Mieszcząca się na Brooklynie firma Oswalds Mill Audio jest niewątpliwie jedną z audiofilskich legend. Stosunkowo młoda, potrafiła jednak zawładnąć wyobraźnią, sercami, a przede wszystkim portfelami admiratorów brzmień źródlanych i krystalicznych. Do jej salonu nie przychodzi się po to, żeby w drodze między ekskluzywną barberią a lekcją ceramiki wydać szybko zarobione na giełdzie lub w szemranym startupie pieniądze, lecz by rozkoszować się powolnym zbliżeniem z przedmiotami, które mają swą historię, duszę i miejsce w kosmosie. OMA zręcznie wykorzystuje fakt, że wśród audiofilów jest mnóstwo osób podatnych na sztukę, przedstawiając swoje rękodzieła jako obiekty o wyjątkowej artystycznej wartości. Same w sobie mogą takie walory posiadać, inna jednak sprawa, czy w swojej funkcjonalności, dalekiej przecież od estetyki, która wymawia wszelką praktyczność rzeczom innym niż tylko do podziwiania, choć w przybliżeniu odpowiadają cechom przedmiotów stanowiącym kategorię zbytecznie utożsamianą z wytworami sprawców piękna. Niemniej, OMA znajduje się niezgorzej we własnej legendzie, wprowadzając w nirwanę licznych wyznawców, którzy swojej prawdy szukają poza horyzontem zrozumienia. Cześć im oraz chwała, gdyż natchnienie metafizyką jest darem, a dar nie stoi przecież na półkach w Biedronce. Dlaczego? O tym właśnie jest ten film. I o ludziach, dla których 300 tys. dolarów za parę kolumn jest ekwiwalentem wszystkich nagród Nobla w dziedzinie literatury, fizyki, medycyny i ekonomii. Tak, tak, ekonomia jest taką samą dziedziną ludzkiego poznania jak audiofilia. Tylko nikt jeszcze nie pomyślał o tym w odwrotnym kierunku.
Kategorie:
NOWOŚCI