TOMASZ STAŃKO NEW YORK QUARTET – WISŁAWA. RECENZJA

TOMASZ STAŃKO NEW YORK QUARTET – WISŁAWA. RECENZJA
Tomasz Stańko nie stworzył dzieła przełomowego. Stworzył po prostu jeden z najpiękniejszych albumów w historii jazzu

„Wisława” to pierwszy album formacji Tomasz Stańko New York Quartet, w skład której – prócz polskiego trębacza – wchodzą: David Virelles (fortepian), Thomas Morgan (bas) i Gerald Cleaver (drums). Nasz Mistrz powołując ten kwartet po raz kolejny pokazał, że ma niezwykły dar dobierania do swoich projektów muzyków wyjątkowo predestynowanych do odczytywania jego intencji i celów. Nagrywając „Wisławę” musiał być niebywale pewny umiejętności trójki młodych Amerykanów, albowiem poważył się z nimi na wyprawę w świat subtelnej poezji wielkiej polskiej artystki, gdzie jedna fałszywa nuta, moment wahania czy nietrafiony akcent budzą rechot, gwałcą smak i szargają honor.

Stańko po mistrzowsku utrwalił w swojej muzyce istotę twórczości Szymborskiej, która szukała sensu i kondensowała znaczenia w przejawach konwencji, banalności i nawyków, budując w lichej materii codzienności wstrząsające metafory. Polski jazzman z wyjątkową przenikliwością oddał finezyjny styl krakowskiej poetki, znajdując jednocześnie przestrzeń dla własnych refleksji. Wprawdzie muzyk twierdzi, że źródłem inspiracji podczas tworzenia tego dwupłytowego albumu była zarówno twórczość Szymborskiej, jak i atmosfera Nowego Jorku, to jednak trudno uwierzyć, iż cokolwiek poza wierszami noblistki mogło przyczynić się powstania nagrań o hipnotyzującym wręcz pięknie i kryształowej czystości.
„Wisława” trwa 100 minut i jest wypełniona urzekającymi balladami, migoczącymi inteligentnymi cytatami, niezwykłymi paradoksami,  zaskakującymi skojarzeniami czy odważnymi dygresjami. To wyrafinowane kompozycje budowane w oparciu o równorzędność wszystkich instrumentów i zachwycające kunsztem detalu, finezją brzmień, oryginalnością akordów, delikatnością barw i mnogością środków. W tych utworach nie ma tła, a perspektywa mieści się całkowicie w lirycznym wymiarze wewnętrznych napięć i związków. Każda fraza, akcent, intonacja, rytm, tempo czy pauza mają swoje znaczenie, dzięki czemu nie ma zbędnej retoryki, jest za to wyrafinowana precyzja i najwyższa maestria w posługiwaniu się muzycznym językiem. 
Cała czwórka kreuje na tej płycie wielkie partie, szczególne uznanie budzi jednak sztuka grającego na basie Thomasa Morgana, który swoim instrumentem posługuje się niemal jak tkliwy lutnista. Osobne słowa podziwu należą się Tomaszowi Stańko – brzmienie jego trąbki nigdy nie było chyba tak zmysłowe i jest niczym ciepły bursztyn w dłoni pięknej kobiety. Maestro prezentuje na płycie zdumiewającą kontrolę nad narracją i nawet kiedy ulega freejazzowym ciągotom, słychać, że są to tylko reminiscencje poszukiwań, które doprowadziły go do dzisiejszego stanu omnipotencji.
Gdyby Wisława Szymborska była muzykiem, prawdopodobnie nie zmieniłaby w nagraniach z płyty Tomasz Stańko New York Quartet ani jednej nuty. Jeśli dzisiaj, w dniu premiery „Wisławy”, ma gdzieś tam na górze butelkę zimnej wódeczki, na pewno upije z niej kieliszek lub dwa. A potem sięgnie po nożyczki, żeby zrobić naszemu trębaczowi oraz jego chłopakom z Nowego Jorku wyklejanki. Zasłużyli.
Płyta została zrealizowana w nowojorskich studiach Avatar i jest prawdziwym technicznym majstersztykiem. 

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj