TASCAM DA-3000

TASCAM DA-3000
Audiofile często przypominają nam gierojów, którzy uważają, że po wymianie w Volkswagenie Golfie kierownicy na sportową będą mogli ścigać się z Robertem Kubicą

Chyba nie rozminiemy się dramatycznie z rzeczywistością, jeśli rynek audiofilskich produktów porównamy do zapyziałego sklepiku motoryzacyjnego, gdzie miłośnicy wiejskiego tuningu znajdą wszelkiego rodzaju akcesoria, które nie przyspieszą auta ani nie zmienią jego charakterystyki, dysponują za to wielkim potencjałem mentalnego cementowania, przekładające się względnie na dodatkowe 30 albo nawet 50 km/h. Gałki na dźwignię zmiany biegów, nalepki identyfikujące preferencje szofera, skórzane kierownice, wielkie spojlery, aluminiowe panele… To wszystko rzeczy bez znaczenia dla samochodu, mające jednak olbrzymi wpływ na psychikę jego właściciela.

W branży audiofilskiej taką rolę odgrywają interkonekty, płyny czyszczące, antywibratory, antyrezonatory, windy, podstawki i stoliki. Im więcej takich gadżetów przechodzi przez nasze ręce, tym częściej mamy wątpliwości, czy dobrze spełniają swoje funkcje. W większości przypadków odpowiedź jest negatywna. Tak jak tapicerka w ocelota nie wpłynie na jazdę samochodu w zakrętach, tak windy do przewodów głośnikowych nie poprawią brzmienia systemu, choćby nawet kosztował milion złotych, a windy były z platynowanego tytanu. W ten sposób można poprawić sobie samopoczucie, ale nie da się uzyskać lepszego dźwięku.

Rozwiązania proponowane audiofilom zazwyczaj są redukcją form i standardów stosowanych w świecie profesjonalistów i nie ma żadnego sensu, aby za pomocą najczęściej skandalicznie drogich substytutów próbować dorównać poziomowi studyjnych rozwiązań. Taka metoda jest pozbawiona logiki, nie prowadzi do celu, folguje wypaczonym audiofilskim gustom i tworzy usprawiedliwienia dla krążenia po omacku i wycieczek na manowce. Audiofilska praktyka to kognitywistyczny koszmar, bo nie chodzi w niej o szukanie jednolitych wzorców, tylko o prymitywny hedonizm, zaprzeczający fałszywemu intencjonalnie obiektywizmowi. To między innymi powód, dla którego amatorzy tzw. dobrego brzmienia są w środowisku zawodowców obiektem drwin i sarkazmu. I słusznie. Wozem drabiniastym raczej się nie zdobywa Marsa.

Co wobec tego? Najprostsza rzecz na świecie. Trzeba sięgać po narzędzia dla profi. Takie np. jak master-recorder Tascama. To nie tylko topowy rejestrator obsługujący wysokie częstotliwości próbkowania, sięgające 192 kHz i DSD 5,6 Mhz, ale także konwerter dual-mono AD/DA, który potrafi odtwarzać nagrania z komputera i zewnętrznych kart. Rzecz kosztuje ok. 4000 zł i jest może mało wygodna w użytku dla audiofilów przyzwyczajonych do jednoprzyciskowych przetworników USB, jednak oferuje jakość trudną do znalezienia na rynku, gdzie byle kabelek jest rewolucją, każda nowość przełomem, a wszystkie akcesoria cudownym osiągnięciem nauki i techniki. Prawdziwe osiągnięcie nauki i techniki to urządzenia takie jak rejestrator Tascama.

Więcej i bardziej szczegółowo o możliwościach DA-3000 – tutaj.
 






Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj