LOGIKA NISKIEJ ROZDZIELCZOŚCI

LOGIKA NISKIEJ ROZDZIELCZOŚCI
Mamy wielką prośbę do szefów Universalu i należącej do niej wytwórni muzyki klasycznej Deutsche Grammophon - natychmiast zwolnijcie bałwana, który powoduje, że wielu ludzi puka się w głowę widząc wasze płyty. Przepraszamy za epitet, ale jak nazwać człowieka, który promuje audiofilskie z założenia albumy Blu-ray Audio przy pomocy... MP3?

Niedawno na półkach Empiku, umierającego w błyskawicznym tempie jako placówka kultury i ogłady, pojawiły się sygnowane przez wytwórnię Decca i Deutsche Grammophon płyty High Fidelity Pure Audio. Pod tą zupełnie nieudaną nazwą handlową kryją się dyski Blu-ray, na których zapisane są wyłącznie pliki dźwiękowe wysokiej rozdzielczości. Tak zwany Blu-ray Audio to nasz ulubiony format, który całkiem sprytnie łączy świat cyfrowej perfekcji i analogowego nawyku macania. Największe wytwórnie muzyczne – Universal, Sony, Warner – poświęciły ostatnio sporo czasu i energii na promocję tego standardu, zawiązały nawet na rzecz HFPA branżową koalicję.

Jeśli to nie zapowiedź downloadu HD, to co to jest?
W efekcie na rynku pojawiły się krążki w charakterystycznych pudełkach z napisem High Fidelity Pure Audio. We Francji, gdzie ukazały się one najprędzej, płyta Mylene Farmer sprzedała się nawet w kilkudziesięciotysięcznym nakładzie, ale Francuzi zawsze byli dziwni i nie trzeba z tego wyciągać wniosków. W każdym razie – poszukiwacze dźwiękowych przygód, do których i my należymy, mają okazja posmakowania czegoś nietypowego. Przyjęliśmy jednak początkowo wobec tej sytuacji postawę wyczekującą. Po pierwsze – większość pozycji pochodzi z tzw. back-katalogu, czyli są to starocie. Po drugie – opinie pierwszych posiadaczy dysków poddawały w wątpliwość jakość masteringu. Po trzecie – ceny. 85 złotych za jeden dysk to cena z piekła rodem. W końcu jednak ulegliśmy i weszliśmy w posiadanie arii Verdiego śpiewanych przez Rolanda Villazona. Mimo zaporowej ceny, wahań i braku entuzjazmu dla wiązanek przebojów skusiliśmy się ostatecznie z powodu nalepki „Ultra High Quality Audio. Includes A Voucher To Download This Album”. Fajnie – pomyśleliśmy – będziemy mieli płytę i jej wysokorozdzielczą wersję w jakości co najmniej 24/96. A może nawet wysokorozdzielczą wersję wielokanałową.
Płyta droga jak ministerialne zegarki, ale muzyki tylko 56 minut
Niestety, jak to bywa w szołbiznesie – nasza logika kompletnie nas zawiodła. To, co wydawało nam się oczywiste, okazało się zwykłą podpuchą. Po wejściu na stronę HFPA, zarejestrowaniu się i wbiciu kodu umieszczone na voucherze, zamiast pięknej, błyszczącej grubymi bitami wersji na wypasie dostaliśmy zwykłą podróbę, nieudaną kopię, ordynarny falsyfikat płyty, czyli Verdiego w MP3! Szlag nas trafił! Piorun przeszył. Krew się zgotowała, mordercza mgła oślepiła, wróciła dyspepsja, kolka i dławiąca czkawka. Poczuliśmy się oszwabieni!
Co za idiota wymyślił, że ludzie, którzy bulą ciężkie pieniądze za najwyższą jakość będą chcieli zaspokajać się jakimiś wulgarnymi empetrójkowymi fałszywkami?! Czy facet sądzi, że rujnując się na sprzęt za kilkadziesiąt tysięcy złotych, japońskie mastery na SHM-SACD i monofoniczne longpleje z czeskich archiwów będziemy babrać się w jakimś szlamie? Myśli może, iż jesteśmy z tych, co to po garnitury na Savile Row, ale gacie to już cerowane i po wyprzedaży?
Ciężko odchorowalismy numer wycięty nam przez DG, ale teraz już tylko zastanawiamy się, czy Universal nadal będzie promował płyty wysokiej rozdzielczości przy pomocy kurewskich pliczków MP3, a jeśli tak, to w jakim celu? Żeby pobudzić nas do robienia pełnowartościowych kopii z Blu-ray Audio? Ależ to banalnie proste… A przy okazji – na płytach tego formatu można umieścić znacznie więcej muzyki niż 56 minut. Naprawdę. Zwłaszcza gdy kosztują one 85 złotych. Wierząc w ten format, trudno nam uwierzyć, że tak można popsuć jego lans  
Po naciśnięciu „download” schodzi… MP3!

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj