A jednak – mimo całego bagażu tragicznych przeżyć związanych z Wagnerem – nie brakuje Izraelczyków, ośmielających się coraz głośniej i coraz częściej mówić, że ignorowanie jego twórczości jest takim samym błędem jak lekceważenie dramatów Szekspira.
Kompozytor „Walkirii” nigdy nie krył się ze swoim zajadłym antysemityzmem, dając mu wyraz w nadzwyczaj obrzydliwych artykułach i książkach. Po dojściu nazistów do władzy jego brudne rozprawki stały się pożywką dla ideologii antysemickiej i rasistowskiej. Hitlerowcy szybko uznali go za swojego kompozytora, idąc tym samym w ślady swojego fuehrera, deklarującego już na stronach „Mein Kampf” uzależnienie m.in. od „Lohengrina”. Przywódca III Rzeszy stał się bywalcem festiwali w Bayreuth, świątyni Wagnera, a willę Wahnfried traktował jak drugi dom. Zaprzyjaźnił się z potomkami swojego ulubionego kompozytora do tego stopnia, że wnukowie Ryszarda – Wieland i Wolfgang – nazywali go „wujkiem Wolfem”. Muzyka artysty zaczęła rozbrzmiewać podczas oficjalnych nazistowskich uroczystości, na zjazdach partyjnych oraz imprezach towarzyskich z udziałem hitlerowskich notabli.
Bojkot Wagnera przez społeczność żydowską rozpoczął się w 1938 r., po tragicznych wydarzeniach „Kryształowej nocy”. Dokładnie – 12 listopada, kiedy Palestyńska Orkiestra Symfoniczna, która potem przekształciła się w Izraelską Orkiestrę Symfoniczną, odmówiła wykonania muzyki Wagnera. Po powstaniu państwa Izrael w 1948 r. nadal obowiązywał ścisły, choć nieformalny zakaz propagowania twórczości oficjalnego kompozytora III Rzeszy. Twórczość ta trwale wpisała się w koszmar Zagłady, przywołując obrazy masowych egzekucji, pogromów, obozów koncentracyjnych… W izraelskich sklepach płytowych nie sposób było znaleźć płyt, a izraelskie radiostacje raczej sporadycznie nadawały coś wagnerowskiego.
Każda próba wprowadzenia repertuaru mistrza z Bayreuth kończyła się głośnym skandalem. Do pierwszego doszło w 1981 roku, gdy Zubin Mehta postanowił wykonać uwerturę do „Tristana i Izoldy”. Protest ocalałych z Holocaustu doprowadził do przerwania koncertu. Następny miał miejsce w Jerozolimie w 2001 r., a jego bohaterem był Daniel Barenboim, który na bis poprowadził fragment „Tristana i Izoldy”. Komisja kultury Knesetu zażądała wtedy od niego, pod groźbą bojkotu, przeprosin za zuchwałą samowolę. Trzeci zaś to koncert Israel Chamber Orchestra pod dyrekcją Paternostro, który odbył się w Bayreuth 26 lipca tego roku.
O nadzwyczaj silnych emocjach, panujących wokół tego występu, niech świadczy fakt, że wszystkie próby orkiestry odbyły się poza terytorium Izraela. Pomysłodawcy tego przedsięwzięcia chcieli uniknąć bowiem zarzutu bezczeszczenia pamięci ofiar Zagłady i godzenia w uczucia Świadków, jednak i tak spotkała ich ostra krytyka, w której nie brakowało stwierdzeń, iż nie wypada Żydom grać muzyki, przy której w Auschwitz i Buchenwaldzie umierali ich bracia i siostry.
Spór o Wagnera raczej nie skończy się na tym, trudno też sobie wyobrazić, by jego nazwisko nagle trafiło na afisze sal koncertowych w Izraelu. Zwolennicy twórczości autora „Tetralogii”, szanując poglądy oponentów, otwarcie jednak podnoszą, iż skoro oficjalne stosunki z Niemcami zostały przywrócone w 1965 roku, skoro państwo izraelskie przyjęło od Niemiec ponad 40 mld dolarów reparacji wojennych i skoro nikt nie ma oporów, by jeździć niemieckimi autami, to może czas również potraktować małego Ryszarda nie jako rasistowskiego oprycha, tylko wielkiego artystę, którego dzieła są mniej odpychające niż on sam.
Koncert w Bayreuth, w programie którego znalazł się – prócz „Idylli Zygfryda” hymn Izraela oraz utwory znajdujących się na indeksie III Rzeszy Mendelssohna-Bartholdy’ego i Mahlera – zakończył się stojącą owacją 700-osobowej publiczności. Wśród słuchaczy byli także członkowie klanu założonego przez Ryszarda Wagnera.