Jacek Siwiński
Lata dziewięćdziesiąte, sklep spożywczy w małym miasteczku w Wielkopolsce. Zadanie jest proste – kupić mleko i bułki na śniadanie. Wchodzę. Nagle zaspane oczy dostrzegają przy ścianie na podłodze karton wypełniony dziwnymi płaskimi przedmiotami. Podchodzę bliżej i przecieram oczy ze zdumienia – płyty gramofonowe. Wszystkie w identycznych okładkach zastępczych z napisem „Freeestyle, records and tapes”. Rozglądam się, czy nikt nie patrzy i zaczynam wertować tytuły: The Who – „The greatest hits”, Bon Jovi – „Slippery when wet” i „7800° Fahrenheit”, itd… Na koniec niespodzianka – znajomy kształt pryzmatu na labelu: Pink Floyd „The Dark Side of the Moon”. O rany! Nieśmiało pytam właściciela, czy płyty są na sprzedaż. Owszem, cena – równowartość kilku bochenków chleba za sztukę! Kupuję tyle na ile mnie stać i szczęśliwy biegnę do domu. Odpowiedź na pytanie, co kupiłem w spożywczym wywołuje w domu konsternację i pukanie w głowę. Tym razem na śniadanie była jajecznica.
Pink Floyd – The Dark Side of the Moon. Od tej płyty wszystko się zaczęło.
Ta dziwna historia to początek mojej przygody z kwadrofonią. Dopiero wiele lat później odkryłem, co oznacza tajemnicze logo SQ umieszczone na labelu płyty Pink Floyd. Tak – płyta kupiona w spożywczaku okazała się być moją pierwszą płytą w wersji kwadrofonicznej. Ogarnęła mnie pasja odsłuchania tej płyty w systemie czterokanałowym. Od tego momentu słuchanie jej w stereo wiązało się z uczuciem podobnym do oglądania najnowszego filmu z Jamesem Bondem w kinie w wersji czarno białej. Co jest na tych dwóch dodatkowych kanałach? Jak się do nich dobrać?
Kwadrofonia to technika opracowana na początku lat siedemdziesiątych. Pomysł był prosty – umieścić słuchacza nie przed, ale w środku sceny dźwiękowej utworzonej przez cztery niezależnie zasilane głośniki usytuowane w czterech narożnikach pomieszczenia odsłuchowego. Co ważne, dwa tylne głośniki mają mieć takie same prawa jak przednie, żadnych satelitek, dodatkowych subwooferów, głośników centralnych. Wszystkie cztery mają za zadanie przenosić pełne pasmo dźwięku od basu aż po wysokie tony. W roku 1970 płyta winylowa była jedynym dostępnym dla słuchaczy nośnikiem wysokiej jakości dźwięku na rynku, dlatego inżynierowie dostali zadanie, aby wymyślić sposób jak cztery kanały zapisać w zwykłym stereofonicznym rowku, w dodatku zachowując kompatybilność ze stereofonią: płytę kwadrofoniczna powinno się bez przeszkód odsłuchać w systemie stereo.
Koszulka płyty kwadrofonicznej. Wydawcy bardzo dbali aby klienci rozumieli na czym polega kwadrofonia. Koszulki płyt były starannie przygotowane.
Trzeba przyznać, że dostarczone rozwiązania nawet dziś robią wrażenie i budzą szacunek dla ich konstruktorów. Posłużono się wyższą matematyką i cztery kanały dźwiękowe poprzesuwane w fazie zmieszano ze sobą w taki sposób, że otrzymane dwa kanały zawierały zakodowany przekaz kwadrofoniczny, który później przy zastosowaniu operacji odwrotnej można było odkodować. Konsekwencja tego jest taka, że kwadrofonia jest całkowicie niezależna od fizycznego nośnika dźwięku: materiał kwadro równie dobrze można zapisać na kasecie magnetofonowej czy płycie CD, ale też wyemitować jako zwykłą stereofoniczną audycję radiową! Dlaczego zatem tak błyskotliwy pomysł przetrwał zaledwie siedem lat i w roku 1977 ostatecznie został wycofany z rynku, mimo że bardzo wiele znakomitych nagrań wydano w wersji kwadro?
Keith Jarrett – „Treasure Island”. Dla fanów Keitha Jarretta dobra wiadomość: wydał kilka swoich płyt w wersji kwadro. Zła wiadomość jest taka, że zakodowano je w systemie QS – oczywiście niekompatybilnym z SQ
Przyczyn było kilka:
– brak jednolitego standardu. Różne firmy opracowały i promowały inne odmiany techniki kodowania dźwięku kwadrofonicznego, takie same co do ogólnej zasady działania opisanej wyżej, ale całkowicie niekompatybilne ze sobą nawzajem. Komercyjne zastosowanie znalazły trzy z nich: system SQ, QS i CD-4. Płyty nagrane w tych systemach można było odtwarzać w stereo ale do odkodowania materiału kwadro trzeba było użyć trzech różnych dekoderów. A te kosztowały w tamtych czasach sporo.
– wysokie koszty systemu odsłuchowego, który musiał być doposażony w dodatkowe dwie dobrej klasy kolumny głośnikowe, dodatkowy wzmacniacz stereo do zasilania tych kolumn oraz wspomniany dekoder, a najlepiej kilka. Dodatkowo system CD-4 wymagał zastosowania nowoczesnej igły gramofonowej zdolnej do odczytywania sygnału o częstotliwości około 45 kHz.
– konieczność aranżacji przestrzeni odsłuchowej w dość kategoryczny sposób: głośniki w czterech narożnikach pola odsłuchowego i słuchacz w samym centrum, przy czym centralna pozycja była krytyczna dla prawidłowego odbioru wrażeń przestrzennych. Wszystko to dla większości słuchaczy było trudne do pogodzenia z typową aranżacją domowego salonu, który spełniał przecież więcej funkcji niż tylko miejsca do słuchania ulubionej muzyki.
Już w roku 1973 rynek oferował mnóstwo urządzeń do dekodowania i odtwarzania płyt kwadrofonicznych. Oczywiście każda wytwórnia promowała tylko swój standard
Czy kwadrofonia jest zatem jedynie egzotycznym reliktem w dziejach fonografii i czy warto zajmować się tym tematem dziś w dobie cyfrowej obróbki sygnałów, systemów przestrzennych kina domowego 7.1? W mojej opinii tak i to z kilku powodów:
– kwadrofonia wniosła ogromny wkład w rozwój techniki hi-end. Wspomniany już system CD-4 wymusił opracowanie nowoczesnych szlifów igieł, które do dziś stosowane są w najlepszych wkładkach gramofonowych: szlif Shibata powstał niejako na zamówienie tamtego systemu. Inne szlify znane dziś jako Line contact, micro ridge i podobne wywodzą się wprost z tamtych czasów. Od lat siedemdziesiątych w tej dziedzinie nie wymyślono już nic doskonalszego.
– w obiegu znajduje się ogromna ilość płyt wydanych w wersji czterokanałowej, zachowanych w doskonałym stanie, które zawierają materiał różniący się od tradycyjnych stereofonicznych wersji. Ich właściciele często nawet nie zdają sobie sprawy, że na tych krążkach drzemią nieznane dotąd słuchaczowi dźwięki, które da się usłyszeć dopiero po odkodowaniu. Przy obecnym renesansie płyt winylowych i rychłym upadku płyty CD byłoby grzechem zignorować fakt istnienia prawdziwie audiofilskiego świata nagrań kwadrofonicznych niemalże tuż pod ręką.
Wydawano całe serie płyt w wersji kwadrofonicznej. Columbia oznaczała je otaczając oryginalną okładkę płyty wydawanej w stereo beżową ramką z dopiskiem Quadraphonic
Dlatego nie przypadkiem na ostatniej wystawie Audio Video Show w Warszawie firma Muarah oprócz prezentacji wysokiej klasy systemu analogowego stereo jako dodatkową atrakcję zaproponowała odsłuchy kwadrofoniczne z wykorzystaniem opracowanego przez nas prototypowego dekodera systemu SQ. Jesteśmy pasjonatami płyt winylowych, więc nie mogliśmy inaczej. Skonstruowanie dobrej klasy dekodera kwadro okazało się niełatwym zadaniem. Nawet w epoce swej świetności dekodery SQ miały wiele wad wieku dziecięcego: spore szumy, niewielką separację kanałów, duże zniekształcenia.
Dekoder SQA-200 firmy Sony z roku 1973 wyprodukowany w Japonii. Świetny wygląd, ale parametry bardzo kiepskie. Separacja kanałów zaledwie 3dB i straszliwe szumy.
Paradoksalnie, dopiero w latach upadku tej techniki pojawiły się na rynku urządzenia, które dziś można z czystym sumieniem nazwać audiofilskimi. Najlepsze z nich mające dziś w światku kwadrofonicznym status Świętego Gralla – Fosgate Tate II 101A SQ – jeśli już pojawi się na aukcjach, osiąga wartość kilku tysięcy dolarów. Postanowiliśmy zatem stworzyć własny dekoder zbudowany w miarę możliwości z nowoczesnych komponentów. Efekt przerósł nasze oczekiwania. Osoby, które wzięły udział w odsłuchach zapewne potwierdzą, że znane im doskonale nagrania odtworzone czterokanałowo odkryły przed nimi zupełnie nowe dźwięki, smaczki i unikalny, nie znany dotąd klimat. Świadczyły o tym rozmarzone twarze wielu osób, które z zamkniętymi oczami delektowały się docierającymi do nich dźwiękami z płyt Pink Floyd, Deep Purple, Tony Mottoli czy klasycznych nagrań Mozarta czy Beethovena.
Stoisko Muarah Audio na Audio Video Show 2015. Komplet naszych produktów: Gramofon Mr. Black/ Mr. White, dwa przedwzmacniacze MU-2 i dwa wzmacniacze zintegrowane MU-4. A na samym dole nieśmiało spogląda prototypowy dekoder SQ naszej produkcji.
Dwóch zwiedzających przyniosło własne płyty, których nie mieli okazji do tej pory posłuchać w oryginalnej wersji. Było sporo pytań i ciekawych dyskusji. Okazało się, że kwadrofonia została w pamięci osób w wieku 50+, ale dla młodszych było to zupełnie nowe odkrycie. Odkrycie bardzo interesujące. Czy zatem jest miejsce dla dekoderów kwadrofonicznych na dzisiejszym rynku audio? Czy można wskrzesić tę zapomnianą technikę i wydawać na nowo reedycje płyt w wersji kwadro na winylu? Wydaje się to mało prawdopodobne, ale znalazłem ostatnio kilka nowych australijskich wydań Dark Side of The Moon w wersji SQ w dodatku na kolorowym winylu.
Kwadrofoniczne słuchawki Toshiba HR 40X z lat 70-tych. Czyż nie są wspaniałe?
Fanaberia? Może, ale musimy pamiętać, że Australijczycy z nie znanych mi jeszcze powodów (może po prostu lubią dużo przestrzeni) byli zawsze wielkimi zwolennikami kwadrofonii i ogromne ilości płyt kwadro są w ich posiadaniu, a jako duży kraj mogą przecież wpływać na światowe trendy. Ja im kibicuję. W związku z rosnącą popularnością słuchawek pomyślałem sobie też, że jest to idealne miejsce, gdzie kwadrofonia mogłaby znaleźć zastosowanie. Odpowiednie skonstruowanie słuchawek czterokanałowych nie wydaje się dużym problemem – takie produkty pojawiły się kiedyś na rynku, np. model Toshiba HR-40X.
Unikamy w tym przypadku kosztów drogich zestawów głośnikowych i wzmacniaczy mocy. No i nie musimy przemeblowywać naszego ukochanego salonu.
Jacek Siwiński
Autor jest współtwórcą i współwłaścicielem firmy Muarah, którą prowadzi razem z Wiesławem Zawadą. Firma ma swojej ofercie wysokiej klasy sprzęt audio, w tym m.in. gramofon Mr. Black i wzmacniacz lampowy MU-4.