Nasze pierwsze audiofilskie łzy wzruszenia nie były drogie – wycisnęły je monitory Tannoy M1, za które zapłaciliśmy bodaj pięć stów. Do dzisiaj mamy sentyment dla tych skromnych kolumienek i za każdym razem, kiedy gdzieś nam migną czujemy to, co czuje stary koń, gdy siada w parku na ławce, na której tuż przed maturą wyrżnął kapslem od piwa wielkie serce z napisem „kocham Ciem Barbara” (wiadomo, dyslekcja!) Rozumiemy jednak doskonale tych, którzy potrzebują kosztownych elektrostatów, setek metrów kwadratowych i nieskończonej ilości dolarów, żeby rozbudzić w sobie audiofilski płomień i utoczyć łzę żywego muzycznego poruszenia. Czy łza będzie kosztowała pięć stów, czy sto kawałków, nie ma tak naprawdę znaczenia. Łza to łza. Dzisiaj zatem – krótki przelot po apartamentach audiofilów, którzy upodobali sobie kolumny Martin Logan.
Kategorie:
NOWOŚCI