Ten sympatyczny konflikt trwałby pewnie jeszcze całymi latami, gdyby nie cyfrowa rewolucja, która przedostała się również na teren audio z całym pakietem rozwiązań, o których mądrale z serwerowni wspominali już wieki temu. Nagle okazuje się, że USB i HDMI to rzecz niezbędna w każdym wzmacniaczu i każdym odtwarzaczu, a bezprzewodowe podłączenie do sieci preampa wydaje się bardziej naturalne niż podłączenie kondycjonera. Niektórzy producenci hi-endowego sprzętu tak bardzo spieszą się z wprowadzaniem „komputerowych” patentów, iż zupełnie nie przejmują się śmiesznością, na którą przy okazji się narażają. Przykład pierwszy z brzegu – Audio Aero za 480 euro proponuje przystawkę USB, która umożliwia podłączenie do odtwarzaczy tej marki… laptopów i serwerów muzycznych. A gdzie w tym audiofilski puryzm, elegancja, smak, wyrafinowanie i rozsądek? Przecież to sztuczka z gruntu chamska!
Brak rozsądku to zresztą rzecz dość charakterystyczna dla audiofilskiej branży. Jesteśmy właśnie świeżo po lekturze recenzji monobloków darTZeela NHB-458, która ukazała się w najnowszym, 77. numerze HiFi+. Niejaki Alan Sircom był łaskaw nazwać szwajcarski wyrób odpowiednikiem Lamborghini Countach oraz porównać jego walory soniczne do walorów Bruce’a Lee. Poza tym – szczeniackie zachwyty i infantylny żal, że takie to-to drogie. Rozumiemy poetykę takiego stylu, zastanawiamy się jednak, jak często nasi bracia informatycy czytają w swojej prasie fachowej podobnie puste, płaskie i ogólnikowe recenzje nowości komputerowych. Zwłaszcza takich, które kosztują 130 tys. funtów. Bo tyle NHB-485 kosztuje.
Od dzisiaj będziemy chyba udawać, że nie rozumiemy słowa „audiofil”…
130 tys. funtów za parę monobloków upakowanych w peceta. Bracia informatycy znowu będą kreślić kółka na swoich czołach