Kiedy duże banki manipulują kursami walut małych krajów, publikując tendencyjne analizy dotyczące ich gospodarek, wszyscy uznają, że to zwykła gra rynkowa.
Kiedy przed wyborami politycy nagle zaczynają parszywie oszukiwać swój dotychczasowy elektorat, zmieniając barwy partyjne, w komentarzach podkreśla się ich inteligencję oraz dalekowzroczność.
Kiedy dostawca Internetu ogranicza szybkość przesyłu danych o połowę wobec szybkości zadeklarowanej w umowie, nie przyzna się do oszustwa, tylko do problemów infrastrukturalnych związanych z kryzysem.
Jaki jest wspólny mianownik tych wszystkich przypadków? Kłamstwo. Ale ponieważ nie chcemy, broń nas Panie!, podszywać się pod autorytety moralne ciskające słowami ciężkimi jak głaz, użyjemy innego określenia – obsr… klienta!
Praktyka ta jest zbyt powszechna i zbyt długą ma tradycję, byśmy się nad nią dłużej zastanawiali przy okazji informacji takich, że Facebook otóż wynajął sobie profesjonalistów do pokładania świń konkurencji. Chcą się chłopcy brzydko bawić, niech się bawią. Tylko jedno życzenie – niech się od nas…
I tu pojawia się mały problem. Od kilku dni mamy olbrzymi kłopot z obsługą naszego serwisu, gdyż Google, odpowiedzialny za sprawne funkcjonowanie platformy, z którą się związaliśmy, przestał po prostu świadczyć usługi. Stres z tego powodu prawie nas zabił. Proszę zapytać, co czuje matka, gdy na trzy dni traci z oczu swoje roczne dziecko. Na takie właśnie przeżycia naraził nas koncern Gogle.
Powiedzmy jednak sobie szczerze, że są rzeczy ważniejsze niż dzieciaczki. Dla każdego melomana i audiofila jest nim jego własna, osobista, przez wiele lat skrzętnie, z pietyzmem i najgłębszą świadomością budowana płytoteka.
Kilka dni temu Google uruchomił, na razie w USA i tylko w wersji testowej, serwis sieciowy, w którym można będzie przechowywać wszystkie swoje nagrania w formie digitalnej. Namawia do korzystania i obiecuje miejsce na 20 tys. utworów.
Jednym zdaniem – Amerykanie chcą, by powierzyć ich opiece coś, co droższe prochów dziadów, ziemi spod Grunwaldu i wąsów Lecha Wałęsy. I mówią to właśnie młodej matce, która na trzy dni utraciła swoje dziecko, po czym je odzyskuje, ale bez trzech paluszków.
Czy w takiej sytuacji inteligentny człowiek nie wynająłby agencji PR do oczerniania Google’a?
I czy w takiej sytuacji inteligentny człowiek wyrzuca swoje płyty analogowe?