ANNA MARIA JOPEK: MINIONE

ANNA MARIA JOPEK: MINIONE

Rating

5 out of 5
Wartość artystyczna
5 out of 5
Dźwięk

Total

5
5 out of 5
Fenomenalny album.

Sądziliśmy, że po „Przebudzeniu mocy”, „Łotrze 1”, dwóch ostatnich „Star Trekach”, scenach lotniczych w „Spectre” i albumach Borisa Giltburga nic dobrego w życiu już nas nie spotka. Myliliśmy się.

Nowa płyta Anny Marii Jopek wprawiła nas w stan poważnej ekscytacji, a gdybyśmy nie byli dżentelmenami, którzy muszą panować nad emocjami powiedzielibyśmy nawet, iż doświadczyliśmy czegoś na kształt egzaltacji. To dla nas poważny problem, gdyż do tego stanu doprowadziła nas wokalistka, której niejednokrotnie – nie odmawiając bynajmniej zjawiskowego talentu – wytykaliśmy graniczącą z ekshibicjonizmem czułostkowość. I nagle sami musimy walczyć z emocjami przelewającymi się przez nasze brudne, pogięte, poobijane i nadłamane charakterki.

Żeby to jeszcze była sprawka dzieła na miarę „Don Giovanniego” czy „Pierścienia Nibelunga”! Ale gdzie tam. W gruncie rzeczy złamała nas przecież płyta z coverami. Anna Maria nagrała bowiem album z przedwojennymi tangami. Zgranymi do cna, zdefasonowanymi i wyblakłymi od częstego noszenia, a jednak w jej wykonaniu zachwycającymi klasyczną elegancją.

Gdybyśmy mieli wskazać na jakąś szczególną cechę „Minionych”, to podkreślilibyśmy żelazną kontrolę nad wszytym w ten gatunek muzyczny kiczowatym sentymentalizmem i klasyczne proporcje formy. Anna Maria Jopek się pilnuje i trzyma z dala od naturalnych pułapek tanga.

Towarzyszy jej kubańskie trio, w którego skład wchodzą: legendarny pianista Gonzalo Rubalcaba oraz Armando Gola (bas) i Ernesto Simpson (perkusja). Album został nagrany w sierpniu ubiegłego roku w Hit Factory Criteria w Miami, a realizatorem był wielokrotny zdobywca Grammy Carlos Alvarez.

Album wybitny pod każdym względem. Nie ma słabych stron. W dodatku jest nową audiofilską referencją.

Skomentuj