SONO PERFECT
Kamasi Washington. Epic. Ninja Tune. 3CD. 34-letni saksofonista z Los Angeles jest postacią dość znaną w amerykańskim środowisku muzycznym, jednak do tej pory udzielał się głównie jako członek formacji towarzyszących takim artystom jak Snoop Dogg, Raphael Saadiq czy Chaka Khan. Często występuje również z najwyższej klasy jazzmanami, m.in. Geraldem Wilsonem, Stanley’em Clarkem czy Kenny Burrelem. Słychać go także na popularnych ostatnio płytach, choćby Kendricka Lamara czy Flying Lotus. „Epic” to pierwsza solowa produkcja Washingtona, składająca się aż z 3 płyt. Zaangażował do niej 10-osobowy jazz band, 32-osobową orkiestrę i 20-osobowy chór, które tworzą wehikuł świetnie poruszający się w czasoprzestrzeni jazzu, funku soulu, a nawet klasyki. Można by uznać to epickie przedsięwzięcie za całkiem niezłe streszczenie historii muzyki popularnej, jednak metafizyczny ton całości, nieźle korespondujący z Coltrane’owskimi wypadami w zagwiezdną, oraz fantasmagoryczne wątki w stylu Sur Ra, sugerują, że mamy do czynienia być może nawet z zapowiedzią nowego nurtu w jazzie, który może wreszcie przerwie samoestetyzującą się pętlę jałowego obiegu.
Johann Bach, Johann Christoph Bach, Johann Michael Bach. Motetten. Ricercar. 2CD. Wujkowie i kuzyni Jana Sebastiana Bacha to muzycy, którzy mają własne miejsce w historii oraz zapewne wychowaniu Jana Sebastiana, który bez ich genów tworzyłby niechybnie najwyżej jakieś płoche symfonijki na dworze któregoś z polskich magnatów. Dwupłytowy album nagrany przez świetny belgijski zespół Vox Luminis pod dyrekcją Lionela Meuniera zawiera premierowe nagrania motetów, których wartość jest tak zaskakująco wysoka, że niektóre śmiało można przypisać kompozytorowi „Kunst der Fuge” bez żadnego ryzyka popełnienia kompromitującej pomyłki. Niezwykłe połączenie luterańskiego rygoryzmu i włoskiej śpiewności, które pokazuje, że nawet w tak konwencjonalnym gatunku można osiągać wyżyny emocji. Dwupłytowy album, który wprowadza w najwyższy stan kontemplacji.
Music for Wood and Strings. Bryce Dessner, So Percusion. 1 CD. Brassland. Kompozycja amerykańskiego twórcy, który jest zaliczany do czołówki amerykańskich muzyków. 36-minutowe dzieło powstało na zamówienie Carnegie Hall, gdzie miało premierę w 2013 roku. Utwór ten znakomicie oddaje charakter twórczości nowojorczyka, który dość pomysłowo łączy folk, modernizm, minimalizm, a nawet barok, wyróżniając się tym zdecydowanie pośród miliarda epigonów Glassa i Reicha. Płyta jest znakomicie zrealizowana, a niezwykłe brzmienia są rezultatem wykorzystania instrumentu nazwanego „Chord Stick”, który jest rodzajem amplifikowanego dulcymeru. Gdybyśmy kiedyś kręcili film o najbardziej ruchliwych lotniskach świata albo sukcesie amerykańskich łupków, na pewno sięgnęlibyśmy po ten materiał.
Romaria. Choral Music from Brazil. Choir of Gonville & Caius College, Cambridge. Delphian Record. 1 CD. Jedynym znanym kompozytorem na tej płycie jest Villa-Lobos. Cała reszta to twórcy pozostający poza uwagą chyba nawet lokalnych znawców brazylijskiej muzyki. Jest też sporo opracowań tradycyjnej twórczości, która wpisuje się w bogatą historię migracji tworzących współczesny obraz Brazylii. Rzecz na tyle przekonywająca w swoim mimo wszystko dość akademickim założeniu, że warta głębszych studiów. Prócz muzyki, są też tutaj i odgłosy natury, co może nie jest specjalną atrakcja, ale łatwiej pozwala poczuć tropikalny żar amazońskich szaleństw.
Leonardo Vinci. Catone in Utica. Il Pomo D’Oro. Ricardo Minasi. 3CD. Decca. Światowa prapremiera opery z librettem Metastasia, wystawionej po raz pierwszy w Rzymie w 1728 r. Autorem jest włoski kompozytor wyspecjalizowany w tym gatunku, a to najlepsza gwarancja wokalnej wirtuozerii na poziomie akrobatycznym. Trzypłytowy album wytwórni Decca jest kolejnym popisem plejady kontratenorów, którzy z niesamowitą pewnością prezentują repertuar wymagający najwyższego kunsztu, ale też sporych dramatycznych talentów. Mnóstwo atrakcyjnych arii i ansambli, ale też wiele rozkoszy instrumentalnych. Prawie trzygodzinny masaż akustyczny, który czasami przypomina swobodne spadanie między skałami włoskich Alp.
Vivaldi. I concerti dell’addio. Fabio Biondi. Europa Galante. Glossa. Sześć koncertów skrzypcowych pochodzących z przechowywanego obecnie w Brnie zbioru kompozycji, które za dwanaście dukatów węgierskich kupił od Vivaldiego poprzez swojego sekretarza książę Collalto. Włoski muzyk sprzedał je niedługo przed swoją śmiercią, stąd „The Farewell Concertos” w nazwie tej kompilacji. Wydawnictwo Glossa opublikowało album, który śmiało można zaliczyć do najbardziej udanych albumów z muzyką Vivaldiego ostatnich lat. Zachwycająco przestrzenne brzmienia, miękka połyskliwość instrumentów Europa Galante, żywy dźwięk solisty – korki od szampana same się otwierają.
Vivaldi. L’Estro Armonico. Rachel Podger. Brecon Baroque. Channel Classics. Dwupłytowy album skrzypaczki, która znajduje się od kilku lat w olimpijskiej formie i razem z Brecon Baroque tworzy w tej chwili formację, z którą może konkurować zaledwie kilka zespołów na świecie. Nagrania zrealizowane przez Holendrów to imponujący pokaz pirotechniki, w którym od początku do końca utrzymana jest niezwykła dramaturgia widowiska. To taki muzyczny odpowiednik „Gwiezdnych wojen” z dodatkiem błyskotliwości z najlepszych filmów Woody Allena.
Scriabin. Complete Poemes. Garrick Ohlsson. Hyperion. Płyta, którą można było potraktować jako ciąg neurotycznych opowieści, jednak Ohlsson jest zbyt poważnym pianistą, żeby decydować się na takie zabiegi, więc otrzymujemy to samo, tylko z punktu widzenia psychoanalityka, który chłodno i rzeczowo, ale z pełnym zaangażowaniem przedstawia uczuciowe perypetie pacjentów, którzy trafiają do jego gabinetu. Intrygujące.
Franz Lisz. Angela Hewitt. Piano Sonata. Dante Sonata. Petrarch Sonnets. Hyperion. Przez wiele lat kanadyjska pianistka żyła twórczością Jana Sebastiana Bacha, co zaowocowało wieloma kanonicznymi już teraz nagraniami z jego najwybitniejszymi utworami klawiszowymi. Jak wypada Hewitt w repertuarze Lisztowskim, zgoła odmiennym? Czuje się tutaj chyba lepiej niż w baroku. Słuchając romantycznych utworów węgierskiego wirtuoza w jej wykonaniu, prędzej czy później dojdzie się do wniosku, że wszystko przed Hewitt było ciężka pomyłką.
Czajkowski. Jolanta. Anna Netrebko. Slovenian Philharmonic Orchestra. Emmanuel Villaume. 2CD. Deutsche Grammophon. Rosyjski kompozytor pisał swoją operę równolegle z baletem „Dziadek do orzechów”, obydwa dzieła zostały też wystawione tego samego wieczoru 18 grudnia 1892 roku. Czajkowski odniósł sukces, jednak potem losy obydwu dzieł potoczyły się zgoła odmiennie – „Dziadek do orzechów” zyskał miano arcydzieła dopiero do dwóch dekadach, a „Jolanta” do dzisiaj boryka się z opinią dzieła pozbawionego natchnienia. Nawet jeśli to prawda, nikogo nie powinno to zniechęcać do zapoznania się z dwupłytowym albumem DG, na którym kunszt wokalno-liryczny Anny Netrebko osiąga wyżyny nadzwyczajnego mistrzostwa.
Najlepsze płyty 2014 roku. Perfekcyjna dziesiątka, reprezentująca najwyższy kunszt muzyczny oraz niesłychanie wysoki poziom realizacyjny. Albumy, które – w naszej opinii – powinny usatysfakcjonować wymagających melomanów oraz wyrafinowych audiofilów
Bach. Piotr Anderszewski. Englisch Suites 1,3 & 5. Warner Classics. 1 CD. Polski pianista jest dzisiaj najwybitniejszym wykonawcą Bacha i trzeba mieć nadzieję, że kiedyś uda mu się nagrać wszystkie największe dzieła niemieckiego kompozytora napisane na instrumenty klawiszowe. Styl Anderszewskiego to nieprawdopodobna klarowność, wyjątkowa lekkość i niesłychana spójność, dzięki którym możliwe jest ukazanie dzieł barokowego arcymistrza w ich pełnej błyskotliwości.
The Year Before Yesterday. Los Angeles Percussion Quartet. Sono Luminus. 1CD. Intrygujący repertuar złożony z utworów perkusyjnych współczesnych kompozytorów. Ich wykonawcą jest amerykański kwartet, który 3 lata temu zabłysnął obsypaną nominacjami do Grammy płytą „Rupa Khandha”, zachwycającą nie tylko muzyką, ale też rewelacyjnym poziomem techniki dźwiękowej. Podobnie jest i w tym przypadku – muzyka przykuwa uwagę, a brzmienie jest referencyjne. Dynamika, przejrzystość, architektura, ilość niezwykłych aranżacyjnych kombinacji oraz liczba nietypowych instrumentów powodują, że płyta amerykańskiej wytwórni powinna natychmiast znaleźć się w podręcznym arsenale wszystkich, którzy potrzebują efektownego materiału demonstracyjnego.
Monteverdi. Vespri Solenni Per La festa Di san Marco. Concerto Italiano. Rinaldo Alessandrini. Naive. Muzyczna rekonstrukcja dnia św. Marka, patrona Wenecji, który obchodzony jest 25 kwietnia, a historycznie zawsze zaczynał się od mszy w bazylice św. Marka. Alessandrini wybrał dla tego nagrania bazylikę Santa Barbara w Mantui, gdzie przestrzennie świetlista akustyka wspaniale podkreśla uroczysty, ale też niezwykle pogodnie komunikatywny charakter wybranej do tej realizacji sakralnej muzyki Monteverdiego. Gdybyśmy mieli tę płytę opisać jednym słowem, powiedzielibyśmy, że jest anielska.
Jazzpospolita. Jazzpo! Postpost. Czwarty album kwartetu, który tworzą Stefan Nowakowski (bas), Wojtek Olesiak (perkusja), Michał Przerwa-Tetmajer (gitara) i Michał Załęski (klawisze) został nagrany na setkę bez żadnej edycji w postprodukcji w studio Tokarnia pod okiem Jana Smoczyńskiego. Płyta pod względem technicznym jest istnym majstersztykiem, a o jej wyjątkowym brzmieniu stanowią m.in. wintydżowe instrumenty, wśród nich Fender Rhodes czy Hammond C-3. Jaka jest ta produkcja od strony muzycznej? „Jazzpo!” przenosi w lekko psychodelizujący klimat miejskich westernów, w których ironiczna powaga miesza się z szorstkimi wzruszeniami, a oschły sarkazm z barowym sentymentalizmem. Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby album zaistniał na ścieżce dźwiękowej nowego filmu Quentina Tarantino, a Lana Del Rey zabrała chłopaków w swoją nową trasę. Takie to nastroje…
Locatelli. 24 Caprices. Gabriel Tchalik. Evidence Music. Premierowe nagranie kaprysów skrzypcowych włoskiego mistrza baroku. Są one częścią opusu zawierającego słynny zbiór 12 koncertów znanych jako „L’Arte del violino” i wydaje się zupełnie niewiarygodne, że do tej pory nie zostały w całości zarejestrowane i opublikowane na płycie. Zadania tego podjął się młody francusko-rosyjski skrzypek i wywiązał się z niego wzorowo. A to wcale niełatwe, gdyż kaprysy pana Locatelli uchodzą za trudniejsze od kaprysów Paganiniego i równie wymagające jak sonaty Bacha. Wyborna płyta zrealizowana w akustycznie doskonałym prowansalskim Chateau de Lourmarin.
Jean-Marie Leclair. The Complete Sonatas for Two Violins. Sono Luminus. Album dla tych, którzy za Bachem nie bardzo, bo trudny, jakiś taki suchy i mądrala, zwłaszcza w twórczości na instrumenty solo, ale mają ochotę na bliski półdystans z dziełami równie ambitnymi, lecz o zmysłowości nieco bardziej bezpośredniej. I to jest produkcja, która powinna w pełni takie oczekiwania zaspokoić. Utwory Leclaira to pełne finezji i niezrównanej inwencji kompozycje o wielkich walorach technicznych, będące jednocześnie esencją francuskiego baroku. Dwupłytowy album wydany także na dysku Blu-ray, gdzie znajduje sie m.in. wersja 7.0.
Gliere. Symphony No. 3 „Ilya Muromets”. Buffalo Philharmonic Orchestra. JoAnna Falletta. Naxos. 1 CD. Wspaniała symfonia Gliera jest jednym z tych utworów, które stały się ofiarą wszystkich XX-wiecznych modernizmów, rewolucji i dekonstrukcji. A jest to rzecz w całej swojej monumentalnej pompatyczności niezwykle przekonująca wielością i pomysłowością motywów, orkiestracyjną inwencją, filmową wręcz sugestywnością oraz humorem. To arcydzieło, które powstało zbyt późno, aby stać się popularne, i zbyt wcześnie, aby zaistnieć jako ścieżka dźwiękowa epickiej hollywoodzkiej produkcji obsypanej Oscarami. JoAnn Falleta pokazuje w magiczny sposób, że doskonała konwencjonalność tej symfonii to niemal symbol rosyjskiej tradycji muzycznej, która może nie zmienia świata, ale daje mu za to mnóstwo dzikiej radości. Jedna z naszych ulubionych tegorocznych płyt.
Mozart. Piano Concertos K 503 & K 466. Martha Argerich, Claudio Abbado, Orchestra Mozart. Deutsche Grammophon. Ostatnie nagranie nieodżałowanego Claudio Abbado to dwa późne koncerty fortepianowe Mozarta wykonywane przez jego orkiestrę oraz Marthę Argerich. Wielu nawet wybitnych artystów uważa, że kompozycje Austriaka to błyskotliwe melodyjki i pusta wirtuozeria, jednak taki pogląd jest najczęściej wyrazem bezradności wobec głębi, która otwiera się dopiero przed ludźmi takimi jak Abbado i Argerich, szukającymi znaczeń na granicach przenikliwości. Powiedzieć o tej płycie, że jest wybitna to jakby stwierdzić, iż Władysław Pasikowski widzi świat oczami Kennetha Branagha. Album do umieszczenia na pokładzie następnej sondy kierowanej w głąb kosmosu.
Aphex Twin. Syro. Brytyjski muzyk potrafi jeszcze od czasu do czasu szokować, zadając np. swoim słuchaczom ból przy pomocy noise’u lub swoich starych kawałków, których treść dość szybko wietrzeje. Może dlatego płyta, która jest zbiorem numerów dość konwencjonalnych jak na artystę, który pokazał, że partyzancka elektronika może być ciekawsza od konserwatoryjnej awangardy ostatnich 50 lat, brzmi – hm, jakby to powiedzieć – sympatycznie. Na tyle sympatycznie, a przy tym oryginalnie, że duecik Daft Punk, choć zacny, zaczyna nieco razić wymuszoną grzecznością.
Perla Barocca. Rachel Podger, Marcin Świątkiewicz, Daniele Caminiti. Channel Classics. Wspaniale zrealizowany album z utworami wczesnego włoskiego baroku, skomponowanymi przez takie postaci, jak Frescobaldi, Gabrieli, Pandolfi czy Fontana. Choć muzyka to mocno skonwencjonalizowana poprzez swoją retoryczność, nadal jest w stanie urzekać logiką, harmoniczną inwencją i technikami wykorzystującymi śpiewność instrumentów w stopniu, który oddaje śpiewność ludzkiego głosu. Czarownie subtelne i intensywnie żywiczna.
div dir=”ltr” style=”text-align: left;” trbidi=”on”>
Bach. Piotr Anderszewski. Englisch Suites 1,3 & 5. Warner Classics. 1 CD. Polski pianista jest dzisiaj najwybitniejszym wykonawcą Bacha i trzeba mieć nadzieję, że kiedyś uda mu się nagrać wszystkie największe dzieła niemieckiego kompozytora napisane na instrumenty klawiszowe. Styl Anderszewskiego to nieprawdopodobna klarowność, wyjątkowa lekkość i niesłychana spójność, dzięki którym możliwe jest ukazanie dzieł barokowego arcymistrza w ich pełnej błyskotliwości.
Stefano Bollani. Joy In Spite of Everything. ECM. 1 CD. Kwintet stworzony przez włoskiego pianistę nie porywa ani nowatorstwem, ani brzmieniem, ani nawet specjalną wirtuozerią, a jednak słucha się go tak, jak ogląda się filmy późnego neorealizmu – z przekonaniem, że tutaj musi być gdzieś prawda. Trochę słońca, garść melancholii, kilka błyskotliwych dowcipów, parę dygresji, lekkie zamyślenie, drobna łza, Monk, barok, calypso… Wydaje się, że to kalejdoskop, który wziął górę nad programem, ale po kilkudziesięciu minutach wstajesz i wiesz, że życie ma sens, a muzyka wcale nie musi być przykra, aby coś o tym opowiedzieć. Fenomenalna realizacja dźwiękowa jest dziełem Avatar Studios w Nowym Jorku.
Io Vidi In Terra. Jose Lemos. Sono Luminus. CD/Blu-ray. Wiele albumów nagrywanych przez kontratenorów to zwykłe popisy, rejestrowane – mamy wrażenie – ku uciesze gawiedzi, która nie wierzy, że duży chłop, a tak może. Ten album jest inny i nie ma nic wspólnego z cną wokalną akrobatyką. To nastrojowy program z utworami wczesnego włoskiego baroku, reprezentowanego m.in. przez Monteverdiego, Frescobaldiego, Picciniego, Merulę, Ferrari czy Storace. Album wysmakowany i dopieszczony we wszystkich szczegółach. Niezrównana sztuka brazylijskiego śpiewaka i fantastyczna praca amerykańskich realizatorów dają w efekcie album, który zaliczamy do najlepszych tegorocznych wydawnictw.
Mozart. The Last Three Symphonies. Orchestra of The Eighteent Century. Frans Brüggen. Glossa. 2 CD. Jeśli kiedyś astronomowie przechwycą sygnał z początku Wszechświata i okaże się, że brzmi on dokładnie tak, jak trzy ostatnie symfonie Mozarta w wykonaniu holenderskiego mistrza, to wcale się nie zdziwimy, gdyż rzeczy piękne, doskonałe, prawdziwe i zadziwiające nie mogą powstawać przy dźwiękach muzyki Beatlesów czy Lutosławskiego. Kosmos jednych wyglądałby pewnie jak tancbuda pod Białymstokiem, a kosmos tego drugiego jak strach przed maturą albo słone paluszki na oficjalnym raucie w Łazienkach. Dzięki Bogu i Niederlandom wiemy już jednak, że Uniwersum ma strukturę Mozartowskich kawałków oraz jak powinna wyglądać teoria wszystkiego, idealny jacht, wzór na teleportację oraz umysł jogina. Album, który pokażemy Bogu, kiedy zapyta nas, czy zrobiliśmy w życiu coś sensownego. Owszem, od kilku dni na okrągło słuchamy Brüggena.
Last Dance. Keith Jarrett. Charlie Haden. ECM. Symboliczne pożegnanie wielkiego basisty, który 11 lipca br. został wezwany na wieczne tournee. Płyta nagrana w domowym studio pianisty Keitha Jarretta, wieloletniego przyjaciela i partnera scenicznego Hadena, to jazzowa liryka sięgająca najgłębszych pokładów wrażliwości. Skromne, wzruszające, szczere i konwencjonalne, ale w takim sensie, w jakim konwencjonalne są np. sonety Szekspira.
Ida Haendel. Prague Recordins 1957-1965. Supraphon. 5CD. Fenomenalna antologia nagrań urodzonej w 1928 roku w Chełmie skrzypaczki, której niezwykła muzykalność i umiejętność przenikania do emocjonalnego sedna wykonywanych utworów wyznaczają tak naprawdę perspektywę dla wszystkich, którzy w słuchanych czy wykonywanych utworach chcieliby odnaleźć obraz własnych przeżyć i doświadczeń. Zjawiskowe nagrania, które poza świadectwem wyjątkowego talentu maestry są także dowodem, że choćby przyszedł tutaj miliard chińskich wirtuozów, to i tak nie dadzą rady jednej wielkiej Artystce.
Eric Clapton & Friends. The Breeze. An Appreciation of JJ Cale. Obciachowy oldskul w wykonaniu amerykańskich dinozaurów rocka i folku skrzykniętych, by oddać hołd muzykowi, który stworzył m.in. „After Midnight” czy „Cocaine” będących teraz dla Claptona podstawą jego strzelistości. Występujący tu m.in. Tom Petty, Mark Knopfler, Willie Nelson i John Mayer od lat nie nagrali niczego, co można by w przybliżeniu nawet zaliczyć do kategorii „oryginalne” czy „epokowe”, ale z tymi kolesiami czasami jest tak, jak ze starym pubem na rogu – człowiek chodzi tam od lat i zawsze spotka kogoś lub coś miłego. Na przykład happy hour. I ta płyta to właśnie coś w rodzaju takiego barowego happy hour – dobrze znane piwo w uczciwej cenie i towarzystwie sprawdzonych gości.
Couperin. Rebel. Florilegium. Channel Classics. Jeśli ktoś lubi dance, powinien natychmiast zainteresować się tanecznymi suitami dwóch przedstawicieli francuskiego baroku wydanymi na dysku holenderskiej wytwórni. Naszym niespełnionym marzeniem jest popołudnie ze skrzynką lekko czerwonego wina na łonie pałacowego ogrodu gdzieś w Burbonii, w którego labiryntach moglibyśmy się oddać ciuciubabkom z pastereczkami, kelnereczkami i kuchareczkami, a w tle mielibyśmy ścieżkę dźwiękową stosowną do takich wymyślnych zabaw. Ścieżkę już mamy, potrzebny jest pałac z ogrodowym labiryntem…
Cecilia Persson. Open Rein. Hoob Records. Szwedzka pianistka z tytułem jazzowej kompozytorki roku przyznanym w 2012 roku przez Sveriges Radio jest na arenie międzynarodowej postacią nową, szybko jednak powinna zdobyć pozycję, nazwisko i szacunek w gronie najbardziej uznanych gwiazd tego gatunku. Do tej pory znana była głównie jako liderka grupy Paavo, uprawiającej awangardę i free, „Open Rein” wydany przez niezależną oficynę Hoob to jej pierwszy album sygnowany własnym nazwiskiem. Dziesięcioosobowy band z chęcią poddaje się improwizacyjnemu żywiołowi, jednak nad całością materii panuje kompozycyjny porządek utrzymywany przez Persson, która nie przejawia najmniejszych skłonności, by ze swoim fortepianem dominować nad resztą grupy. Stylistyka rozpostarta między dokonaniami Milesa Davisa, free, muzyką filmową oraz minimalizmem. Nie zdziwimy się, jeśli w przyszłym roku płyta ta zgarnie GRAMMY w tej kategorii, w której w tym roku zabłysnął Włodek Pawlik.
Gary Graffman. The Complete RCA and Columbia Album Collection. Sony. Prawdopodobnie dziesiątki razy słyszeliście tego pianistę, ale nigdy nie kojarzyliście jego nazwiska. Graffman to ten człowiek, która gra „Błękitna rapsodię” Gershwina na ścieżce dźwiękowej do filmu „Manhattan” niejakiego Woody Allena. Ten spektakularny sukces nie powinien jednak przyćmiewać faktu, iż Graffman jest jednym z najwybitniejszych powojennych amerykańskich artystów, który w swoim dorobku ma wiele świetnych płyt, w tym kilka klasycznych albumów nagranych pod dyrekcją Leonarda Bernsteina i Georga Szella. Wydany niedawno przez Sony boks zawiera 24 płyty z nagraniami Graffmana, którego błyskotliwa kariera skończyła się w 1977 roku banalnym wywichnięciem palca serdecznego prawej ręki. Wszystkie są pieczołowicie odrestaurowane i brzmią tak wyśmienicie, jak wyśmienicie mogą tylko brzmieć nagrania złotej ery analogu. Repertuar – wielka fortepianowa klasyka. Liczymy, iż przyjemności słuchania nie popsuje świadomość, iż Graffman przysposobił do wielkich karier m.in. Lang Langa i Yuję Wang. Cóż, to chyba nie jego wina, iż utalentowani ludzie nazbyt często ulegają pokusom, które oddalają ich od piękna, prawdy i dobra.
Orient-Occident II. Hommage a la Syrie. Hesperion XXI. Jordi Savall. Alia Vox. Ta płyta to nie tylko wielki artystyczny triumf Jordi Savalla oraz zaproszonych przez niego muzyków specjalizujących się w egzotycznej muzyce południa Europy oraz Bliskiego Wschodu, ale także płomienny protest przeciwko trwającej w Syrii okrutnej wojnie, wobec której świat zachowuje kompletną obojętność, przyzwalając na opętańczy szał wzajemnego mordowania się milionów ludzi. Być może ezoteryczne piękno syryjskiej muzyki, zjawiskowo utrwalonej na potrzeby tej płyty w kolegiacie w Cardonie, w zestawieniu z codziennymi obrazami bezrozumnej rzezi to najlepszy i najbardziej wstrząsający sposób, by uświadomić rozmiary nie tylko barbarzyńskiej wojennej katastrofy, ale także bezmiar bezpowrotnie trwonionego dziedzictwa tego kraju.
Najbardziej wartościowe płyty ostatnich tygodni. Wybitne pod względem artystycznym, perfekcyjne od strony dźwiękowej
Płyty, które można puszczać podczas rozmaitych audiofilskich wystaw bez wstydu i obaw, że ludzie wrażliwi, o dobrym smaku i obyci w muzycznych zawiłościach zaczną parskać, kląskać i zabierać się do wyjścia
Agnes Obel. Aventine. Pias Recordings. 1CD. Drugi album duńskiej wokalistki, która chętnie jest kojarzona z Tori Amos czy Laurie Anderson, przynosi inteligentną, dojrzałą twórczość inspirowaną zdecydowanie skandynawską tradycją oszczędności i małomówności, skłaniającą się jednocześnie ku substratom południowej emocjonalności. Agnes należy do tych niewielu artystów na współczesnej scenie, którzy potrafią skupić uwagę i wyrazić coś sensownego bez maskujących superprodukcji, dlatego jej głosowi i tekstom wystarcza skromna oprawa – minimalistyczny fortepian, mała sekcja smyczkowa, subtelna elektronika. Płyta dzieląca klimaty Angelo Badalamenti i lapidarność najlepszych produkcji ECM.
Torun Eriksen. Visits. Jazzland Recording. 1CD. Plagą współczesnego jazzu są setki minoderyjnych wokalistek, które wierzą w swój sukces śpiewając covery klasycznych motywów. Zresztą, aby zachować sprawiedliwość – dotyczy to całego środowiska jazzowego, które udaje kreatywność, tworząc miliardy nikomu niepotrzebnych przeróbek. Wcale się nie dziwimy, że ludzie osłuchani już od dawna mówią o katastrofie w branży opanowanej przez bezpłciowych pianistów, pindowate piosenkareczki i bezmózgich saksofonistów, którym się wydaje, że stanowią awangardę, bo potrafią przez kilkadziesiąt minut dmuchać na pełnych obrotach, tworząc muzyczną Fukushimę. I dlatego z ulgą przyjmujemy takie produkcje jak „Visits”. Norweska wokalistka wzięła garść swoich ulubionych kawałków – mamy więc tutaj i Prince’a, i Pink Floyd, i Paula Simona, i używając swojego lekko szorstkiego głosu, elektroniki oraz klasycznego tria stworzyła album, który posiada swój własny idiom.
Ben Monder. Hydra. Sunnyside. 1CD. Nastrojowe, lecz nie pozbawione energii suity umieszczone w rozległej wieloplanowej przestrzeni, gdzie miękkie melodyczne linie gitarowe przenikają się z meandrami wokaliz trojga występujących tu śpiewaków. Jazzowy ambient pełen impresjonistycznych pejzaży, mocno nasycony hipnotyzującymi brzmieniami oraz zmysłowo delikatnymi barwami, tworzącymi seraficzne ramy tej niezwykłej płyty, której stylistyka przebiega na skrzyżowaniu minimalizmu, jazzu, flamenco i eksperymentalnego rocka, jednak z dala od newage’owych ruin. Z gitarzystą Benem Monderem występują m.in. John Patitucci, Skuli Sverrisson i Ted Poor. Album, który może z powodzeniem zastąpić podczas rozmaitych audiofilskich demonstracji wyświechtaną już muzykę Dire Straits.
Jaroussky. Farinelli. Porpora arias. Venice Baroque Orchestra. Andrea Marcon. Erato. 1CD. Arie z oper, które skomponował Nicola Porpora (1686-1768), są bezbłędnie wykonywane przez wyśmienitego francuskiego kontratenora oraz zespół pod dyrekcją Andrea Marcona, ale i tak pewnie dają mgliste zaledwie wyobrażenie o wykonawczym kunszcie Farinellego, najsłynniejszego kastrata w historii muzyki. Porpora był nie tylko jego nauczycielem śpiewu, ale także dostarczycielem niezliczonej ilości popisowych numerów, które nadal czekają na nagranie. Tutaj mamy 7 prapremier, na płycie gościnnie pojawia się gościnnie Cecilia Bartoli, nadal, w naszej opinii, bez blasku.
Mozart. Clarinet Quintet. String Quartet K. 421. Arcanto Quartett. Joeg Widmann. Harmonia Mundi. 1CD. Idealna interpretacja dwóch kameralnych arcydzieł Wolfganga Amadeusza. Jeśli ludzkość zdecyduje się kiedyś na transmisję muzyki w jakości np. 32/384 w kierunku obcych cywilizacji, płyta z tymi utworami znajdzie się prawdopodobnie w pierwszej setce naszych rekomendacji. Jesteśmy przekonani, że wobec natchnionego piękna Mozartowskich fraz kosmos zacznie rozkwitać angielskimi ogrodami, będzie rodzić przecudnej urody nimfy oraz tworzyć pojazdy wyłącznie z 12-cylindrowymi silnikami o podwójnym turbodoładowaniu.
Julia Holter. Loud City Song. Domino. 1 CD. Wysoce przetworzony avant-pop, który meandruje między minimalistycznym modernizmem, syntetyczną postmoderną, elektronicznym ambientem i poetycką klasyką. Mimo tylu sprzecznych inspiracji płyta ma swoisty klimat, który mógłby być ścieżką dźwiękową do refleksyjno-mglistego filmu o współczesnych metropoliach. Holter świetnie żongluje nastrojami i gatunkami, a jej umiejętności aranżacyjne podążają wyraźnie w stronę zaawansowanego instrumentalnie jazzu. Świeże, inteligentne, odkrywcze i świetnie nagrane.
Nine Inch Nails. Hesitation Marks (Audiophile Mastered Version). Sony. D↓. Gęsta, audiofilska wersja najbardziej elektronicznej płyty NIN. Przez wielu zaprzysięgłych fanów Trenta Reznora uznana za przejaw gnuśności i zapyziałego drobnomieszczaństwa, o czym świadczyć ma m.in. marginalne potraktowanie gitar oraz zdecydowany nadmiar śpiewnych fraz, lekkich rytmów oraz trybu energooszczędnego. Cóż, może rzeczywiście NIN brzmi czasami jak cywilizacyjny wzorzec, ale gdzieś tam w tle zawsze słychać echo szatańskiego szyderstwa.
Johann Joachim Quantz. Flute Concertos. Mary Oleskiewicz. Concerto Armonico. Miklos Spanyi. 1CD. Naxos. Cztery koncerty fletowe kompozytora, który fascynował się w swojej młodości Handlem i Vivaldim, co doskonale słychać ku rozkoszy serc i przyjemności umysłów. Wykonawcami są wybitni fachowcy – flecistka Mary Oleskiewicz jest odkrywczynią zamieszczonego tu koncertu QV 5:238, a Miklos Spanyi i Concerto Armonico są doskonale znani z serii płyt prezentujących muzykę CPE Bacha na płytach wytwórni BIS. Produkcja NAXOS w niczym nie ustępuje szwedzkim realizacjom słynącym z przepysznej finezji.
Tedeschi Trucks Band. Made Up Mind. Sony. 1CD. Zestaw rewitalizacyjny z najlepszym amerykańskim blues-rockiem, ocierającym się o grass, funk, soul i jazz. 11-osobowa kapela gra muzykę, która sprawia niekłamaną radość, w żaden sposób nie jest przekombinowana, została świetnie skomponowana i choć nie zaskakuje oryginalnością, to ma w sobie energię właściwą beztroskim wygłupom przy soczystym grillu i ze słoikiem księżycówki. Wyborny dźwięk, który powstawał z wykorzystaniem wyłącznie analogowego sprzętu. To jest jedna z tych płyt, które od razu trzeba kupować na winylu.
Antonio Vivaldi. Estro Armonico – Libro secondo. Cafe Zimmermann. Alpha 1CD. Bajeczne brzmienie, niezwykłych lotów utwory koncertujące na pojedyncze oraz dwoje i troje skrzypiec oraz koronkowe wykonawstwo – to wszystko składa się na jedną z najlepszych tegorocznych pozycji adresowanych do miłośników baroku. Płyta, która natychmiast powinna być włączona do wszystkich programów psychoterapeutycznych odbywających się w czasie jesienno-zimowej depresji. Fenomenalne wydawnictwo!
Terence Blanchard. Magnetic. Blue Note. 1 CD. Słynny trębacz w mainstreamowym dżezie, który zdecydowanie góruje nad miliardem produkcyjniaków powstających w tej branży. Terence nagrał tę płytę przy współpracy sporej grupki całkiem znanych oraz będących dopiero na drodze ku wyżynom muzyków, wśród których są Ron Carter, Ravi Coltrane, Fabian Almazan, Joshua Crumbly, Lionel Loueke, Kendrick Scott i Brice Winston. Powiedzmy od razu, że Blanchard daje tutaj z siebie 1/100 tego co potrafi, często ulega filmowym konwencjom, niespecjalnie wymaga od kolegów, prawie w ogóle nie inspiruje, ale przecież nie zawsze chodzi o to, żeby bić betonowy sufit, który wisi na jazzem od dziesiątków lat. Czasami wystarczy zagrać tak, żeby wszystko się zgadzało, miało ręce i nogi oraz początek i koniec. A poza tym jest lato. Ambitnych projektów i całosezonowych geniuszy będziemy szukać potem.
Dobrzyński. Polish Radio Symhony Orchestra. Emilian Madey. Łukasz Borowicz. Chandos. 2CD. W zeszłym roku nakładem Polskiego Radia ukazała się płytowa wersja jedynej opery Feliksa Ignacego Dobrzyńskiego (1807-1867) zatytułowanej „Monbar” i było to wydarzenie, dające okazję do wyrażenia wielu superlatywów pod adresem ekipy, która dokonała rejestracji tego dzieła – mało znanego i bez pretensji do kanonu, acz nie pozbawionego uroku i walorów dobrej rozrywki. Ten sam właściwie skład wydał teraz w barwach brytyjskiego Chandosa kolejne utwory kompozytora, do którego chwalenia wcale nie trzeba się zmuszać ponad miarę zwykłej grzeczności. Józef Elsner, nauczyciel Dobrzyńskiego, napisał o nim, że to „zdolność niepospolita” i takimż komplementem chcielibyśmy podsumować nie tylko program tej płyty, ale także pracę Borowicza, jego orkiestry, solisty i realizatorów.
Gary Peacock. Marilyn Crispell. Azure. ECM. 1 CD. Gdyby Arnold Schoenberg miał w sobie więcej luzu i chciał poswawolić wytwornie ze swoimi przyjaciółmi w letnim ogrodzie, pod lipą, przy stole z wielką karafką białego wina i półmiskiem świeżych owoców, zachowując przy tym akademicką twarz oraz przyjmując lekki dystans do własnej boskości, z pewnością dałby się namówić na muzykowanie zaproponowane przez Peacocka i Crisella. Ona – powściągliwa fortepianistka, on – ledwo temperowany basista, razem – para dialogująca poza granicami banału, posługująca się językiem lekko ascetycznym, w którym cała gama emocji zawarta jest w krótkich frazach i subtelnych akcentach. Rewelacja!
Kaufmann. Wagner. Orchester der Deutschen Oper Berlin. Donald Runnicles. Decca. CD. Niemiecki tenor przechodzi z tą płytą do historii fonografii. Jest nieludzko idealny, podając muzykę Wagnera tak, że nawet Woody Allen mógłby nakręcić optymistyczną biografię niemieckiego kompozytora. W programie arie m.in. z Walkirii, Rienzi, Zygfryda oraz Wesendonck Lieder. Dreszcze przebiegają po krzyżu jeszcze długo po wybrzmieniu ostatnich taktów. A inżynierowie wytwórni Decca przypominają, że reprezentują firmę, która ciągle ma potencjał, żeby wyznaczać standardy.
SONO PERFECT KWIECIEŃ 2013
Płyty, które dla lubowników muzyki i dobrego brzmienia mogą być przeżyciem silniejszym niż wycieczka na orbitę z trzecią prędkością kosmiczną
Telemann. Ouvertures pittoresques. Arte Dei Suonatori. Martin Gester, BIS. SACD. Porywający album polskiego ansamblu, jednego z najlepszych zespołów na świecie specjalizujących się w grze na instrumentach dawnych, obchodzącego w tym roku swoje 20-lecie. W programie uwertury i koncerty Telemanna, który z niezrównanym mistrzostwem potrafił w swoich kompozycjach zawrzeć nie tylko swój niezwykły temperament i poczucie humoru, ale także talent do stylizacji i regionalizacji, przejawiający się tutaj m.in. w dwóch utworach nawiązujących do muzyki polskiej zasłyszanej przez niego gdzieś między Pszczyną a Żarami. Świetne nagrania dokonane w październiku 2012 roku w kościele Michała Archanioła w Wykrotach.
Płytowy zestaw dla smakoszy wysokogatunkowej sztuki i wysokojakościowych brzmień, czyli najlepsze albumy do pieszczenia audiofilskich uszu i zaspokajania kapryśnych muzycznych gustów
Bach. Flute Sonatas. Andrea Oliva, Angela Hewitt. Hyperion Records. Wzorcowe wykonanie Bachowskich sonat. Nagranie to należałoby odlać w brązie i w formie pomnika stawiać na każdym większym rondzie we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców jako przykład wysokiej kultury. W miastach poniżej 100 tys. pewnie stoją już pomniki zespołu Weekend…
In the Country. Sunset Sunrise. ACT. Gdyby nie „Wisława” mistrza Tomasza, uznalibyśmy album norweskiego tria z pianistą Mortenem Qvenildem na czele, znanym m.in. z Jaga Jazzist, za najlepszy tegoroczny album jazzowy. Niestety, musimy mu przyznać zaszczytne drugie miejsce. Skandynawowie rozpięli się między północnoeuropejskim ambientem, jazzem, popem i eksperymentem, tworząc konstrukcję o niebywałej ekspresji, wielkiej oryginalności i atrakcyjnej strukturze. Realizacja dźwiękowa – na szóstkę z plusem. Intrygujące i satysfakcjonujące!
Wysoka sztuka i najwyższy kunszt realizatorski, czyli najlepsze płyty dla audiofilów i melomanów
Najlepsze płyty 2012 roku to wybitne osiągnięcia artystyczne poparte nadzwyczajną pracą producentów i realizatorów dźwięku. Realizacje te wytrzymują najsurowsze oceny zarówno melomanów, jak i audiofilów
Kurtag. Ligeti. Music for Viola. Kim Kashkashian. ECM New Series. Muzyka współczesna na altówkę solo? To nie brzmi zachęcająco, a jednak gorąco namawiamy do wysłuchania płyty, która eksploruje rzadko nagrywany repertuar węgierskich kompozytorów i jest zapisem zdumiewających możliwości Kim Kashkashian, obejmujących nie tylko jej warsztat, lecz także umiejętność zgłębiania najbardziej subtelnych emocji. Album, który pozwala poczuć prawdziwie poruszającą siłę muzyki
Johann Sebastian Bach. Das Wohltemperierte Clavier. Andras Schiff. ECM New Series. Drugie podejście słynnego pianisty do wielkiego zbioru Bachowskich wprawek. Czy nowa interpretacja jest lepsza, bogatsza, dojrzalsza? Oczywiście, bo przecież Bacha czyta się jak Szekspira – za każdym razem towarzyszą temu nowe myśli, świeże doświadczenie, inne spojrzenie, ciekawsze refleksje… Dla Schiffa kolejne spotkanie z twórczością Bacha nie jest kurtuazyjnym teatrzykiem, lecz wyprawą do źródeł geniuszu jednej z największych postaci w historii
Leonardo Vinci. Artaserse. Concerto Koeln. Diego Fasolis. Virgin Classics. Ostatnie dzieło kompozytora urodzonego w 1690 roku w Strongoli. Wydanie Virgin Classics to fonograficzna prapremiera, godna najwyższych pochwał nie tylko ze względu na świetną reżyserię dźwięku, ale także niezapomniany występ aż 5 kontratenorów, na czele z supergwiazdą, czyli Philippem Jarrousky’m. Vinci, prawdopodobnie otruty w 1730 roku w jakiejś gorszącej aferze miłosnej, napisał ponad 30 oper i chętnie byśmy spędzili najbliższe lata – dzięki zachęcie Fasolisa – na poznawaniu jego twórczości
Antonio Vivaldi. La Cetra. Holland Baroque Society. Rachel Podger.Channel Classics. Jeśli angielska skrzypaczka nie jest inkarnacją Il Prete Rosso, to naprawdę nie wiemy, co sądzić o jej wybuchowym temperamencie, który w twórczości Wenecjanina ma pełne i niczym tamowane ujście. Przez wiele lat za jedno z największych dokonań fonograficznych wszech czasów uważaliśmy album „La Stravaganza” nagrany dla tej samej wytwórni z udziałem Rachel i Arte dei Suonatori wiele lat temu – po wysłuchaniu „La Cetra” wiemy, że niektóre cuda jednak się powtarzają
Berg. Beethoven. Violin Concertos. Orchestra Mozart. Isabelle Faust. Claudio Abbado. Harmonia Mundi. Perfekcja, która rzadko znajduje taki wyraz, jak w tym nagraniu. W tym wyjątkowym spełnieniu dwóch jakże różnych koncertów trudno kogokolwiek wyróżnić; byłoby to niesprawiedliwe, ale przede wszystkim brutalne. Brutalne w takim sensie, w jakim oddziela się znaczenie od treści czy zasadę od reguły. Wydaje nam się, że określenie „spełnienie” jest tutaj bliższe niż trywialny termin „interpretacja”, daleki od metafizyki uchwyconej w tym zapisie. Jesteśmy przekonani, że jeśli gdzieś na świecie istnieje człowiek zdolny do stworzenia jednolitej teorii pola, to tylko dlatego jeszcze jej nie opisał, iż brakuje mu jednego oczywistego transcendentnego prztyczka. Podeślijcie więc mu tę płytę…
Quiet Winter Night. Hoff Ensemble. 2L. Zimna jazzowa perfekcja z Norwegii. Niektórych może drażnić niewyszukana wokalistyka sprowadzonych do tego projektu norweskich śpiewaków, wystarczy jednak wmówić sobie, że w ich manierze zawarta jest metafora szorstkich, lodowatych i posępnych granitów rosnących wzdłuż fiordów, by dostrzec ziarno prawdy w kolejnym porażającym swoją techniczną doskonałością przedsięwzięciu najlepszej audiofilskiej wytwórni świata, przełamującej stereotyp, że co dla miłośników dobrego brzmienia, to nudne i proste jak wódka z reniferzym udkiem. Album wydany m.in na Blu-ray Audio i winylu.
Najlepsze albumy ostatnich tygodni. Z niezliczonych nowości wybraliśmy płyty, których niezrównany artyzm dorównuje sztuce realizatorskiej
Płyty, dla których warto zgrzeszyć. Wielokrotnie
Z czystym sercem, w szlachetnej intencji oraz bez cienia zażenowania, iż ulegliśmy jakiejś promocji (prosimy śmiało klikać w reklamy – to nie wpływa na naszą politykę), proponujemy Państwu kilka realizacji, które – naszym zdaniem – zasługują na wyjątkową uwagę. Nadto – gwarantują one podwójną satysfakcję: audiofilską i artystyczną.
Chodziliśmy wokół tej płyty – prawdę mówiąc – przez kilka tygodni, zastanawiając się, jakim człowiekiem jest Paul Lewis, skoro zdecydował się nagrać Wariacje Diabellego po naszym (i trochę Węgrów) Piotrze Anderszewskim, który stworzył natchnioną niepokornym duchem i jawnie ikonoklastyczną intepretację, będącą dla nas już na wieki wieków miarą nie tylko oceny tego popularnego dzieła Beethovena, ale także skalą talentu artystów fortepianu. To jest tak, jak z Wariacjami Goldbergowskimi w wykonaniu Rosalyn Tureck, wobec którego nawet Glenn Gould wydaje się tylko znerwicowanym prozaikiem. Kiedy już jednak zdecydowaliśmy się posłuchać Lewisa, okazało się, że w tym młodym człowieku kryje się, o dziwo!, ekscentryk wystarczająco pomysłowy, żeby nie nudzić na śmierć jakąś ekstremalną psychoanalizą Beethovena. Technicznie nagranie jest palce lizać – powstało w berlińskim studio Teldex.
BEETHOVEN, DIABELL-VARIATIONEN, PAUL LEWIS, HARMONIA MUNDI, CD
Keith Jarrett potrafi od czasu do czasu zaskoczyć czymś niepojęcie naiwnym, by nie powiedzieć infantylnym, co zresztą zaskarbia mu sympatię milionów idiotów na świecie, myślących że jak facet zaimprowizuje smutny i melodyjny kawałek, to jest wysłannikiem obcej i bardziej inteligentnej cywilizacji. Tym razem jednak Amerykanin prezentuje formę przypominającą, iż jego muzyczny instynkt ogarnia dużo więcej niż oczekiwania sentymentalnych matołków. Oto wytrawny album artysty, który potrafi oddzielić sztukę od plażowania. To trochę inna postawa niż ta, którą przedstawia Leszek Możdzer.
KEITH JARRETT, RIO, ECM, 2 CD
Maestro Wit, od wielu lat nagrywający z uporem godnym lepszej sprawy dla odrzucanej z powodu swojej taniości wytwórni Naxos, sprawia na nas wrażenie człowieka, który zrozumiał dużo więcej niż chciałby – gdyby miał osobowość np. Gustavo Dudamela – opowiedzieć na łamach kolorowej prasy. I za to go cholernie cenimy – swoją przenikliwością nie epatuje w publicznych stylizacjach, tylko w tam, gdzie wymaga się trudnego oświecenia. Pokłony dla Aleksandry Nagórko i Andrzeja Sasinów, autorów reżyserii dźwiękowej tego wydania.
JANACEK, GLAGOLITIC MASS, SINFONIETTA, WARSAW PHILHARMONIC ORCHESTRA, ANTONI WIT, CD, NAXOS
Szostakowicz – jeden z najbardziej fascynujących kompozytorów wszech czasów – nigdy prawdopodobnie nie powiedział o sobie, że jest człowiekiem szczęśliwym. Rewolucja, Lenin, Stalin, czystki, egzekucje… Tym bardziej zadziwiające, w jaki sposób i wbrew obowiązującym normom, wymagającym optymizmu bez zastrzeżeń, udało mu się w swojej twórczości przekazać, bez wyroku!, prawdę o ponurej rzeczywistości, z którą mierzył się praktycznie na każdym kroku. A już na prawdziwy cud zakrawa, że potrafił – mimo czarnej, beznadziejnej, kryminalnej i egzekucyjnej powszedniości – pisać coś innego niż ukrytą skargę na los. Jeden z takich cudów Szostakowicza został zarejestrowany przez szwajcarskich muzyków. Koniecznie!
DYMITR SZOSTAKOWICZ, NEW BAYLON, BASEL SINFONIETTA, MARK FITZ-GERALD, 2 CD, NAXOS
Zdajemy sobie sprawę z tego, że projekty Jordi Savalla, eksplorujące muzyczne związki między Północą i Południem, pachną cepieliadą i wieczorkami zapoznawczymi w pięciogwiazdkowych hotelach Grecji, Egiptu czy Maroko, czyli czystym kiczem, chcielibyśmy jednak nieśmiało zwrócić uwagę, iż nawet przy takich okazjach człowiek poszerza swój horyzont, i to nie tylko seksualny, ale także biznesowy, kulturalny i – olala! – cywilizacyjny. Dlatego jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami wszystkich tego rodzaju konceptów Jordi. Tym większymi, że wydaje je w absolutnie genialnych realizacjach SACD.
LA SUBLIME PORTE, VOIX D’ISTANBUL 1430-1750, HESPERION XXI, JORDI SAVALL, ALIA VOX, SACD
Najlepsze wydawnictwa płytowe 2011 roku
Proszę nam wybaczyć, ale nie przyłączymy się do milionów ludzi na świecie, którzy uważają, że na najwyższe wyróżnienia za dokonania w ostatnim okresie zasługują takie postaci, jak Adele, Florence and The Machine czy Michael Buble. Za dużo pieniędzy wydaliśmy w swoim życiu na muzykę, by w twórczości obecnych mega-gwiazd, roztaczających wokół swojej naiwności klimat fenomenu, odnaleźć cień jakiejkolwiek wielkości. Jest jej za to bez miary w autorach pozycji, które uznaliśmy w swoim skromnym przekonaniu za wyjątkowe udane, niemal kanoniczne, a na pewno ponadczasowe. Poniżej zatem – 13 najlepszych wydawnictw roku 2011. Wśród nich pozwoliliśmy sobie umieścić 2 boksy, które – naszym zdaniem – powinny trafić na półkę każdego szanującego się melomana, audiofila i kolekcjonera.
SONO PERFECT LISTOPAD 2011
Najlepsze albumy ostatnich kilku tygodni. Melomanom i audiofilom gwarantujemy pełną satysfakcję
Są płyty, na które czeka się w napięciu. Wiele sobie obiecywaliśmy po albumie z symfoniami Beethovena zagranymi przez orkiestrę Gewandhausu pod dyrekcją Riccardo Chailly. Czy się przypadkiem nie zawiedliśmy? O naszych reakcjach na to oraz kilka innych arcyciekawych wydawnictw – poniżej.
Autoryzowane przez polską artystkę nagrania czterech jej utworów, wykonanych i świetnie zarejestrowanych w Studio Radia Wrocław. Hanna Kulenty jest jedną z niewielu, być może nawet ostatnią kompozytorką, która potrafi jeszcze w zgrzybiałą formę postminimalizmu tchnąć własną inwencję, wykraczającą poza przewidywalny banał. Spośród setek twórców, sięgających czasem bezwstydnie i z pełną premedytację po środki będące w zasięgu tego nurtu, Polkę wyróżnia przede wszystkim to, iż z łatwością – użyjmy tu modnego terminu – uprzestrzennia płaskie struktury minimalu, wykorzystując względność czasu. Muzycy wykonujący na tej płycie kompozycje Kulenty doskonale to rozumieją, nie poddając się żadnym wątpliwościom, które w tym przypadku strywializowałyby zamiary twórczyni. Ważna płyta, dokumentująca bogatą, wszechstronną i oryginalną twórczość artystki, która jest z pewnością centralną postacią polskiej i europejskiej sceny muzycznej.
Hanna Kulenty, Music 4, Gośka Isphording, Bartosz Koziak, Wrocław Philharmonic Choir, Leopoldinum, Ernst Kovacic, CD, DUX
Wspaniała rzecz! Zarówno Chailly, jak i Gewandhausorchester znajdują się tutaj w olimpijskiej formie, dzięki czemu ich Beethoven nabiera zdumiewającej żywotności i staje się źródłem niezwykłej siły przeżyć, porywających uniesień i autentycznych wzruszeń. Włoski dyrygent prowadzi lipską kapelę szybką, zdecydowaną, energiczna ręką, będąc przy tym niesłychanie precyzyjnym w każdym geście i w każdym zamiarze. Muzyka wielkiego Niemca, poprzez niesłychane skupienie energii wszystkich uczestniczących w tych nagraniach artystów, rozchodzi się niczym fala uderzeniowa i nie pozostawia żadnych niejasności, jakie dźwięki towarzyszyły Wielkiemu Wybuchowi! Reżyseria nagrania – wybitna!
Beethoven, The Symphonies, Riccardo Chailly, Gewandhausorchester, 5 CD, Decca
To już 50 tom kantat w epickiej podróży Japończyków przez muzyczny świat Jana Sebastiana Bacha. Mamy wrażenie, że im bliżej końca tego imponującego projektu, w tym większym natchnieniu uczestniczący w tym przedsięwzięciu muzycy przystępują do wykonywania kolejnych arcydzieł lipskiego kantora. Zachwycająca biegłość i techniczna perfekcja zawsze były mocnymi stronami interpretacji dyrygenta Masaaki Suzuki oraz jego Bach Collegium Japan, można jednak było często mieć spore zastrzeżenia do powściągliwości, a wręcz obojętności wobec duchowych aspektów kantat. Na szczęście od niedawna słychać w zapisach wzbierającą spontaniczność, a nierzadko nawet oznaki prawdziwego objawienia, do którego prowadzi obcowanie z arcydziełami Jana Sebastiana.
Bach, Cantatas vol. 50 (BWV 49, 145, 149, 174), Bach Collegium Japan, Masaaki Suzuki, SACD, BIS
Dwupłytowy album powstały podczas koncertu, który odbył się u stóp ateńskiego Akropolu, w Herod Atticus Odeon, w czerwcu ubiegłego roku. Wzięła w nim udział wybitna śpiewaczka Maria Farantouri, wykonującą nie tylko tradycyjne greckie utwory ludowe, ale także kompozycje Mikisa Theodorakisa czy Eleni Karaindrou. Artystce podczas występu towarzyszyła grupa muzyków z legendarnym saksofonistą Charlesem Lloydem na czele. Nagranie, wyprodukowane przez Manfreda Eichera, to bardzo inspirujący przykład połączenia dość egzotycznego folku i mainstreamowego jazzu. Nie zawsze efekty takich krzyżówek są satysfakcjonujące, jednak tym razem otrzymujemy kreację bardzo inteligentnie zrównoważoną.
Athens Concert, Charles Lloyd, Maria Farantouri, 2 CD, ECM
Pełen rozmachu dramat operowy Vivaldiego, w którym kompozytor daje wielokrotnie przykłady swojego wszechstronnego geniuszu. Wspaniałe arie, przepyszna symfonika, dynamiczna akcja – trudno o większą przyjemność, zwłaszcza że „Farnace” z chorwackim kontratenorem Maksem Emanuelem Cencicem został pod dyrekcją Diego Fasolisa zrealizowany po prostu brawurowo. Nie znajdujemy w tym albumie słabych punktów i polecamy go z wyrazami najwyższego uznania dla wszystkich autorów tej nadzwyczajnej pozycji.
Vivaldi, Farnace, I Barocchisti, Diego Fasolis, 3 CD, Virgin Classics
Płyty o wartościach, które przetrwają najgorszy kryzys
W przeciwieństwie do rządowych półgłówków i bankowych osłów, którzy nawet po wydaniu kilkudziesięciu bilionów dolarów nie są w stanie niczego zapewnić, my gwarantujemy Państwu pięciogwiazdkową satysfakcję z naszych rekomendacji oraz pełny udział w zyskach od przekonania, że towarzystwo odpowiedzialne za niezbyt obecnie melanżowy klimacik na świecie wyląduje w piekle, gdzie z radiowęzła będzie dobiegał obleśny chichot Dody, porno-klaskanie Rubika i wokalizy Steczkowskiej, a zamiast czystej koki będzie tylko gorąca pasta do butów.
Poniżej – kilka albumów, na które chcielibyśmy zwrócić Państwa uwagę ze względu na ich niezwykłe zalety artystyczne i audiofilskie.
Czteropłytowy album ze wszystkimi utworami klawesynowymi Louisa Couperina to wyrafinowany prezent dla miłośników francuskiego baroku oraz wytrawnych koneserów tego rodzaju repertuaru. Richard Egarr nagrywając kompozycje Louisa, nie wiedzieć czemu mniej cenione i rzadziej wykonywany niż kompozycje Francoisa, zorganizował je w suity, dając świadectwo wielkiej znajomości rzeczy oraz subtelnego wyczucia stylistycznego. Na marginesie – angielski klawesynista nie ma nic przeciwko temu, by podczas odtwarzania płyt włączyć tryb… shuffle. Materiał został zrealizowany w dwóch znakomitych brytyjskich studiach: Air Studios i Potton Hall.
Louis Couperin, The Complete Harpsichord Works, Richard Egarr, 4 CD, Harmonia Mundi USA
Wyjątkowa kolekcja 6 winyli, która ukazuje się przy okazji wydania 50-płytowego wyboru najlepszych dźwiękowo i artystycznie produkcji dokonanych przez wytwórnię Decca w erze stereofonicznej. Nie ma co się rozwodzić nad wybranymi do tłoczenia interpretacjami, gdyż są one po prostu kanoniczne. Spośród znajdujących się tutaj albumów aż dwa po raz pierwszy zostały opublikowane na analogu: „Turangalila Symphonie” Messiaena (Riccardo Chailly, Concertgebouw Orchestra, 1992) oraz koncerty skrzypcowe Beethovena i Brittena wykonywane przez Janine Jansen, Deutsche Kammerphilharmonie Bremen i Paavo Järvi (2009). Nagrania są zapisane na 180-gramowych krążkach, zaś w pudełku znajduje się dodatkowo kupon upoważniający do ściągnięcia całego materiału w formacie MP3 o jakości 320 kB/s.
The Decca Sound, 6 LP 180 g
Recital francuskiego pianisty, który odbył się w Wiener Konzerthaus w maju br. Niewątpliwie jest to jeden z ciekawszych projektów związanych z obchodami 200-lecia urodzin Franciszka Liszta. Aimard skonstruował program swojego występu w ten sposób, by pokazać twórczość węgierskiego wirtuoza na tle dokonań kompozytorów dziedziczących w pewnym sensie jego artystyczny genotyp. W takim kontekście jawi się on przede wszystkim jako innowator, odkrywca i prorok, a nie salonowy heros romantycznych salonów. Cenny koncept i bardzo porządna krecja.
Pierre-Laurent Aimard, The Liszt Project: Liszt, Bartok, Berg, Messiaen, Ravel, Scriabin, Stroppa, Wagner, 2CD, Deutsche Grammophon
Rekonstrukcja niepublikowanych do tej pory nagrań Oscara Petersona, pochodzących z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Przedsięwzięcie rozpoczęło się jeszcze za życia wielkiego kanadyjskiego pianisty w 2007 roku. Zespół studia Zenph do replikowania zapisów używa skomplikowanej aplikacji komputerowej, która jest w stanie oddać wszystkie niuanse i każdy aspekt dowolnego archiwalnego materiału. W ten sposób zostały już odświeżone nagrania Arta Tatuma, Glenna Goulda i Sergieja Rachmaninowa. Materiał Petersona został zarejestrowany na specjalnie spreparowanym i oprogramowanym przez zespół Zenpha fortepianie Bösendorfer Imperial w Studio Two w Abbey Road Studios (Londyn). Płyta – jak zwykle w tej serii – zawiera wersję stereo oraz wersję binauralną. Audiofilska perła
Oscar Peterson, Unmistakable, Zenph Re-Performance, 1 CD, Sony Music
Eklektyzm Mykietyna nie wszystkim musi się podobać, tak jak nie wszystkich musi przekonywać emocjonalna wartość jego dotychczasowej twórczości, która bardzo często skupia się gdzieś poza intencjami i ponad motywacją kompozytora. Tym razem jednak mamy do czynienia z dziełem dojrzałym, głęboko poruszającym i uczciwie poprzez swoją bezpośredniość angażującym. Nie dlatego, że Mykietyn zrezygnował ze swojego progresywnego minimalizmu, lecz dlatego, że udało mu się wreszcie wykorzystać dostępne w obrębie tego gatunku środki w taki sposób, by nie pozostawiać odbiorcy w pustce czystej retoryki, lecz uczynić go świadkiem wydarzeń prawdziwie wstrząsających. Album powstał w podkrakowskich Alvernia Studios, które – jesteśmy o tym przekonani – szybko staną się ulubionym miejscem tworzenia audiofilskich arcydzieł.
Paweł Mykietyn, Pasja wg św. Marka, Urszula Kryger, Katarzyna Moś, Maciej Stuhr, AUKSO, Marek Moś, 2 SACD, Narodowy Instytut Audiowizualny
Albumy, których wartość trafi w oczekiwania zarówno melomanów, jak i audiofilów
Kiedy Steve Jobs ogłosił, że rezygnuje z zarządzania swoją firmą, popadliśmy – mimo uczuciowej ambiwalencji wobec tej postaci – w liryczny sentymentalizm, który objawił się nagłą potrzebą zamiany supernowoczesnej aparatury, wykorzystywanej w trybie ciągłym i roboczym, na coś bardziej analogowego.
I tak oto zastąpiliśmy ultrawydajny wzmacniacz tranzystorowy z zaawansowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym na pokładzie starożytną konstrukcją lampową, pracującą w czystej klasie A. Ponieważ mamy genetyczną skłonność do eksperymentowania, sprawdziliśmy, jak będzie się sprawował triodowy wzmacniacz z serwerem muzycznym, w którym zgromadziliśmy trochę dobrej jakości plików. To było straszne! Komputerowe audio okazało się źródłem makabrycznych zakłóceń, które praktycznie uniemożliwiły słuchanie muzyki w tak nietypowej konfiguracji. Wnioski?
Wniosek 1: Steve może i popchnął świat do przodu, ale nie każdy za tym światem nadąża. Wniosek 2: dopóki świat cyfrowy w zetknięciu ze światem analogowym będzie powodował tak katastrofalne efekty, dopóty będziemy kupować zwykłe płyty. Poniżej – 5 najlepszych spośród tych, które ostatnio wpadły nam w ręce. Ich zawartość wyróżnia się tak pod względem artystycznym, jak i sonicznym.
Kompletne wydanie walców Chopina w wykonaniu brytyjskiego pianisty Stephena Hougha, który nawet przez chwilę nie wykazuje skłonności do salonowych interpretacji tych popularnych utworów naszego kompozytora. Dla większości pianistów ten repertuar jest jednoznacznym zaproszeniem do ekshibicjonistycznych popisów i mierzenia się z odpornością publiczności na sztuczną wrażliwość, w tym przypadku jednak mamy do czynienia z artystą, zdającym sobie sprawę z tego, że dżentelmen nie powinien ulegać egzaltacji nawet pod prysznicem. Hough gra tak, jakby grał sam Chopin, gdyby psychicznie był bardziej stabilny.
Chopin, The Complete Waltzes, Stephen Hough, Hyperion, 1 CD
„Ariodante”, opera Handla pochodząca z 1735 roku, w wielu aspektach jest wyjątkowa, długo jednak czekała na realizację płytową, która oddałaby wszystkie walory tego arcydzieła. Problem polega na tym, iż od całego zespołu śpiewaków wymaga ono najwyższego kunsztu – nie wystarczy obsadzenie dobrze dysponowanych gwiazd tylko w dwóch głównych rolach Ariodantae i Ginewry. Ciężar dramaturgiczny, ale także wokalny jest rozłożony bardziej proporcjonalnie niż w innych operach Jerzego Fryderyka, więc w obsadzie nie powinno być słabych punktów. Dlatego dopiero pierwszym nagraniem wystarczająco satysfakcjonującym jest nagranie Marca Minkowskiego (Archiv Produktion 1997) z Anną Sophie von Otter oraz Ewą Podleś. Wielu krytyków uznaje je wręcz za wzorcowe, jednak po wysłuchaniu najnowszej produkcji Alana Curtisa i Joyce DiDonato, będącej w szczytowej formie, powinni oni zweryfikować swoją opinię i oddać palmę pierwszeństwa amerykańskiemu dyrygentowi oraz jego ekipie.
Handel, Ariodante, DiDonato, Gauvin, Puertolas, Lemieux, Lehtipuu, Brook, Il Complesso Barocco, Alan Curtis, Virgin Classics, 3CD
Nigdy nie ukrywaliśmy naszej – być może nadmiernej i nie zawsze uzasadnionej – sympatii dla Jordi Savalla oraz jego międzynarodowego kontyngentu specjalistów, wypuszczających regularnie projekty eksplorujące mało znane, acz wielce interesujące zjawiska z muzycznej przeszłości, nie tylko europejskiej. Katalończyka często ponosiła przy tym fantazja i temperament (co ściągało na jego głowę gromy purystów), nigdy jednak nie zapominał o pięknym brzmieniu i przykładnej reżyserii dźwiękowej. Najnowszy album – w przeciwieństwie do kilku poprzednich – nie ma żadnych ambicji muzykologicznych i jest przedsięwzięciem czysto rozrywkowym, trudno bowiem inaczej określić dwie płyty z suitami orkiestrowymi Rameau, pochodzącymi z jego czterech oper. Nie ma tu ani głębokich myśli, ani szczególnie szlachetnych przeżyć – jest za to czysta sensualność, niewymowny hedonizm oraz nieumiarkowana radość. Nagrania, którą zawsze trzeba mieć pod ręką na wypadek depresji.
Jean-Philippe Rameau, L’Orchestre de Louis XV, Suites d’Orchestre, Le Concert des Nations, Jordi Savall, Alia Vox, 2 SACD
Płyta urzekająca wspaniałą, rozległą i wieloplanową sceną muzyczną, którą świetnie udało się odwzorować Adamowi Binksowi, będącemu w tym przedsięwzięciu jednocześnie producentem, inżynierem i reżyserem dźwięku. Muzyka Johna Ruttera, brytyjskiego kompozytora urodzonego w 1945 r., fantastycznie rozbrzmiewa we wnętrzach katedry St Alban i tworzy idealną równowagę w odbiorze każdego słuchacza, oczekującego nowoczesności połączonej z tradycją brytyjskiego śpiewu chóralnego. A że efekt wydaje się czasami trochę zbyt hollywoodzki? Cóż, jeśli ktoś uważa soundtrack „Gladiatora” za śmieć, raczej nie powienien się zbliżać do tej płyty.
John Rutter, Gloria, Magnificat, Te Deum, Ensemble DeChorum, Andrew Lucas, Naxos, 1 CD
Renesansowe kompozycje wykonywane na kopiach instrumentów zaprojektowanych przez Leonarda da Vinci. Wśród wielu talentów, które posiadł włoski geniusz, był również talent muzyczny, jednak mówi się o nim rzadziej niż o innych, może dlatego, że nie zachowało się żadne dzieło muzykologiczne jego autorstwa, a wiadomo, iż popełnił co najmniej jedno. Leonardo był jednak nie tylko teoretykiem – cieszył się opinią wirtuoza w grze na lirze da braccio, uchodził też za wybitnego improwizatora oraz świetnego akompaniatora. Przy okazji był wynalazcą, m.in instrumentu nazwanego viola organista, który można usłyszeć na tej wyjątkowej płycie zespołu Musica Antigua, kierowanej przez Eduardo Paniaguę.
L’Amore Mi Fa Sollazar, Obrecht, Desprez, Mena, Tinctoris, de Milan, Musica Antigua, Eduardo paniagua, Pneuma, 1 CD
Płyty, których po prostu nie wolno przegapić!
Gdyby którejś nocy funkcjonariusze ABW kazali nam się spakować, na pewno byśmy negocjowali zamianę szczoteczki do zębów na kilka płyt. Wśród nich byłyby te, które omawiamy poniżej. Na marginesie – czy aresztanckie cele wyposażone są w dobre hi-fi? Jeśli ktoś orientuje się, prosimy o kontakt. Tak na wszelki wypadek.
Koncert czterech wybitnych dżezmenów, zarejestrowany w grudniu 2010 roku w nowojorskim klubie Birdland. Wspólny występ Lee Konitza, Brada Mehldaua, Charlie Hadena i Paula Motion, dzięki ich wielkiemu doświadczeniu, głębokiej erudycji, subtelnej inteligencji oraz niesłychanej wrażliwości, stał się historycznym wydarzeniem, ukazującym gatunek muzyczny, o którym wielu sądzi, że już dawno się skończył, w perspektywie intelektualnej spekulacji poddanej skrajnej intuicyjności. Słuchanie tej płyty, zawierającej zaskakujące interpretacje znanych standardów, m.in. „Oleo” Sonny’ego Rollinsa i „Solar” Milesa Davisa, jest jak kontakt z inną, lepszą cywilizacją. Realizacja techniczna – klarowna i bardzo przestrzenna.
Lee Konitz, Brad Mehldau, Charlie Haden, Paul Motion, Live at Birdland, ECM, CD
Reedycja kompletu koncertów fortepianowych zarejestrowanych w latach 2005-2006 przez warszawską orkiestrę pod dyrekcją Tadeusza Karolaka. Solistką jest Viviana Sofronitsky, córka legendarnego pianisty Vladimira Sofronitsky’ego, która do serii nagrań wybrała idealnie brzmiące fortepiano Paula McNulty’ego (na dwóch płytach zastępuje je klawesyn Yvesa Beaupre). Rosjanka świetnie miarkuje Mozartowskie emocje i nigdy nie ulega pokusie przypochlebiania się, co sprawia, że muzyka ciągle zachowuje swój nienagannie klasyczny, pełen czaru, gracji i powabu styl. Realizatorem całości jest Andrzej Lupa, który umiejętnie zbalansował dźwięk fortepiano i orkiestry.
Mozart, Complete Piano Concertos, Viviana Sofronitsky, Musica Antiqua Collegium Varsoviense, Tadeusz Karolak, Etcetera, 11CD
Ultymatywne wydanie albumu, który – ukazawszy się w 1980 r. na dwóch longplayach – wzbudził natychmiastowy zachwyt zarówno melomanów, jak i audiofilów. Gregorio Paniagua odkrył szerokiej publiczności mało znany rozdział w historii muzyki europejskiej, prezentując twórczość kompozytorów z Półwyspu Iberyjskiego w okresie trzech wieków (XV-XVII). Mieszają się w niej najróżniejsze wpływy – arabskie, sefardyjskie, włoskie, francuskie, flamandzkie, niemieckie – stąd niespotykane gdzie indziej bogactwo form, brzmień i barw. Paniagua wykorzystał podczas nagrań dziesiątki najbardziej egzotycznych instrumentów, które pozwolą przetestować sprzęt od dołu do góry. Oryginalny analogowy zapis został przetransferowany bezpośrednio do formatu DSD, a dzięki pojemności płyty SACD udało się na jednym krążku po raz pierwszy zapisać całość tej sesji – trwa ona aż 87 minut! Wydawnictwo po każdym względem spektakularne.
La Spagna, Atrium Musicae de Madrid, Gregorio Paniagua, BIS, SACD
Ostatni występ Witolda Lutosławskiego w roli dyrygenta własnych dzieł odbył się 24 października 1993 roku w kanadyjskim Toronto. W programie koncertu znalazło się 5 znanych kompozycji naszego rodaka. Niewielki skład orkiestry oraz bezbłędna akustyka Premiere Dance Theatre pozwoliły ukazać z niezwykłą wyrazistością ich precyzję oraz ekspresję – Lutosławski jako twórca i dyrygent pokazuje się tutaj jako mistrz zwięzłości, która to cecha rzadko występuje w krytyce jego dokonań. Płyta o wielkiej wartości artystycznej, dokumentalnej i fonograficznej.
Lutosławski’s Last Concert, New Music Concerts Ensemble, Lutosławski, Naxos, CD
Lizbona-Buenos Aires-Paryż – taki szlak wyznacza program najnowszej płyty Cristiny Branco, jednej z najpopularniejszych fadistek świata. Dlaczego artystka zdecydowała się na nietypowe zestawienie fado i tango? Wbrew pozorom obydwa gatunki mają ze sobą wiele wspólnego – wywodzą się z tradycji miejskiego folkloru i powstały w społecznościach – używając modnego słowa – wykluczonych. Zgodnie z regułami kanonu nie znajdziesz w zamieszczonych tu utworach radosnych podrygiwań i bezmyślnych pohukiwań, w grę wchodzą emocja zgoła inne – nostalgia, melancholia, rozczarowanie, niepewność, zawód… Smutne? Ale jakie piękne – w harmonii i wymowie!
Cristina Branco, Fado/Tango, Universal Music, CD
SONO PERFECT – WYDANIE WIELOPŁYTOWE
Płyty, których wielowymiarowa perfekcja zachwyca bardziej niż fantastyczna doskonałość wiaduktu Millau oraz imponująca forma Porsche 918 Spyder
Tym razem wybraliśmy dla Państwa 5 co najmniej podwójnych albumów, na których artystyczna finezja zyskała audiofilską oprawę, co daje pełną satysfakcję, nieporównywalną w niczym z produkcjami małych specjalistycznych butików, próbujących zadowolić koneserów dobrych brzmień 30-minutowymi prezentacjami. Tutaj mamy do czynienia z wybornymi, wielogodzinnymi kreacjami, którym szczęśliwie towarzyszyli utalentowani realizatorzy dźwieku. Voila!
Nawet dzisiaj nie brakuje ekspertów, zarówno wśród krytyków, jak i profesjonalnych muzyków, którzy op.87 Dymitra Szostakowicza uważają za dzieło prostackie, prymitywne, pozbawione inwencji, poddane akademickim rygorom i niesmacznie trywializujące Bachowskie „Das Wohltemperierte Klavier”, stanowiące bezpośrednią inspirację dla rosyjskiego kompozytora. To, w czym jedni widzą nieporadną próbę stworzenia arcydzieła, dla innych jest finezyjnie zaplanowaną strukturą, gdzie solidny fundament tradycji niesie błyskotliwą architektonikę pełną zaskakujących rozwiązań. Sposób myślenia Szostakowicza doskonale zdaje się rozumieć Aleksander Melnikov, perfekcyjnie śledzący wszelkie stylistyczne niuanse, które gubią mniej dojrzałych pianistów, wykonujących preludia i fugi DSCH. Rejestracja tego dzieła odbyła się w berlińskim studio Teldex i to jest chyba wystarczająco audiofilska rekomendacja.
Shostakovich, The Preludes&Fugues, Alexander Melnikov, 3 CD (w tym 1 DualDisc), Harmonia Mundi
Operowy melodramat napisany przez 25-letniego kompozytora do popularnego libretta Metastasia inżynierowie Sony zarejestrowali podczas ubiegłorocznego Early Music Festival w Innsbrucku, gdzie obchodzona była 300. rocznica urodzin Pergolesiego. Kiedy „L’Olimpiade” została wystawiona po raz pierwszy w 1735 r. w Rzymie, publiczność była łaskawa obrzucić jej autora… pomarańczami. Potem było jednak już znacznie lepiej – przychylność widzów wróciła i pozwoliła przetrwać dziełu dłużej niż jeden sezon, co ówcześnie było niezmierną rzadkością. Opera nigdy jednak nie zyskała takiej popularności, by trafić do kanonu i stała się jednym z wielu zapomnianych artefaktów epoki spomiędzy baroku i klasycyzmu. Produkcja uwieczniona na 3-płytowym albumie Deutsche Harmonia Mundi szczęśliwie przywraca blask tej pełnej znakomitych numerów muzyce, co w równej mierze należy przypisać wykonawcom, jak i realizatorom oraz producentom tego przedsięwzięcia.
Pergolesi, L’Olimpiade, Academia Montis Regalis, Alessandro de Marchi, Milanesi, Solvang, Pasichnyk, Rivera, Oro, Francis, Brutscher, Deutsche Harmonia Mundi, 3CD
Pięcioaktówka Lully’ego, kwalifikowana jako tragedia liryczna, przedstawia zawiłą historię miłosną Bellerefonta, syna Neptuna, który z powodu intryg Stenoboi, zazdrosnej o niego królowej Argos, cierpi wraz ze swą ukochaną Filonoe i zmuszony jest stawić czoła nasłanej z zemsty Chimerze, siejącej spustoszenia w Licji, ojczyźnie tytułowego bohatera oraz jego małżonki. Wystawiona po raz pierwszy w 1697 roku w Paryżu, opera utrzymała się na afiszu przez 9 miesięcy, zrazu będąc zaliczoną do największych arcydzieł francuskiego maestra. Melomani zakochali się w tej opowieści, a Król Słońce kontentował się nią podczas prywatnego pokazu w Saint-Germain-en-Laye 3 stycznia 1680 roku. Słuchając tego wspaniałego dzieła dzisiaj, z pewnym niedowierzaniem przyjmujemy fakt, iż prezentowany tu 2-płytowy album, powstały w czasie koncertu w Cite de la musique w grudniu ubiegłego roku, jest fonograficzną prapremierą. Wielkie wydarzenie, które należy uczcić butelką najwytrawniejszego szampana.
Jean-Baptiste Lully, Bellerophon, Auvity, Perruche, Teitgen, Scheen, Alexiev, Getchell, Borghi, Choer de Chambre de Namur, Les Talens Lyriques, Christophe Rousset, Aparte, 2CD
Mgławicowo nieziemskie spojrzenie na solowe utwory fortepianowe Maurice’a Ravela doprowadzi do egzaltacji każdego gruboskórnego potwora, przejedzonego Brahmsowską kapustką podlaną żywym piwem czy wzdętego rosyjskim ziołolecznictwem a’la Rachmaninow, jeśli potwór potrafi jeszcze dostrzec prawdziwość emocji nie tylko w krzykliwej dosadności i pstrych manifestacjach, lecz także w subtelności przeczuć i żarliwości intuicji. Interpretacje Osborne’a, jednego z niewielu pianistów na świecie rozpoznawalnych dzięki swojemu brzmieniu, przejawiają ogromną wrażliwość, przenikliwą inteligencję i techniczną doskonałość, w której najważniejszym składnikiem jest umiejętność tworzenia niezwykle rozległej palety barw i stopniowania dynamiki. Idiomatyczną kreację artysty świetnie uzupełnia intymna aura Henry Wood Hall, gdzie zostało dokonane nagranie.
Ravel, The Complete Solo Piano Music, Steven Osborne, 2CD, Hyperion
Trzypłytowy album (z bonusem w postaci DVD, zawierającym zapis z sesji nagraniowej) z kompletem koncertów skrzypcowych Mozarta oraz z symfonią koncertującą K.364 i kilkoma innymi bagatelami. Nieczęsto powstają płyty, które dostarczają takich przyjemności, jak produkcje Pentatone. Gdybyśmy mieli wskazać rzecz, która jest przykładem czystej, spontanicznej radości muzykowania oraz pełnego wniknięcia w ducha kompozycji i nadzmysłowego porozumienia artystów, na pewno byłby nim cykl „Stravaganza” Vivaldiego, wykonany przez Arte dei Suonatori. Zaraz po nim pojawiłby się niniejszy pakiet. Żal, iż nieuleczalna choroba zabrała niedawno Yakova Kreizberga, pozbawiając nas jego talentu i entuzjazmu. Poziom realizacji dźwiękowej – najwyższy z możliwych.
Mozart, The Violin Concertos, Julia Fischer, Netherlands Chamber Orchestra, Yakov Kreizberg, 3 Hybrid Multichannel SACD + 1 DVD, Pentatone