MAYBE VINYL BABY vol. 35

MAYBE VINYL BABY vol. 35
Do audiofilskiej przystani przybija coraz więcej magów, szamanów, iluzjonistów oraz zwykłych czarusiów

Rynek audiofilskiego hi-endu kurczy się dnia na dzień. Spada liczba marek, maleje ich dostępność, zamyka się krąg zainteresowanych, coraz mniej tych, którzy znają się na rzeczy i potrafią uczciwie doradzić.

Paradoksalnie – w tych apokaliptycznych dla uchozłotych czasach w kryminalny sposób rosną ceny hi-endu, przybywa pseudospecjalistów, którzy sugestywnie uzasadniają ten proceder oraz idą w górę akcje prestidigitatorów przekonujących, że mogą ulepszyć każdy sprzęt, dodając kilka lamp, nowy transformatorek i parę kondensatorów.

Pozwalając sobie na odrobinę pretensjonalności dopieprzonej odrobinką patosu, pragniemy zatem zauważyć, że obecne czasy są czasami audiofilskiego zamętu. Nie wiadomo, co kupić, na co oszczędzać, komu zaufać, ile wydać i jak długo zwlekać. Życzą sobie Państwo rady?

Proszę trzymać się starych, dobrych analogów. Na tym podwórku nikt nikomu nie wmówi, że kolorowy winyl jest lepszy od czarnego, wkładka powinna być ręcznie szlifowana przez tajskie dziewice, a windę należałoby poddać napromieniowaniu w grzybku PB.

W tej branży naciągaczy rozpoznaje się z daleka i zawsze dostają najgorsze wino.

Miłego weekendu!

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj