Putin nie przeprosił. Jobs wcisnął ludziom 300 tysięcy iPadów już pierwszego dnia sprzedaży. Kubica ma jeździć ze znaczkiem „Solidarności” na swoim kasku, a Rabczewska Dorota zapowiada swój nowy album i trasę koncertową. Nic dziwnego, że wokół panują nastroje lekko samobójcze i mocno dyspepsyjne.
W takiej sytuacji można oczekiwać, że lektura prasy audiofilskiej będzie zajęciem miłym, bezpiecznym i relaksującym. Dla kogo w końcu jest wydawana? Dla amatorów plotkowo-pudelkowego szambiarstwo? Nie. Prasa audiofilska wydawana jest dla publiczności elitarnej, uprawiącej szlachetne, snobistyczne i drogie hobby, polegające na słuchaniu muzyki reprodukowanej z płyt w pieczołowicie budowanych systemach. Zgadza się?
Lektura ankiety, przygotowanej przez polski magazyn „Audio” (jej omówienie tutaj), przynosi jednak zdumiewające rezultaty, które każą przynajmniej zastanowić się, kogo można uznać za audiofila. Z opracowania „Audio” wynika, że „prawie połowa (46%) uczestników przypomniała sobie zakup ponad 10 płyt, a niecałe 10% kupiło tylko jedną lub dwie; żeby nie było niedomówień – żadnej płyty nie kupiło 5% ankietowanych”.
Szok! 61% audiofilów w Polsce, jeśli uznać wyniki za reprezentatywne, prawie w ogóle nie kupuje płyt! 61% audiofilów w Polsce wydaje na muzykę grubo poniżej 50 zł miesięcznie! Audiofilów? Ktoś, kto ma drogi sprzęt i omija z daleka sklepy płytowe jest pomyłką genetyczną, w żadnym razie zaś audiofilem. Obraźliwa ocena? Obraźliwa byłaby, gdybym napisał, że jak ktoś nie kupuje płyt, to pewnie ma również grzybicę stóp.