BEETHOVEN 4&5

BEETHOVEN 4&5

Rating

5 out of 5
Dźwięk
5 out of 5
Wartość artystyczna

Total

5
5 out of 5
Ostatnia płyta Nikolausa Harnoncourta. Wyjątkowa jednak nie tylko z tego powodu

Album został zarejestrowany w Złotej Sali Wiedeńskiego Towarzystwa Muzycznego, która zawsze gwarantuje brzmienie na najwyższym poziomie. Zespołem Concentus Musicus Wien kieruje 86-letni Harnoncourt, który w grudniu ubiegłego roku ogłosił przejście na emeryturę. To dyrygent, który nigdy nie traktował Beethovena ani nabożnie, ani ceremonialnie. Zawsze próbował wypreparować z jego muzyki pierwiastek rewolucyjny, anarchistyczny i buntowniczy. Nawet w momentach głęboko lirycznych, pastoralnych czy romantycznych jego Ludwig jest szorstki, surowy, nieobliczalny, rozwichrzony i narowisty. Czwarta i Piąta w najnowszej interpretacji Harnoncourta to symfonie, gdzie wszystko dzieje się na przekór, wbrew i pod prąd. Tam, gdzie inni się zatrzymują, on się pochyla i zostaje dłużej. Tam, gdzie inni marzą, on pogania swoich muzyków kijkiem. Tam, gdzie inni beztrosko pląsają, on znajduje cel. To wykonanie niekonwencjonalne pod każdym względem, które nie ma nic wspólnego z banałem gładkich, pulchnych, pęczniejących od sztucznego patosu koncertowych parad. Wiedeńczycy grają tak, jakby dyrygował nimi sam Beethoven. Po wizycie w karczmie, butelce porządnego wina, z lekkim dystansem i całkowitą pogardą dla konwenansu. Być może to trywialne, ale chyba nawet Harnoncourt czuje, że tak trzeba. Dla niego słynny motyw Piątej to nie jest motyw pukania losu do drzwi. To jest motyw walenia ścianę człowieka, który chce się wyrwać z dusznego pomieszczenia i ruszyć w świat. Żeby odetchnąć szeroką piersią i trzasnąć głową o zdrowy pień, a nie gładzić śliską rączką lakierowane próchno. Szkoda, że Harnonocurt nie zagra już w ten sposób więcej symfonii Beethovena.

beet

Skomentuj