SZOK I PRZERAŻENIE

SZOK I PRZERAŻENIE


Udręką ostatnich miesięcy jest 3D. Ta zmora atakuje na każdym kroku, również w największych pismach audio-video, które bezmyślnie powtarzają marketingowy bełkot producentów tych strasznych gadżetów. Wydawać by się mogło, że nic okropniejszego człowieka rozumnego spotkać nie może, a jednak… Przypominają się rzeczy tak smutne, tak koszmarne, tak horrendalne, iż wypada przeprosić, nim zaczną przerażać w tym miejscu. Zatem…
Lampy z terminalami dla iPoda. Wystarczy spojrzeć na Manleya Stingraya w ostatniej wersji, by zwątpić w humanitaryzm inżynierów projektujących takie monstra.
Drewniane obudowy. Patrzysz na Luxmana D-38u i zastanawiasz się, dlaczego miałbyś płacić ciężkie pieniądze za coś, co ma styl wózka inwalidzkiego sprzed pół wieku.
Gramofony z USB. Najdurniejszy wynalazek obecnego stulecia. Pozwala przegrywać winyle do empetrójek. To daje taki efekt, jak przebudzenie się po imprezie u boku wąsatego wieloryba, który twierdzi, że były oświadczyny i konsumpcja.
Stacje dokujące. Nie wiadomo, co takiego ma w sobie Steve Jobs, że nawet tak zacne firmy, jak Krell, B&W czy Wadia zaczęły produkować bumboksy (Krell Kid, Zeppellin, itd). Dojdzie jeszcze do tego, że brytyjską królową zostanie transseksualista z Tajlandii.
Chiński badziew. Moim zdaniem, ten kolokwializm jest w pełni usprawiedliwiony, biorąc pod uwagę jeszcze niedawne zachwyty recenzentów nad skośnookimi zabawkami. Najciekawsze, że chińskie zabawki, tyle że teraz już pod zachodnimi markami, ciągle cieszą się renomą w pewnych kręgach. Czyżby etykietka miała aż takie znaczenie?
Salony audio. Kupiłeś kolumny za 20 tysięcy i życzysz sobie transportu, który będzie dopiero za 10 dni? Wszedłeś do sklepu, a subiekt, pryszczaty gnojek, nawet nie wstał, by przywitać się? Rozmawiałeś o dilu za 50 tysięcy, a kierownik nie poprosił cię do swojego gabinetu i nie poczęstował szklanką wody, nie mówiąc o kawie? Czasami człowiek lepiej się czuje jak go obsika pies niż obsłuży jaśniepan z salonu audio.
Audiofilski system za 500 zł. Taka myśl może zaświtać w głowie tylko komuś, kto sprowadził z Niemiec popowodziowego Golfa i teraz właśnie idzie z tobą na czołowe zderzenie, wierząc, że nie zawiodą go ani hamulce, ani klakson.
Polski hi-end. Strach i przerażenie w stężeniu trudnym do zniesienia. Zwłaszcza gdy do głosu dochodzą wyznawcy Andrzeja M., konstruktora słynnych na cały świat tophajendowych klocków za 5 tysięcy.
Ceny sprzętu audio. Gdyby samochody po 30 tysięcy miały w środku tyle, co np. wzmacniacze w tej cenie, ABW już dawno oskarżyłaby o działalność zagrażającą bezpieczeństwu państwa.
CD-R i hi-end. Nie chodzi o efekt, bo on może być całkiem przekonywający: kopie najczęściej nie grają gorzej niż oryginał. Chodzi o poczucie smaku. A ten w audiofilskiej branży ma decydujące znaczenie. Ktoś, kto nie rozumie, że Kielman to nie kwestia pieniędzy, lecz gustu i nawyków, powinien chodzić w chińskich trampkach. Tak jak ci geniusze, którzy próbowali do Chryslerów zaaplikować gramofony (zdjęcie wyżej).

I gdzie jest teraz Chrysler? Strach i przerażenie pomyśleć.

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj