Prelude Classics – muzyczny kunszt, audiofilska maestria

Prelude Classics – muzyczny kunszt, audiofilska maestria
Audiofilska manufaktura Prelude Classics to polska wytwórnia fonograficzna, która w zjawiskowy sposób łączy najwyższe standardy nagraniowe z luksusowym edytorstwem. Sygnowane przez nią albumy cieszą się uznaniem profesjonalnych krytyków muzycznych, jednocześnie trafiają do serc najbardziej wymagających miłośników dobrego dźwięku. Prelude Classics jest dziełem Michała Bryły – pedagoga na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina, altowiolisty, skrzypka, kameralisty, członka wielokrotnie nagradzanego Meccore String Quartet.

Jakie ambicje kryją się za audiofilską wytwórnią Prelude Classics? Jakie są jej cele?

Michał Bryła: Jestem człowiekiem wychowanym w rodzinie profesorów uczelni wyższej, w której ważną wartością był etos pracy oraz – w kontekście zawodowym – szeroko rozumiane zaangażowanie. Dokładnie te rzeczy staram się eksponować we własnej firmie. Dbam o najwyższy standard mediów, na których ukazują się publikacje z katalogu Prelude Classics. Sięgam po ręczną poligrafię. Nagrania wychodzą z tekstami krytycznymi oraz materiałami przedstawiającymi ich aspekt audiofilski. Jednym słowem – każdy etap powstawania albumu jest wyniesiony na poziom profesjonalizmu, do którego jestem przyzwyczajony jako czynny artysta.

Każda wytwórnia – zwłaszcza audiofilska – ma swoją sygnaturę. Czym chce się wyróżniać Prelude Classics?

Prowadzę działalność wydawniczą w sposób autorski, w oparciu o własne przemyślenia i doświadczenie artysty czy też wykonawcy, który dobrze zna zarówno realia koncertowe, jak też rynek fonograficzny. Jestem całkowicie oddany muzyce klasycznej i mam nadzieję, że to widać w dokonaniach mojej manufaktury. Taką muzykę kocham i taką nagrywam. A nagrywam ją w możliwie najwyższym standardzie plików wysokiej rozdzielczości. Oferuję melomanom albumy SA-CD, ale też – wychodząc naprzeciw audiofilskim prośbom – pliki DSD (stereo/multichannel). Na specjalne życzenie przygotowuję płyty w standardzie 24K GOLD CD-R, korzystając bezpośrednio ze stacji roboczej DAW i plików sesyjnych.

Co jest największym dotychczasowym sukcesem manufaktury?

Po pierwsze – coraz większa wiedza realizatorska i wydawnicza. Każdy nakład jest produkowany właściwie ręcznie, a ja mam luksus decydować osobiście o każdym szczególe. To samo dotyczy nagrań. Dzięki temu wydawnictwa powstają w takiej formie, jaką uważam za najdoskonalszą. I nie trafia to w pustkę, czego śladem są pozytywne recenzje i przychylne komentarze, zarówno w krajowych mediach branżowych, jak i w prasie zagranicznej. Szczególnie cenne są nominacje do Preis der deutschen Schallplattenkritik, International Classical Music Award (ICMA) czy Fryderyków. Album z kompletem suit klawesynowych J.B. Loeilleta otrzymał nagrodę Best Recording 2024 magazynu High Fidelity i najwyższą notę HD d’Or francuskiego magazynu Opus.

Proszę opisać sprzęt, którym posługuje się Pana wytwórnia.

Poruszam się w systemie szwajcarskiego producenta Merging Technologies. Od początku chciałem nagrywać w możliwie najwyższym standardzie próbkowania i pracować w obrębie plików jednobitowych DSD. Stacja robocza jest rozbudowana o zewnętrzny interface ANUBIS Premium, który został zaprojektowany do prowadzenia sesji nagraniowych oraz obsługi i zarządzania systemem. Połączony jest sieciowo z HAPI MKII, który służy do monitorowania odsłuchu oraz bezpośredniego podłączenia mikrofonów podczas sesji nagraniowej. W HAPI oba sloty zagospodarowałem kompletem 8-kanałowych kart przedwzmacniaczy mikrofonowych klasy Premium (16 wejść). Całość sesji, późniejszy montaż i mastering realizuję w PYRAMIX, profesjonalnym programie do obróbki audio.

Czy zechce Pan przedstawić szczegóły techniczne realizacji nagrań?

Staram się nagrywać w standardzie Direct eXtreme Digital (352,8 kHz / 24-32 bit), z którego w łatwy sposób jestem w stanie renderować końcowe pliki na poziomie DSD256. W takiej formie materiał można zamówić u mnie lub pobrać z przeznaczonego dla tego formatu portalu nativedsd.com, gdzie dostępna jest oferta katalogu mojej wytwórni. Nagrywanie w jakości DXD daje mi również możliwość przygotowania authoringu dla końcowego nośnika SACD. Jego trzy warstwy pozwalają na zapis obrazu: CD Stereo | DSD Stereo | DSD Multichannel. Współpracuję z jedyną na naszym kontynencie tłocznią SONY, która jest odpowiedzialna za tę stronę mojego wydawnictwa.

Na specjalne zamówienie przygotowuję również master audio na nośnikach 24K GOLD CD-R. Jedna z wydanych przeze mnie płyt – światowa premiera Fantazji gambowych Telemanna w transkrypcji na altówkę solo – została wydana w podwójnym formacie; dostępna jest jako SACD oraz 24K GOLD CD-R powstającej na moje zamówienie w Dubaju. Niestety, nakład został już wyczerpany, ale myślę nad podobną edycją w kontekście następnego solowego albumu.

Jak pana doświadczenie i umiejętności zawodowego muzyka wpływają na pracę wytwórni?

W moim odczuciu jest to sprawa zasadnicza podczas prowadzenia manufaktury w takim kształcie, jaki sobie początkowo założyłem. Studia w różnych ośrodkach europejskich – Poznań, Warszawa, Berlin, Bruksela, Madryt – pozwoliły na niezliczone spotkania z różnymi realizatorami dźwięku, które ukształtowały moją wyobraźnię i poczucie estetyki. Jestem zawodowym muzykiem, ale też melomanem i kolekcjonerem płyt – mam ich kilka tysięcy. Poszerzam katalog kierując się swoim usposobieniem i skłonnościami artystycznymi.

Co zdecydowało o założeniu audiofilskiego butiku?

Już w czasach licealnych byłem zainteresowany warsztatami prowadzonymi przez kadrę Politechniki Wrocławskiej, które wprowadzały w świat akustyki i reżyserii dźwięku. Na przełomie szkoły podstawowej i liceum byłem zafascynowany nagrywaniem własnych interpretacji, co z czasem zaczęło przesuwać się w stronę komercyjną. Przyswajałem sobie wiedzę inżynierów różnych rozgłośni radiowych czy pedagogów uniwersyteckich, równolegle śledząc tendencje na rynku. Widząc na nim pewne deficyty, uznałem że przyszedł czas na realizację dawnej pasji i uruchomienie własnego wydawnictwa. Największą radość sprawia mi nagrywanie dla audiofilów. Ta grupa odbiorców jest mi szczególnie bliska.

Czy Polska to dobre miejsce dla tego rodzaju przedsięwzięcia?

Przede wszystkim lubię bezpośredni kontakt z osobami, które u mnie zamawiają płyty przez stronę wydawnictwa preludeclassics.com. Są to ludzie z różnych części świata, więc moja lokalizacja – takie mam wrażenie – nie jest istotna. Dbam również o to, żeby tytuły z katalogu wytwórni były recenzowane możliwie w dużej części branżowych mediów, co przynosi efekt promocyjny. Światowa dystrybucja sprawia, że postrzegam zarządzanie firmą globalnie, ale równie istotną częścią przedsięwzięcia jest dostarczanie satysfakcji rodzimym melomanom.

Czy audiofilska realizacja to realizacja z użyciem najwyższych dostępnych technologii i najlepszych praktyk nagraniowych?

Tak sobie to wyobrażam. Obserwuję pracę innych realizatorów, profil muzyczny wytwórni dopasowuję zaś do własnego gustu. Prowadzę firmę z pasji, ale mam świadomość, że konieczne jest bardzo precyzyjne planowanie budżetu, aby cały czas inwestować w najnowocześniejsze dostępne technologie nagraniowe, choć niektóre bazują na warsztacie mistrzów poprzedniej epoki. Uważam też, że integralną częścią wydawnictw audiofilskich jest ich forma edytorska. Estetyka publikacji jest nie mniej istotna niż poziom nagrań.

W jakim stopniu jest Pan zadowolony ze swoich nagrań i dlaczego nie w stu procentach?

To prawda, w każdym z własnych nagrań coś bym zmienił, poprawił, dopieścił. Perfekcjonizm nadal jest imperatywem rozwoju. Czasami widzę w swoim permanentnym ulepszaniu elementy destrukcji, więc daję sobie prawo do pomyłek, ale takie lekcje kolekcjonuję i przy następnych realizacjach koryguję pewne sprawy. Jestem czujnym słuchaczem i szybko wyciągam wnioski, pracuję też zatem w oparciu o drobne niepowodzenia lub błędy.

Jakie jest prawdopodobieństwo, że w ślepych testach profesjonalny muzyk, taki jak Pan, nie odróżniłby studyjnego nagrania kwartetu smyczkowego od występu na żywo?

Poza ogólną energią i niekiedy większym ryzykiem zespołu, nagrania live wyróżnia inne „powietrze”. Chodzi mi o pewien szum związany z obecnością publiczności w sali koncertowej. Nawet jeśli nikt nie kaszle – co nie jest takie oczywiste – takiego specyficznego tła nie da się wygenerować w nagraniach studyjnych, bardziej hermetycznych i homogenicznych. Myślę więc, że jeśli miałbym słuchać nastawiony na ocenę realiów danego występu, to mógłbym trafnie zdiagnozować formę realizacji patrząc chociażby przez pryzmat ogólnej panoramy, widma dźwięku i echa. Idąc dalej – z pewnością w niektórych przypadkach byłbym w stanie doprecyzować nawet, kto jest wykonawcą. Wynika to z poziomu mojej percepcji i pewnej wrażliwości na ogólną stylistykę oraz gatunek dźwięku. Każda z formacji kwartetowych ma swój autorski warsztat.

Jaki etap cyklu realizacyjnego determinuje – Pana zdaniem – jakość nagrań?

Nie umiem wskazać, co jest najważniejsze. Myślę, że jeśli jeden z elementów ciągu muzyk–instrument–wnętrze–akustyka–mikrofon–ustawienie–realizator zostanie zaniedbany, nagranie nie będzie idealne. Każdy z nich ma również własne składowe, które mogą w różnym stopniu wpłynąć na poziom całej realizacji.

Jak Pan ocenia kulturę fonograficzną od strony realizacyjnej w Polsce? Czym się ona różni od kultury w innych krajach? Czy jest lepsza, gorsza, podobna?

Uczestniczyłem jako artysta w dziesiątkach sesji nagraniowych w różnych częściach świata. Nie widzę szczególnych różnic w podejściu do prowadzenia sesji. W zasadzie zawsze kluczowe jest stworzenie odpowiedniej atmosfery przez realizatora. Trzeba zrozumieć, że nagrywanie muzyki klasycznej wiąże się z dużą liczbą powtórzeń pewnych fragmentów tekstu, aby uzyskać wersję perfekcyjną. Nie chodzi tutaj tylko o sprawy wykonawcze, ale również o ogólne zaangażowanie i rysowanie narracji. Sesja może trwać i osiem godzin dziennie, więc brak cierpliwości czy empatii reżysera poniekąd paraliżuje całą produkcję. Kilka razy znalazłem się w takiej sytuacji i to też jest dla mnie cenne doświadczenie.

Jakie kryteria ostatecznie decydują o tym, które nagranie jest audiofilskie? Często sami audiofile nie są w stanie uzgodnić takiej kwestii. Co odróżnia zwykłą płytę od płyty audiofilskiej?

W mojej manufakturze powstają nagrania w częstotliwości próbkowania najwyższej z możliwych, co otwiera różne rozwiązania późniejszego authoringu do formatu stratnego, np. CD Standard (44.1 kHz / 16-bit). Materiał wyjściowy jest oczywiście zapisany z większą szczegółowością. Słyszę różnicę w jakości brzmienia instrumentarium oraz ubogość alikwotów. W moim poczuciu nagranie audiofilskie determinuje wybór SA-CD.

Uważam jednak, że pojęcie audiofilskości to coś więcej. Chodzi o styczność z produktem luksusowym pod każdym względem, również od strony wydawniczej. Staram się, żeby nagrania były niepowtarzalne – mam pomysł na kolejne publikacje z premierowym repertuarem, który nigdy nie był w Polsce zarejestrowany – a w bookletach umieszczam materiały dotyczące zagadnień realizacyjnych.

Własne wydawnictwo pozwala mi spełniać swoje wyobrażenia i tworzyć rzeczy dla ludzi, którzy utożsamiają się z wartościami podobnymi do moich. Tym sposobem każdy album Prelude Classics jest wyjątkowy i innowacyjny.

Dlaczego wielu muzyków jest – proszę wybaczyć określenie – głuchych na jakość swoich nagrań?

Być może ufają realizatorom i przy braku doświadczenia oraz klarownej wizji, jak ma brzmieć ich nagranie, godzą się na gorszą jakość. Jeśli na początku sesji brzmienie nie jest satysfakcjonujące, to w postprodukcji niewiele będzie się już dało zmienić lub poprawić. Dlatego staram się prognozować niektóre wydarzenia i mikrofonowy setup stawiać już zawsze z finalnym przeznaczeniem. Zresztą, w klasyce mastering to jest kosmetyka. W najnowszej produkcji „Roma Cantata” nie korzystałem w żadnym zakresie z EQ, co również uważam za rozwiązanie audiofilskie – meloman może posłuchać nagrania w skali jeden-do-jednego bez żadnej ingerencji w brzmienie.

Gdyby mógł Pan zbudować najlepszy obecnie system realizacyjny, z jakich komponentów składałby się?

W mojej ocenie najlepszy system to system, którym się posługuję, czyli Merging Technologies. Mikrofony to sprawa równie ważna, ale i w tym względzie dysponuję rozwiązaniami uznawanymi za najlepsze na świecie. Nie uznaję kompromisów w tym zakresie.

Jak powinien być z kolei skomponowany zestaw odsłuchowy, by oddać jak najwierniej nagranie stworzone z użyciem najlepszego obecnie systemu nagraniowego?

Przede wszystkim zacząłbym od adaptacji akustycznej. Mam takie studio u siebie i pozbycie się fal stojących lub innych niespodzianek to w mojej ocenie połowa sukcesu. Nigdy nie groziło mi zastanawianie się nad skompletowaniem systemu audio w nieograniczonym budżecie, ale bywając na targach Audio Show widzę, że w zabiegach z windowaniem ceny jest dużo marketingu.

Nie wiem, czy słuchanie muzyki w ramach spotkań Audio Show to dobra przestrzeń na wyrabianie sobie opinii, ale szczególnie przypadły mi do gustu produkty T+A. Nawet w tym hałasie na Stadionie Narodowym usłyszałem różnicę względem innych stanowisk. Natomiast moim marzeniem są kolumny B&W 801 w wersji dookólnej 5.0. W stereo duże wrażenie zrobiły na mnie również kolumny Klipschhorn.

Nie mam nadmiernych wymagań co do sprzętu odsłuchowego. Ostatnio słuchałem muzyki na systemie kosztującym 3,5 mln zł. Za takie pieniądze pewnie kupiłbym działkę, wybudował dom ze specjalnym studiem i odpowiednim wyposażeniem. Mam nieco inną wyobraźnię w tej tematyce i widzę niektóre sprawy pragmatycznie.

Co bardziej Pan ceni – nagrania studyjne czy koncertowe?

Mam wiele nagrań i najbardziej wartościowe są według mnie produkcje mistrzów z poprzedniej epoki: skrzypków, wiolonczelistów, pianistów i kameralistów. Były to czasy, w których nagrania studyjne prowadzono w formule na żywo przez wzgląd na trudność montowania. Oczywiście, uskuteczniało się drobne poprawki tnąc taśmę specjalną techniką (dzisiejszy crossfade), ale były to sytuacje wyjątkowe i tylko w miejscach muzycznie łatwych do skutecznego przeprowadzenia takiej operacji. Bardziej cenię zjawiskowe nagrania live, ale mam też ulubione płyty nagrane bez udziału publiczności.

Dlaczego postęp w dziedzinie audiofilskich nagrań jest niemal żółwi w porównaniu np. z informatyką, biochemią czy komunikacją?

To prawda. Z nowości forsowany jest ostatnio Dolby Atmos, ale ten format immersji stanowi w mojej ocenie niezbyt jasny gatunek. Nagrywając SA-CD Multichannel przypisuję konkretny tor miksera z przeznaczeniem do późniejszego zakodowania wewnątrz nośnika CD – staram się opierać całość na klasycznym wariancie 5.0.

W przypadku Dolby Atmos dźwięk nagrany i monitorowany jest w ten sam sposób, ale to procesor rozdziela sygnał wedle potrzeb systemowych: 5.1.4, 7.1.4 – taki system mam u siebie – lub więcej głośników. Nic tego procesu nie reguluje; mamy do czynienia z twardą ingerencją algorytmu.

Szczerze mówiąc zastanawiam się, czy nie dokonać jeszcze w tym roku realizacji wyłącznie stereofonicznej, czyli w technice sprzed kilkudziesięciu lat. Przy dzisiejszej technologii i braku szumów w preampach mikrofonowych mam wrażenie, że jestem w stanie oddać każdy niuans brzmienia tylko w stereo, bez żadnego przekłamania. Chciałbym nagrać płytę w taki sposób, aby technika wykorzystania dwóch mikrofonów pozwoliła odbiorcy skupić się na bodźcach najważniejszych, czyli grze, brzmieniu, repertuarze i walorach akustycznych miejsca nagrania. Mam wrażenie, że balans między technologicznie bardzo dopracowanymi urządzeniami, stacja robocza plus zestaw mikrofonów wysokiej klasy, a prehistoryczną techniką mikrofonowania przyniesie wyjątkowy efekt, który może spotkać się z zainteresowaniem środowisk audiofilskich. Jestem bardzo ciekaw ostatecznego rezultatu.

W jakich rozwiązaniach czy odkryciach dostrzega Pan przyszłość fonografii?

Widzę popularność strumieniowania audio, ale ja sam cały czas kupuję płyty CD. Winyl nie jest dla mnie. W płytach interesuje mnie jakość edycji, program, gra, sposób interpretacji. Zawsze studiuję też booklety, więc strumieniowanie w ogóle mnie nie interesuje. Widzę, dodając pliki do platform streamingowych, jaki rodzaj kompresji jest stosowany, dlatego życzyłbym sobie, żeby biznes płyt CD nadal się rozwijał. Ciężko mi prognozować, jak ten rynek się ukształtuje. Osobiście funkcjonuję nadal w mediach stacjonarnych i fizycznych. Alternatywą – ewentualnie – jest ROON.

Jak w Pana opinii może wyglądać słuchanie muzyki za 20 czy 30 lat?

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że – poza nowinkami na rynku produktów audio – najbardziej sprawdzają się konstrukcje, które są już dłuższy czas w regularnym obiegu. Osobiście nie mam potrzeby inwestować ogromnych sum w nowe kolumny, skoro najlepszy dźwięk w życiu usłyszałem na systemie sprzed lat i myślę, że wiele osób podzieli moje zdanie. Śledząc prasę branżową widzę również, jak ubogie są niekiedy komponenty pod kątem zaawansowania elektroniki w stosunku do kultowych konstrukcji firm z półki hi-end. Budując system stereo, widziałbym dwa scenariusze: skupiłbym się na nowoczesnym systemie prześwietlonym w pomieszczeniu zaaranżowanym do słuchania albo szukałbym kultowej konstrukcji vintage w stanie gabinetowym.

Przyszłość zapewne będzie zmierzać w stronę przywiązania konsumenta do telefonu i precyzyjnego doboru oferty spośród dostępnych w internecie tytułów.

Moje nagrania nie zawsze są publikowane w sieci, można wtedy ich posłuchać tylko na CD. Robię to celowo.

Jaką wytwórnię płytową szanuje Pan najbardziej i za co?

Nie mam takiej. Bardzo lubię pewnych artystów, więc etykiety się nie liczą. Chyba nie mam w swojej kolekcji albumu, który byłby jednocześnie audiofilski i zawierał nagrania wybitnego artysty. Nie chcę, żeby to zabrzmiało buńczucznie, ale najbliżej ideału są produkcje moje oraz RCA i Channel Classics. Zjawiskowo prezentują się też niektóre albumy Gavriela Lipkinda.

foto: Prelude Classics, B&W

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj