MAYBE VINYL BABY vol. 23

MAYBE VINYL BABY vol. 23


Rynek muzyczny coraz częściej przypomina sytuację, która panuje w Kabulu

Jeszcze 10 lat temu dość rzetelnym sposobem opisu branży muzycznej były listy bestsellerów. Pierwsza dziesiątka? Byłeś bogiem. Pierwsza setka? Miałeś z czego żyć. Pierwszy tysiąc? Musiałeś jeszcze popracować na swoją szansę.

Dzisiaj nie mają one żadnego sensu. Aby określić pozycję wytwórni fonograficznej, zespołu lub piosenkarza, potrzebny jest skomplikowany wzór matematyczny, który musi uwzględniać o wiele więcej danych niż dekadę temu, choćby ze względu na rozwój dystrybucji i nowych mediów. Nie wystarczy więc zliczyć sprzedane płyty i bilety na koncerty – trzeba dodać liczbę downloadów, odsłon w Youtube.com, wielkość zamówień na limitowane edycje, lajki na Facebooku, followersów na Twitterze, itd., itp.

Na samym końcu i tak pewnie okaże się, że przygotowana według tej metody mapa wpływów zupełnie nie pokrywa się z zawartością iPodów tzw. grupy docelowej, która w międzyczasie wysadziła wszystko w powietrze za pomocą jakiegoś nowego komunikatora lub programu wymiany plików.

Dlatego z pewnym rozbawieniem obserwujemy desperackie próby szukania nowych narzędzi badawczych. Niedawno „Bilboard” opublikował pierwszą edycję… społecznościowej liczby przebojów, tworzonej m.in. na podstawie aktywności fanów poszczególnych artystów na ich profilach w serwisach typu FB, Twitter czy YT. Czy coś z tego wynika? Niewiele.

A czy coś wynika z publikowanych w największych światowych serwisach zestawieniach najczęściej kradzionych płyt lub najszybciej krążących plików? Owszem. Być może właśnie te informacje są najbardziej wiarygodnymi informacjami na temat prawdziwej wartości muzyka na współczesnym rynku.

Na szczęście w analogowym grajdołku wszystko po staremu. Fejsbukowe lajki nikogo tu nie zmylą.

Miłego weekendu!

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj