Amerykański magazyn „Electronic House” ogłosił właśnie listę zwycięzców w konkursie na najlepsze domowe instalacje audio-video. Pełne zestawienie wyróżnień oraz zdjęcia prezentujące systemy nagrodzone w „2010 Home of the Year” można obejrzeć tutaj.
Czy kiedyś doczekamy się polskiego konkursu w tej dziedzinie? Nieprędko. Wideofile żyją, zupełnie niepotrzebnie, we wstydliwym przekonaniu, że kino domowe to pokątne hobby i nie robią nic lub bardzo mało, by lekko je uszlachetnić i znaleźć odpowiednią ekspozycję.
Druga rzecz – profesjonalne instalacje, wykonywane przy pomocy wyspecjalizowanych firm, uchodzą, tu typowo polski wist, za dowód lenistwa i braku inwencji. Czyż nie jest bowiem bardziej zbożna własna koncepcja, w której ekran zszyty z powstańczych bandaży, a akustyka sterowana pudełkami po jajkach, popiersiami Marszałka lub dywanami z haftowanym papieżem? Na wielu specjalistycznych forach dominują podobne opinie.
I trzecia, ostatnia kwestia: kino domowe to domena dużych, uznanych, światowych marek. Znaczy masówka? Uuu, to nie może dobrze brzmieć! – usłyszysz z ust wytrawnych znawców. I gdyby choć raz mieli okazję obejrzeć i usłyszeć „Transformersów” w okolicznościach jak na obrazku powyżej…
A tak w ogóle – zamiast porządnego kina, lepiej wybudować sobie kryptę z białego alabastru, urządzić narodowy ołtarzyk, oskarżyć Rosjan i Niemców o brak szans na dobre kino domowe, a potem cierpieć w historycznych kajdanach z grawerunkiem Tonsilu lub Diory. Boże coś Polskę…