INTELEKTUALNE ZGADYWANKI

INTELEKTUALNE ZGADYWANKI
Czy można kształtować brzmienie systemu odsłuchowego inaczej niż metodą prób i błędów? To pytanie jest kanwą pierwszego felietonu Zygmunta Jerzyńskiego. Zapraszamy do lektury!

ZYGMUNT JERZYŃSKI

Jestem głęboko przekonany, że tak.

Metoda „prób i błędów” to jeden z dwóch filarów na audiofilsko-konstruktorskiej drodze do nirwany. Co więcej, ograniczając się wyłącznie do metody „prób i błędów”, nie wykorzystujemy w pełni naszej szansy na zadowolenie, satysfakcję i odsłuchowy sukces.

Albowiem jest jeszcze drugi filar, a mianowicie „nauka i wiedza”. Bynajmniej nie twierdzę, że ważniejszy od tego pierwszego. Wydaje mi się, że są one względem siebie równorzędne i równoważne. Każdy z nich, stosowany z osobna, będzie ułomny. W razie braku tego drugiego, również nieskuteczny. Są niczym podpory utrzymujące kładkę na przeciwległych brzegach rzeki.

Filar pierwszy jest zazwyczaj zbiorowiskiem wielu mniej lub bardziej szczęśliwie i czasem dość przypadkowo dobieranych scenariuszy testowych. Każdy taki zrealizowany scenariusz pochłania zasoby. Zasobem może być np. nasz wolny czas czy też wydane środki finansowe. Nie jest zatem realne przetestowanie wszystkich możliwych permutacji, wszystkich przypadków testowych, jeśli działamy w sposób chaotyczny i bez planu. Po prostu w którymś momencie zabraknie nam zasobów. Być może zabraknie pieniędzy. No dobrze, wiem że są tacy, którzy pod tym względem nie mogą narzekać. Ale jest jeszcze drugi zasób, a mianowicie CZAS. Czas jest jedynym dobrem rzadkim, którego nie można kupić. Żadne pieniądze go nie odtworzą i nie zwrócą. Optymistycznie rzecz ujmując, całe nasze życie to raptem jedynie 3×109 sekund.

Metoda li tylko prób i błędów trochę mi przypomina ślepą kurę, której trafia się czasem ziarno, z jakimś tam statystycznym prawdopodobieństwem. No właśnie: prawdopodobieństwo, ale rozumiane jako miara naszego przybliżania się do sukcesu. Czy możemy je jakoś podwyższyć i poprawić tę naszą szansę w zakresie scenariuszy testowych wykonywanych w ramach „prób i błędów”? Wydaje mi się, że tak. Spróbujmy wykorzystać naukę i wiedzę, czyli wspomniany wcześniej drugi filar, celem zredukowania wielkiej liczby możliwych permutacji przypadków testowych i ograniczyć się jedynie do tych scenariuszy, za którymi stoi jakiś racjonalizm, ślad logicznego i technicznego uzasadnienia lub choćby poparta wiedzą intuicja.

No dobrze, czy rezygnujemy zatem z metody poznawania audio-świata metodą prób i błędów? Wracamy do zakurzonych podręczników akademickich i próbujemy wyłuskać z nich coś sensownego, przydatnego w naszej pogoni za lepszym dźwiękiem?

Tak? Nie.

Otóż właśnie – nie. To znaczy tak. Takie dialektyczne niemieckie: „Jein”. Szkiełko i oko, jak się okazuje, nie jest bynajmniej panaceum na wszystko. Dawniej rzeczywiście tak mi się wydawało. Jako umysł onegdaj matematyczno-fizyczny, miałem taki fetysz i głęboko wierzyłem we wzory matematyczne, formuły fizyczne, prawa Ohma i jakieś tam inne. Byłem niczym mędrzec. Z woltomierzem, amperomierzem, a czasem nawet i oscyloskopem. Byłem takim aroganckim mądralą, który hołdował zasadzie, że jeśli czegoś nie można wyprowadzić wzorami, zmierzyć i zobaczyć na ekranie oscyloskopu, to znaczy, że tego… NIE MA. No i proszę sobie wyobrazić moje wielkie zdziwienie, gdy po wielu latach słuchania muzyki stanąłem przed sytuacją, kiedy szkiełko, oko, mózg i logika zawiodły. Podpowiadały mi, że zastosowanie tej czy innej audiofilskiej modyfikacji nie może skutkować jakąkolwiek zmianą w percepcji dźwięku. Były to pomysły, które a priori klasyfikowałem do kategorii „audio woodoo” tudzież wiary w gusła. Ciemnogród. Jakże wielkie było moje pyszałkowate zdziwienie, gdy raptem się okazało, że podczas odsłuchu zwykłe odwrócenie do góry nogami wtyczki schuko w kontakcie albo odwrócenie polaryzacji wtyczki kabla zasilającego DAC czy wzmacniacza rujnuje mój świat fizyczno-matematycznego racjonalizmu. Jeszcze bardziej egzotyczny przykład: kiedyś byłem bardzo sceptycznie nastawiony do podkładania licznych rolek papieru toaletowego pod kable głośnikowe, które łączą wzmacniacz z kolumnami głośnikowymi. Ba!, byłem nawet skłonny wyrażać raczej napastliwe impertynencje względem osoby, która mi coś takiego zaproponowała. A dziś? Najbardziej mi się chyba odsłuchowo podoba, gdy stoją na sztorc, a nie na boku. Mówię o tych rolkach papieru toaletowego, oczywiście.

Czasami jest tak, że wiedza nas zawodzi. A tym bardziej wiedza zwodnicza, czyli powierzchowna. Taka, która nie jest pogłębiona o kolejne warstwy szczególików i finezji. Wydawałoby się, że prawo Ohma jest proste jak drut. W pierwszym podejściu mogłoby się wydawać, że oto prąd sobie płynie, a jego wartość to napięcie dzielone przez opór. No i to jest właśnie przykład takiej zwodniczej, powierzchownej wiedzy. Albowiem nieco staranniejsza analiza tego przypadku, z wykorzystaniem liczb zarówno rzeczywistych, jak i urojonych, czyli zespolonych, pozwala spojrzeć na to samo prawo nieco szerzej, a więc zdecydowanie inaczej. Raptem okazuje się, że prąd jest zależny od częstotliwośc i jest równy napięciu dzielonemu przez zespoloną impedancję. Liczby zespolone, wektory. Tutti di frutti. Wielce usatysfakcjonowani, odkładamy kajecik i czujemy, że odwaliliśmy kawał dobrej mentalnej roboty. A tymczasem okazuje się, że nawet nie podrapaliśmy wierzchu tej całej wielkiej góry lodowej.

Finezji jest o wiele więcej. Ot, choćby fakt, iż kondensator nie zawsze jest kondensatorem, bo czasem bywa indukcyjnością. Rezystor nie zawsze jest rezystorem, no i generalnie nic nie jest tym, czym się być wydaje. To są te momenty, gdy nasza niepełna lub zbyt powierzchowna wiedza zdaje się nas zawodzić, gdy wydaje się, iż drugi filar runął w gruzach i zaczynamy wątpić w swój własny intelekt.

Co w takiej sytuacji robić? Wiele rzeczy można zrobić. Jedną dobrą metodą jest tak zwany „educated guess”. Intelektualne zgadywanki. Po polsku brzmi to trochę pejoratywnie, po angielsku o wiele bardziej prestiżowo i dostojnie, a zaiste tak to właśnie brzmieć powinno. „Educated guess” jest czymś więcej niż wyłącznie intuicją. To już nie jest ślepa małpa, która gania z odbezpieczonym granatem. Nie. Tutaj posiłkujemy się jakimś bagażem wiedzy, czasem ogólnej, często i gęsto – zapożyczonej z zupełnie odległych i egzotycznych branż, niezwiązanych z naszym hobby.

Przypominają mi się w tym miejscu czasy, kiedy jako małe dziecko próbowałem zrozumieć prąd elektryczny. Robiąc proste układy elektroniczne, korzystałem z analogii hydraulicznej. Wyobrażałem sobie, że to nie elektrony płyną, lecz woda w rurach. A płynie nie z baterii, lecz jest pompowana przez pompę. I tak krok po kroku: rezystor to taka kryza, kondensator – wanna, tranzystorem był zawór sterowany przeponą hydrauliczną. W ten sposób udawało mi się uruchamiać całkiem niebanalne układy. Wzięło mnie na wspomnienia z dzieciństwa.

Pointując to wszystko jednym słowem – TAK. Można kształtować brzmienie systemu odsłuchowego inaczej niż metodą prób i błędów.

Zygmunt Jerzyński. Z zamiłowania audiofil, meloman, konstruktor elektronik. Zwolennik „Zrób-To-Sam”, czyli sprzętu audio typu DIY. Miłośnik lamp próżniowych, acz tolerujący szczyptę krzemu. Niegdyś wyznawca li wyłącznie „szkiełka i oka”, miernika i oscyloskopu. Teraz – dopuszcza i toleruje odrobinę audiofilskich nieoczywistości, czyli „audio-woodoo”. Z wykształcenia: M.Sc Informatyk, MBA Zarządzanie. Obecnie – w zaawansowanych technologiach. Bywał specjalistą, ekspertem, kierownikiem projektów, prezesem, członkiem rad nadzorczych.

Foto By National Photo Company [Public domain], via Wikimedia Commons
Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj