W 2003 roku Amerykanie kupili 23 mln albumów z muzyka jazzową. W ubiegłym było to zaledwie 5 mln egzemplarzy. Jazz jest w USA – paradoksalnie – najgorzej sprzedającym się gatunkiem. Lepiej sprzedaje się nawet klasyka i new age. Przyczyny? Brak gwiazd, świeżych trendów, ciekawie piszących krytyków, wydarzeń, które mogłyby przyciągnąć nową publiczność oraz promotorów z właściwym wyczuciem rynku. Jazz stał się dziedziną festiwalowej nudy, grzecznych dziewczynek i dobrze ubranych chłopaczków, którzy preparują swoje fortepiany i męczą saksofony bez sensu, celu i nadziei, że stworzą coś oryginalnego. A najgorsze, że na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby odwrócić niekorzystny trend.