PORPORA: GERMANICO IN GERMANIA

PORPORA: GERMANICO IN GERMANIA

Rating

5 out of 5
Wartość artystyczna
4 out of 5
Brzmienie

Total

4.5
4.5 out of 5
Fonograficzna prapremiera opery, która po niemal trzech wiekach zapomnienia została odnaleziona w 2015 roku w Innsbrucku.

Niewielu melomanów wie, kim był Nicola Porpora (7 sierpnia 1686 – 3 marca 1768), natomiast niemal wszyscy słyszeli o słynnym kastracie Farinellim. Nauczycielem najbardziej znanego dyszkancisty w dziejach był otóż twórca wydanej właśnie na płytach opery „Germanico in Germania” – kompozytor epoki późnego baroku, mentor śpiewaków, którzy dla uprawianej przez siebie sztuki tracili bardzo ważną część samych siebie. Wśród jego uczniów byli najlepsi wokaliści epoki, m.in. Farinelli, Caffarelli, Salimbeni. I to właśnie z myślą o niesłychanym kunszcie ówczesnych falsecistów powstała opera „Germanico in Germania” wystawiona po raz pierwszy w lutym 1732 roku w rzymskim Teatro Capranico. Obsada składała się wyłącznie z mężczyzn – dwie główne role przypadły Domenico Annibaliemu (partia Germanico) i Caffarelliemu (Arminio). Opera zyskała wielką popularność, jednak po śmierci kompozytora została zupełnie zapomniana. Ponownie została odkryta w 2015 roku w Innsbrucku. Polscy melomani mogli zapoznać się z nią 27 stycznia 2017 roku w Krakowie podczas festiwalu Opera Rara.

Libretto opowiada historię podboju Germanii w 14 r.n.e przez wielkiego rzymskiego wodza Germanika, który chce ustanowić w niej rządy cesarza Tyberiusza. Wojownik z południa dopina swego, skutkiem czego jest m.in. wtrącenie do lochów pokonanego dowódcy Arminiusza, który przez trzy operowe godziny cierpi mając topór przy szyi, po czym składa hołd swemu dręczycielowi. W wątku miłosnym autochtonka Ersinda łączy się uczuciem z najeźdźczym generałem Ceciną, co ma pewien wpływ na decyzję Germanica, by nie dekapitować uwięzionego przeciwnika. W końcu wszyscy dochodzą do jakiegoś balansu i żyją dalej bez konieczności rzezania się wobec wszem i owszem.

Opera to nadmiernie długa i nie nazbyt ambitna w zamiarach i słowie napisanym przez Nicola Coluzziego. Nie została jednak stworzona po to, by przeszywać intelektualnie, lecz w celu odpowiedniej prezentacji wokalnej brawury wykonawców partii solowych. Jeśli więc trafią się artystom, którzy umieją zadziwić swym głosem i talentem aktorskim, na drugi plan schodzą fabularne mielizny. „Germanico in Germania” to dzieło wysycone pysznymi melodiami, brawurowymi ariami, nieprzyzwoicie zmysłowymi duetami czy chwytliwymi ponad granice zachwytu introdukcjami. I zadziwiające, gdy wykonują je artyści tacy, jacy występują w interpretacji zarejestrowanej przez firmę Decca. Mamy tu same gwiazdy, a najjaśniej błyszczą trzy: zjawiskowa Julia Lezhneva, nieustraszony Max Emanuel Cenčić i doskonała pod każdym względem Capella Cracoviensis prowadzona przez Jana Tomasza Adamusa.

Być może ktoś powie, że to rozrywka łacna i bezwstydna, trudno jednak dusić ekscytację po najlepszym pokazie fajerwerków od czasu występów Rachmaninowa. Można gardzić linoskoczkiem, ale kiedy idzie śmiało bez asekuracji nad alpejską przepaścią i osiąga cel, nie sposób się powstrzymać przed falą ekscytacji.

Czy jakieś ale? Owszem. Album został nagrany w krakowskim studio Polskiego Radia. A chciałoby się, żeby ten dźwięk i głosy w pełni się rozniosły, wybrzmiały i zostały w pamięci. Taka muzyka wymaga ekstrawertyzmu. A nawet ekshibicjonizmu. Jakiś mały rzymski kościół?

Skomentuj