Branża audio to jedyna znana nam sfera, w której słowa oderwane są od rzeczywistości, opis od przedmiotu, a wartość od jakości. Mówiąc prościej – panuje tu bałagan większy niż w partyzanckim uzębieniu. Dlatego audiofile – dokonując swoich wyborów – bardziej niż samotne czterdziestolatki podatni są na piękne słówka, tanie komplementy, kwieciste zwroty i słodkie obietnice. Fakt, konkret czy pomiar prawie nigdy nie są powodami zakupów drogiego sprzętu audio i z tej przyczyny amatorzy dobrego brzmienia lokowani bywają zazwyczaj tam, gdzie breatharianie, tołstoiści oraz raelianie.
Samochodziarze, na przykład, nigdy nie doznają takich upokorzeń. Nawet jeśli wartość swoich aut szacują na podstawie liczby dziewcząt, które chciały jechać na tylnej kanapie, nikt nie uznaje tego za zgrzyt – ot, to po prostu jeden z ważnych czynników oceny atrakcyjności… wozu. Inne? Moc, spalanie, przyspieszenie, szybkość, droga hamowania, niezawodność, wyposażenie, pojemność bagażnika, moment obrotowy, promień skrętu, wyciszenie kabiny… Same konkrety. I na końcu – cena. Kiedy zatem spotyka się dwóch dżentelmenów i jeden drugiemu mówi, że ma dobry samochód, wiadomo – nie chodzi ani o Fiata, ani o Skodę. To fajne bryczki, ale nie spełniają kryteriów dobrych wozów. Nie ma co do tego wątpliwości. Tak jak nie ma wątpliwości, gdzie zaczyna się motoryzacyjny hi-end – w okolicach Nissana GT-R.
A gdzie zaczyna się audio hi-end, skoro właściwie wszystkie kryteria oceny zostały sprowadzone do wymiaru subiektywnego? Czy moc jest wyznacznikiem dobrego hi-fi? Według jednej szkoły hi-end to minimum 100 watów, według innych – najwyżej 5 watów. Spalanie? Niektórzy uznają tylko lampowce w czystej klasie A, które żrą 300 watów, dla innych 30 to już masakra. Niezawodność? Hm, żaden audiofil nie utrzymuje aktualnego systemu dłużej niż 3 lata. Szybkość? Do słuchania Charlesa Aznavoura i Julio Iglesiasa? Cena? Tu nawet fachowcy nie są zgodni, bo do hi-endu zaliczają komponenty za 50 tys. dolarów i 5 tys. złotych.
- Jak więc możesz sprawdzić, czy twój sprzęt jest hi-endowy? Prywatnie stosujemy 3 kryteria, które jeszcze nigdy nas nie zawiodły:
1) Hi-end rozpoznasz tylko wtedy, jeśli masz audiofilski staż dłuższy niż 10 lat, a na półkach najmniej 1000 płyt
2) Ile wydałeś na płyty w ciągu ostatniego roku? Jeśli więcej niż na sprzęt, to znaczy, że jest już hi-endowy
3) Czy po kilku godzinach głośnego słuchania muzyki włączasz „Mutter” Rammsteina i masz ochotę obrócić gałką potencjometru jeszcze bardziej w prawo? Twoje stereo nawet rejentalnie mogłoby zostać uznane za hi-end.