Dzisiaj cały świat świętuje 20. rocznicę samobója niejakiego Kurta Cobaina
Koleś miałby dzisiaj 47 lat i pewnie byłby lumpem żebrzącym na ulicach Seattle o kilka dolców na swoją ulubioną odżywkę – heroinę. Może to i dobrze, że palnął sobie w łeb, bo takie życie byłoby nie do zniesienia. Dla porządku – Amerykanin grał i śpiewał w zespole Nirvana, specjalizującym się w gatunku muzycznym określanym jako grunge i był idolem zbuntowanej młodzieży. Pociągnął do siebie z dubeltówki po ucieczce z odwyku. Happy suicide, Kurt!
Kategorie:
NOWOŚCI