Szczerze? Jeszcze nie. Ale tylko dlatego, iż nikt ze środowiska psychiatrycznego chyba nie wpadł na to, żeby porządnie przebadać reprezentatywną grupę audiofilów, czyli osób, które szukają idealnego dźwięku w drodze losowego składania komponentów tworzących systemy odsłuchowe. Nie ma w tym krzty jakiejś metody, chyba że domorosła, garażowa lub forumowa, ale to wtedy nie metoda, lecz najczęściej zwykła moda lub owczy pęd, za grosz rozsądku, wrażliwości, fantazji czy zwykłego umiaru. Tylko ośli upór, żeby zmieniać, próbować, kombinować, kontaminować, krzyżować i permutować. Cokolwiek, jakkolwiek, gdziekolwiek, żeby tylko, a bo a nuż. Bezwstydnie, bezczelnie, coraz bardziej skandalicznie. Im bliżej zagadek wszechświata, tym dalej od istoty tzw. audiofilii, która całkowicie niemal pogruchotana przez setki internetowych portali i forów, tysiące ekspertów, miliardy pasjonatów i miriady wieszczących epifanię przywódców sekt. Słyszeliście o kierowcach F1, którzy zwyciężali dzięki specjalnym nożykom do swoich golarek? Właśnie. A o audiofilach, którym sferyczność sali koncertowej natychmiast stała się oczywista po zmianie śrub regulujących wysokość standów? My słyszymy o nich codziennie. Dzięki bogu na co dzień mamy do czynienia z ludźmi, którzy już wiedzą, czego chcą. Nie chcą frustracji typowych dla trzylatków. Chcą solidnego życia i porządnych odsłuchów, nawet jeśli odrobinkę kompromisowych. Wiedzą, że lista dobrych klocków to lista ograniczona, warto jednak po nie sięgać, bo to minimalizuje nawroty zespołu obsesyjno-kompulsywnego. Od czasu do czasu ktoś na nią wskoczy, i tyle. Spendor jest na tej liście. Owszem, może taki zawężony wybór przypomina aranżowane małżeństwo, lepsze to jednak niż krótkotrwały związek z wiecznie spazmującą dziewką lub zasmarkaną wiedźmą.
Kategorie:
NOWOŚCI