Tim Robinson(z prawej) i Mark Wadhwa: założyciele Vinyl Factory
Kiedy w 2001 roku menedżerowie EMI sprzedali tłocznię winyli w miasteczku Hayes w angielskim hrabstwie Middlesex, nie mogli jeszcze wiedzieć, że zrobili naprawdę głupią rzecz
Trudno policzyć, ile pieniędzy EMI wydało na rozwój i doskonalenie technologii tłoczenia czarnych płyt w ciągu 70 lat. Mark Wadhwa, prawnik, i jego wspólnik Tim Robinson, były żeglarz olimpijski, sądzą, że co najmniej kilkadziesiąt milionów funtów.
Angielski koncern doprowadził w ten sposób produkcję winyli niemal do perfekcji, ale w pewnym momencie na horyzoncie pojawił się Compact Disc i szefowie wytwórni postanowili pozbyć się muzealnej fabryki, sprzętu i… załogi. Wybrali przyszłość. Mark i Tim obstawili… przeszłość. I wyszli na tym znakomicie. Przejęli zakład łącznie z ludźmi, którzy doskonale wiedzą, co robić, żeby starożytne maszyny były ciągle w ruchu i służyły jeszcze przez wiele lat. A wśród starożytnych maszyn jest m.in. prasa EMI Type 1400, najlepsze urządzenie na świecie do tłoczenia analogów.
Na bazie fabryki EMI nowi właściciele, Tim i Mark, założyli wytwórnię Vinyl Factory, która w 2003 roku wznowiła produkcję. Nie byli naiwni i wiedzieli, że już nigdy nie będzie takiego popytu, jak w latach 70. ubiegłego wieku. Zakład w Hayes był w stanie wyprodukować wtedy 1 mln krążków tygodniowo i nie trafiały one raczej do śmietników. Ale i tak dopisało im szczęście – rozpoczynała się właśnie nowa moda na winyle, propagowana przez didżejów, audiofilów i snobistyczne magazyny. Sprzedaż tylko 7-calowych singli w Wielkiej Brytanii wzrosła ze 180 tys. w 2001 roku do 1 mln rocznie w 2007.
Moda jednak to za mało, żeby liczyć na trwały sukces. Angielscy biznesmeni, bez żadnego wcześniejszego doświadczenia w branży muzycznej, uznali zatem, że produkowane przez nich winyle powinny mieć nie tylko dużą wartość artystyczną, ale także stanowić przedmiot pożądania prawdziwych melomanów i kolekcjonerów. Stąd – limitowane edycje, dizajnerskie wydania, drogie kolekcje specjalne, audiofilskie 200-gramowe tłoczenia, sygnowane boxy zawierające różne formaty winyli i krótkie serie z matryc pozyskiwanych z Abbey Road. Każde wydawnictwo Vinyl Factory to wyrafinowane dzieło sztuki, w którym kunszt producentów, realizatorów oraz muzyków współgra z wyrafinowaniem autorów szaty graficznej. Dlatego ze swoimi zleceniami trafiają tu najwięksi: Grace Jones, Pet Shop Boys, Bryan Ferry, Massive Attack czy Air.
Dzięki szczerej polityce i solennej wierze w czarny format VF produkuje dzisiaj 2-3 mln winyli rocznie, ma ponad 50 procent rynku Wielkiej Brytanii, a ubiegły rok zakończyła sprzedażą na poziomie 8 mln funtów. Spisany na straty przez EMI biznes dzisiaj jest prężnym przedsiębiorstwem, produkującym nie tylko winyle, ale wydającym także magazyn internetowy, prowadzącym dochodowy sklep internetowy, świadczącym usługi projektowe, organizującym wystawy… Żeby trafić do Vinyl Factory, nie trzeba szukać Heyes w hrabstwie Middlesex, bo Vinyl Factory ma od pewnego czasu swoją placówkę w londyńskim Soho. Wejście znajduje się przy… 51 Poland Street.
Superluksusowa edycja płyt Pet Shop Boys – 11 winyli 200-gramowych wytłoczonych na klasycznej prasie EMI 1400 w specjalnie zaprojektowanym boksie. Cena – 300 funtów