszcza w manierze angielskiej – jest w stanie wzbudzić prawdziwie poruszające emocje i mamy lekką zawiść dla tych, którzy codziennie mogą komponować swoje nastroje przechadzając się alejkami ogrodów chłonących energię, myśli, czas i nadzieje. Mamy głębokie przekonanie, że Mistrz pokaże nam operę o duchowej mocy dzieł Wiesława Myśliwskiego.

Czerwony most na terenie arboretum Krzysztofa Pendereckiego w jego posiadłości w Lusławicach

Z pewnością takiego ładunku duchowego, być może nawet żadnego, nie będzie posiadać powstająca właśnie na zamówienie bankrutującej z lekka Warszawskiej Opery Kameralnej opera poświęcona… Annie Grodzkiej. Anna Grodzka to transseksualna posłanka z komunistyczną przeszłością, która będzie bohaterką libretta pisanego przez lesbijkę Martę Konarzewską i związanego ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” Piotra Pacewicza. Ten ostatni skromnie twierdzi, że powstaje rzecz na miarę „Traviaty”, a Grodzka to postać z wielkiej tragedii. Skrajna prawica dla odmiany wścieka się, bo dzieło, do którego muzykę pisze słąbo utalentowany Antoni Komasa-Łazarkiewicz powstaje za publiczne pieniądze. My mamy zaś brudną satysfakcję, że los każe zająć się niedowarzonym artystom, krytykom i dziennikarzom po obu stronach sporu postacią dość odpychającą , która z motywami wyznaczającymi przestrzenie wielkiej sztuki ma tyle wspólnego co pralnia chemiczna z trzygwiazdkową restauracja Michelin. Normalnie pewnie byśmy się nawet cieszyli z fermentu wokół tego wydarzenia, bo jesteśmy za nieograniczoną wolnością słowa i sztuki, ale doskonale wiemy, że jest on inteligencką ektoplazmą Tupolewa, który jebnął w brzozę i teraz polityczni debile każą nam to rekonstruować w celach, które uznają za wyższe. Przyglądając się farsie trans-operowej odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z bandą rozwydrzonych narcyzów, którzy na terenie ogrodu Mistrza Pendereckiego chcieliby zasadzić w centralnym punkcie brzozę smoleńską. Albo jakoś tak…

Anna Grodzka – transseksualna muza, która zainspirowała do stworzenia opery. Dzieło ma uratować Warszawską Operę Kameralną, która ledwo zipie z niedofinansowania

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj