Trudno nam powiedzieć, które służby powinny się zainteresować się tym problemem. Doświadczenie nam podpowiada, że zajmie się nim wolny rynek, a to oznacza, że tysiące uczciwych ludzi stracą swój ostatni grosz nim rzecz przybierze normalny kształt. A o co chodzi? O pieniądze, rzecz jasna!
Pamiętacie, jak bossowie przemysłu muzycznego tłumaczyli nam horrendalnie wysokie cen płyt kompaktowych? Wskazywali m.in. na wysokie koszta produkcji, tłoczenia, transportu, magazynowania, etykietowania, foliowania, drukowania okładek, książeczek, prowizji sprzedawcy itd, itp… Można więc było przypuszczać, że kiedy upowszechni się cyfrowa dystrybucja i zniknie kilka powodów windowania cen albumów w górę, muzyka stanie się przyjazna dla kieszeni, a jej jakość – bez żadnych dodatkowych opłat – będzie bliska studyjnej.
Tymczasem… Tymczasem nadzieje te okazały się wyrazem durnej naiwności. Zajrzyjmy na chwilę do sklepu amazon.com, gdzie za 13,94 $ można kupić najnowszą płytę Manu Katche wydaną przez ECM. Czy za tę samą cenę można kupić jej cyfrową wersję w formacie bezstratnym? Nie. Można natomiast kupić ją jako gówniane MP3 za 9,99 $. Ale to nie dla nas. Udajemy się zatem do sklepu internetowego HDTracks, gdzie do dyspozycji mamy album Manu Katche w interesującej nas postaci, która przybiera konkretną formę plików FLAC 24/88. Idziemy do kasy i… Niespodzianka, frajerze! Za taką płytę trzeba wybulić dokładnie 20,98 $. Prawie 50 procent więcej niż za CD, która teoretycznie powinna być droższa, bo koszta produkcji, tłoczenia, transportu…
W innych sklepach jest podobnie. Prawie wszędzie jest drożej, a nie taniej, a przecież zniknęły najważniejsze powody drożyzny. Że wyższa jakość? Bez żartów! I jak tu nie wybuchnąć…