HENRYK MIKOŁAJ GÓRECKI: IV SYMFONIA
Rating
Total
Wielki polski artysta, który przeszedł do światowej historii głównie jako twórca cieszącej się olbrzymią popularnością III Symfonii sprzedanej w ponad milionowym nakładzie na płytach wytwórni Elektra Nonesuch z nagraniami London Sinfonietta pod dyrekcją Davida Zinmana, pośmiertnie musi się zmierzyć z własną legendą.
Dzieła, które zostało zamówione przez Andrzeja Wendlanda, dyrektora Międzynarodowego Festiwalu i Konkursu Indywidualności Muzycznych Tansman w Łodzi, kompozytor nie zdążył ukończyć przed swoim odejściem w 2010 r. Życzeniem Góreckiego było, aby symfonię doprowadził do końca jego syn Mikołaj.
To za jego sprawą 12 kwietnia 2014 roku w londyńskiej Royal Festival Hall odbyła się premiera jednego z najbardziej wyczekiwanych utworów ostatnich lat. Jego wykonanie zostało powierzone Andrzejowi Boreyko, który dyrygował London Philharmonic Orchestra. Kilka dni temu zapis tej premiery ukazał się na płycie Elektra Nonesuch.
Czy to dzieło, które przekonuje? Przekonuje raczej do tego, aby bardzo ostrożnie traktować wszystko, co nie nosi sygnatury oryginalności. Niewątpliwie, słychać w tym utworze prawdziwego Góreckiego, ale też słychać, że brakuje w nim żelaznej logiki, która rządziła jego wszystkimi kompozycjami.
Cokolwiek sądzić o stylu mistrza z Katowic, nigdy nie było cienia wątpliwości, iż jego kompozycje są spójne. Tymczasem IV Symfonia właściwie co chwila rodzi pytania, jakim alfabetem została napisana. Przypomina raczej montaż fragmentów wcześniejszych dzieł i wybór ulubionych cytatów niż dobrze przemyślaną ideę, która zawsze stała za największymi dokonaniami Henryka Mikołaja Góreckiego.
Jest w IV Symfonii mnóstwo rzeczy, które na pewno będą podobać się publiczności, są też liczne nawiązania do muzyki, która być może inspirowała artystę – uważny słuchacz bez trudu zauważy i góralski folklor, i Szymanowskiego, i Wagnera, i Beethovena, i minimalizm w stylu Reicha. Trudno jednak znaleźć jakiś powód tłumaczący natłok tak licznych wpływów. Owszem, Górecki dawał wyraz swoim upodobaniom, nigdy jednak nie robił tego w sposób tak bezpośredni i oczywisty.
Czyżby pod koniec życia Górecki rzeczywiście umyślił pozostawić po sobie kompozycję, która w jednoznaczny sposób będzie identyfikowała wszystkie etapy jego rozwoju, wskazywała źródła natchnienia i interpretowała przesłania? Należy w to szczerze wątpić, tak jak trzeba z całych sił zwalczać choćby cień podejrzenia, iż kiedykolwiek czy gdziekolwiek w spuściźnie autora III Symfonii widać było ślady naiwnego narcyzmu.
Trudno też sobie wyobrazić, by twórca operujący dojrzałym językiem, ceniony, podziwiany, skromny, nie zabiegający o sławę ni pieniądze, cieszący się przy tym niezwykłymi sukcesami rzadko przypadającymi ambitnym twórcom, chciał nagle przemówić w konwencji „Teleexpressu”. Niestety, takie skojarzenia budzi IV Symfonia w kształcie zaprezentowanym światowej publiczności.
Pozostaje, oczywiście, jeszcze kwestia obecności w tym utworze Aleksandra Tansmana. Jest wyrażona blokami akordowymi – A-La (A)-E-S (Es)-A-D-E-Re (D) uT (C)-A-S (Es)- Mi (E)-A. To jest właściwie koniec i początek tej inspiracji. Kosmopolityczny Tansman i mocno wrośnięty w polską tradycję Górecki to dwa światy. Jeżeli traktować poważnie IV Symfonię, to w jej duchu łatwiej odnaleźć nutę nieskrywanej ironii pod adresem patrona niż jego transpozycję do przestrzeni, w której próżnia jest pojęciem obcym.
Czy tylko my mamy przekonanie, że IV Symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego nie podlega sile jego przyciągania?