Niemiecka firma RME od lat produkuje sprzęt na potrzeby profesjonalistów. Skromną rekomendacją niech będzie informacja, że klocki z logo tej manufaktury znajdują się m.in. w studiach Kraftwerk.
Niedawno postanowiła ona zrobić coś dobrego dla audiofilów. I wypuściła konwerter dla zawodowców, pisząc, że audiofile też mogą.
Konwerter jest produktem idealnym – niedrogi i wznosi się nad poziom zabaweczek sterowanych zegarami atomowymi za miliard monet.
I tak mimo wszystko okazał się zbyt skomplikowanym dla prostych słuchaczy dziecięcej muzyki Pink Floyd i Dire Straits. Niemcy okazali więc litość, redukując cenę i liczbę funkcji (audiofile uważają, że dobry sprzęt ma tylko guzik włączania i wyłączania), ale i tak znowu udało im się wyprodukować przetwornik w standardzie powyżej audiofilskiego hi-endu za 100 tysięcy dolarów.
Bez wysiłku i filmików z modelkami.
Ostatnio produktów RME słuchamy z przewodami Audiomica Pearl Consequence i szczerze przyznajemy się do pełnej satysfakcji. Choć oczywiście zastanawiamy się, dlaczego konwerter to niespełna 1000 euro, a interkonekt 10 000 złotych.
Czasami jednak jest tak, że do czerwonej róży za trzy złote trzeba futra z białych syberyjskich wiewiórek. Wtedy dochodzi się do szczęścia. Taki tekst usłyszeliśmy kiedyś od damy, która twierdziła, że znała osobiście Prokofiewa.
Więc rozumiemy, że liniowa wizja historii to ledwie wyjątek, a może tak naprawdę prawdziwy początek historii.
Dlatego bez poczucia gwałcenia sztuki kontrapunktu stwierdzamy, że taki zestaw jak nasz ulubiony – RME plus Audiomica – w połączeniu ze średniej klasy kolumnami B&W czy Focala gra równie dobrze jak kosztujące ponad 300 tys. złotych systemy Bang & Olufsen BeoLab 90.
Kto słyszał, wie – lepiej będzie dopiero po wprowadzeniu do życia procesorów kwantowych.