Jesteśmy dziwnym krajem i naprawdę nie wiemy, jak to wytłumaczyć.
Po pierwsze – zdumiewa niezwykle wysoka sprzedaż płyt, która daje aż 80 procent przychodów. Właściwie należałoby to ująć w kategoriach anachronizmu, ale nie bardzo można, bo liczba ta w stosunku do poprzedniego roku… wzrosła! Więc może to jest trend?
Po drugie – zastanawia bardzo niski udział w rynku cyfrowym tzw. downloadów, które stanowią zaledwie 14 procent obrotów. Więcej – liczba ta jest mniejsza niż w 2008 roku! Widać tutaj ewidentny niedorozwój tego biznesu, wynikający prawdopodobnie ze zbyt małej liczby odpowiednich sklepów oraz niechęci wytwórni, zwłaszcza niezależnych, do wchodzenia do sieci.
Po trzecie – zaskakuje sukces serwisów subskrypcyjnych. Właściwie jeszcze na dobre nie usadowiły się one w Polsce, a już mają 37 procent w cyfrowym rynku muzycznym. Czyżby miało dojść do powtórki scenariusza skandynawskiego, który spowodował, że w Finlandii płatne serwisy streamingowe mają 70 procent rynku, w Norwegii – 60, a w Szwecji – aż 91 procent? Sami jesteśmy ciekawi, jak potoczą się sprawy, zwłaszcza iż Skandynawia jest raczej wyjątkiem – na największych rynkach streaming to jakieś 10 procent udziałów (USA i Niemcy – 8 procent, Wielka Brytania – 12, Kanada – 4)
Warto zauważyć jeszcze jedną rzecz – w zestawieniu najpopularniejszych albumów nie ma płyty Artura Andrusa „Myśliwiecka”. Powód? Lista IFPI jest listą kombinowaną, czyli uwzględnia zarówno sprzedaż cyfrową, jak i fizyczną. W przeciwieństwie do listy ZPAV, gdzie uwzględniono tylko płyty – tutaj „Myśliwiecka” jest numerem 1.
Aby doprowadzić grafikę do dużych rozmiarów, proszę ją kliknąć, a następnie prawym klawiszem myszy otworzyć w nowej karcie i ponownie powiększyć