Szału dostajemy, kiedy audiofilskie firmy zaczynają bredzić o swojej filozofii
Na domiar złego – im podlejsza marka, tym mocniejszy przechył w stronę tzw. filozofii, która przybiera formę niekontrolowanego bełkotu. Najczęściej służy to odwróceniu uwagi od technicznej nędzy, wtórnych rozwiązań, podłego wykonawstwa, żenującego kutwienia i bezczelnej pazerności. Dlatego na wszelki wypadek lepiej trzymać się z daleka od firm, które brudne marketingowe sztuczki próbują ubrać w szlachetne przesłanie.
Wyjątek można bez obaw uczynić dla obchodzącej w tym roku swoje 40-lecie brytyjskiej Regi. Wiemy na pewno, że za działalnością tej firmy kryje się co najmniej kilka sensownych przemyśleń i nawet jeśli nie układają się one w żadną filozofię, to przynajmniej stanowią podstawę racjonalnej strategii. A poza tym – trudno nie mieć szacunku dla zakładu, którego właściciel słynie z oryginalnych poglądów. Roy Gandy twierdzi np., że winyli nie trzeba specjalnie czyścić, bo igła gramofonowa i tak zbierze cały zalegający brud. To jest czysta gra!
Przy okazji – Brytyjczycy wypuszczają właśnie wzmacniacz Elicit-R ze 105 watami pod maską i ceną w okolicach 7 tys. złotych. Sporo, ale nie za dużo.