Niektórzy inteligentni ludzie zostaja audiofilami. I wtedy tracą całą swoją inteligencję
Popełniają błędy. Trwają w uporze. Podejmują niepotrzebne ryzyko. Przechodzą na stronę ortodoksji. Bezmyślnie wydają pieniądze. Choć niektórzy należą nawet do MENSY, jako audiofile są zwykłymi kretynami.
Wielu z nich to moi znajomi. Jeden próbuje uzyskać dobre brzmienie w pokoju, w którym są gołe ściany i nawet małego gałganka na podłodze. Drugi twierdzi, że im sztywniejsze kable, tym lepiej dla dźwięku. Inny z kolei słucha tylko japońskich reedycji płyt wytwórni Decca.
Co byście powiedzieli o kobiecie, która chciałaby sypiać wyłącznie z biskupami kościoła katolickiego z Czarnego Lądu? Oni właśnie tacy są. Audiofile, nie biskupi.
Takie trudne przypadki przekonują, że audiofilowi nie wystarczy zwykła inteligencja. Powinien on posiadać także audiofilską inteligencję (AI). Z czego składa się AI?
Nie ma sensu robić szczegółowego wykładu na ten temat, więc wymieńmy tylko kilka rzeczy, które z pewnością określają poziom AI: doświadczenie, elastyczność, znajomość podstawowych zasad fizyki, akustyki i psychoakustyki, samodzielność, niezależność, otwartość, intuicja, orientacja rynkowa, racjonalizm, odporność na manipulacje, pamięć słuchowa, logika oraz talent.
Talent? Owszem. W zespole Renault F1 jeżdżą: Robert Kubica i Witalij Pietrow. Warunki mają podobne, ale tylko o jednym z nich mówi się, że ma dar od Pana. I potrafi zachować się na torze inteligentnie. Obawiam się, że z audiofilami jest podobnie – niektórzy nigdy nie odnajdą właściwego toru jazdy, choćby był wyrysowany grubą krechą.