SONO PERFECT CZERWIEC 2015

SONO PERFECT CZERWIEC 2015
Savina Yannatou & Primavera en Salonico Podobno po 33. roku życia - jak twierdzą amerykańscy badacze - ludzie w większości słuchają już tylko muzyki, którą znają. Nie chcą odkrywać, poznawać, penetrować, szukać... Współczujemy. To tak jakby do końca życia czytać wyłącznie "Ogniem i mieczem" albo świntuszyć według "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Tym, którzy chcą nowych wrażeń przedstawiamy najlepsze albumy ostatnich tygodni

Martha Argerich & Friends. Live from Lugano 2014. Warner Classics. 3 CD. Są pianiści, którzy po jednej płycie i kilku latach kariery zasługują, by zaliczać ich w poczet arystokracji fortepianu. Grają wiernie, w namaszczeniu, dostojnie i podniośle, w stylu, który kojarzy się z epoką papieży udających się nawet po szklankę wody z gwardią i całym kolegium kardynalskim. Tak się tworzy religię, tak się utrwala wiarę w dzieło, sztukę i mistrza. Jakkolwiek byśmy myśleli o Marcie Argerich, nigdy nie myślimy o niej w ten sposób, Jej styl jest bowiem zaprzeczeniem maniery papieskiej w pianistyce. Owszem, potrafi na fortepianie przejmująco interpretować Biblię, ale też potrafi krotochwilić, czarować i  zwodzić. Albowiem to dama z figlem! I to słyszymy na każdej jej nowej płycie. W programie albumu nagranego podczas festiwalu w Lugano m.in. Mozart, Beethoven, Milhaud, Bridge, Poulenc i Weinberg. Repertuar wyszukany i jeszcze lepiej zagrany.

Savina Yannatou. Primavero en Salonico. Songs of Thessaloniki. ECM. 1 CD. Żeby zrozumieć Grecję, lepiej nie słuchać jej premierów, ministrów, posłów czy biznesmenów. Trzeba się udać do pierwszej tawerny, która wygląda tak, jakby zapomniała o niej nie tylko Unia, ale też cały tuzin olimpijskich bogów i poczekać na moment, w którym bywalcy poczują, że powiedzieli już wszystko i czas na muzykę. I oby to było w Salonikach, gdzie w miejscowym stylu pobrzmiewają wpływy żydowskie, tureckie, macedońskie, hiszpańskie, włoskie i co tam jeszcze południe Europy wymyśliło. Savina Yannatou eksploruje miejscowy folklor z wrażliwością, wiedzą i przejęciem, które nawet ze zwykłych stylizacji czynią prawdziwe perły tradycji. Ta płyty powinna wystarczyć, żeby uświadomić sobie, że to nie Grecy są winni pieniądze Europie, tylko Europa Grecji. Najlepszy album na odpuszczenie greckich długów.

Rhiannon Giddens. Tomorrow Is My Turn. Elektra Nonesuch. 1 CD. Solowy debiut 37-letniej klasycznie wykształconej wokalistki i multiinstrumentalistki, znanej i cenionej za działalność w folkowej grupie amerykańskiej Caroline Chocolate Drops. Rhiannon utrzymuje się na swojej płycie w nurcie bluesowo-countrowym, wykonując covery zapomnianych amerykańskich artystek w sposób, który przypomina zdejmowanie kapsla z butelki piwa. Czynność niby banalna, ale otwiera drogę do zawartości treściwej, pozbawionej wszelkiej przymilności oraz trzeźwiąco gorzkiej. Twórczość Amerykanki to odpowiednia strawa dla miłośników sentymentalnych wypraw do tancbud na przedmieściach, gdzie ludzie się kochają strzelając do siebie śrutem i wyznają sobie uczucia tłukąc kufle na głowach. Krzepka amerykańska płyta, której się słucha w samych kowbojkach z przypadkowo zagarniętą na poboczu dziewczyną, potrafiącą swoim nożykiem schowanym wiadomo gdzie  nakroić nie tylko chleba na kanapki. Genialna akustyczna produkcja T-Bone Burnetta podnosi wartość tego albumu i stawia go w gronie najlepszych tegorocznych premier.

Franz Schubert. Andras Schiff. ECM New Series. 2 CD. Nie ma większego nieszczęścia niż wokalistka jazzowa, która śpiewając covery słodkim głosem potrafi doprowadzić do samobójstwa z rozpaczy faceta potrafiącego przetrwać Irak, Afganistan i rozwód z żoną. Nie ma gorszej tragedii niż mało zdolny pianista, który postanowił zostać gwiazdą nurtu muzyki autentycznej grając klasyków na fortepiano. Ludzi, którzy rozumieją ten instrument, będący protoplastą fortepianu, jest niewiele, więc najczęściej dostaje się on w niewprawne ręce postaci rażących niczym pijany kapral z miotacza granatów. Na szczęście mamy takich wirtuozów jak Schiff, szukających w fortepiano inspiracji, nie zaś nikomu niepotrzebnych rekonstrukcji. Węgier przez prawie 20 lat nie chciał nawet zbliżyć się do tego klawiwyrodka, ale jak już podszedł, to z wyczuciem takim, że wielkie Schubertowskie sonaty pewnie mógłby z równą maestrią zagrać na grzebieniu. Albo na rancie butelki po mleku.

Francesco Gasparini. Il Bajazet. Auser Musici. Carlo Ipata. Glossa. 3 CD. Włoski kompozytor, członek Accademia do Santa Cecilia i nauczyciel między innymi Domenico Scarlattiego oraz Johanna Joochamima Quantza, popełnił 60 oper i żadna z nich nigdy nie weszła na stałe do repertuaru wielkich domów operowych. A zasługują na to w stopniu równie uzasadnionym jak opery Handla, z którymi ma dużo wspólnego. Dla wielu zresztą twórczość Gaspariniego w tej dziedzinie może być bardziej barokowa niż Jerzego Fryderyka i wcale nie będzie to opinia nie do obrony. Nagranie wytwórni Glossa to wspaniała niespodzianka dla miłośników muzyki tego okresu, ale też dla audiofilów, którzy docenią realizację dzieła włoskiego mistrzą. Jedna z głównych partii w „Il Bajazet” należy do polskiej mezzosopranistki Ewy Gubańskiej, która w ubiegłym roku wygrała prestiżowy turniej spiewaczy Handel Singing Competition. Stuprocentowa gwarancja udanego wieczoru.

Skomentuj