WYSOCKI
Rosjanie znowu płaczą…
Nie dlatego, że podrożała wódka, nie dlatego, że będą grać z nami w jednej grupie na piłkarskich mistrzostwach Europy w 2012 i nie dlatego też, że cena baryłki ropy spadła poniżej 50 dolarów. Płaczą z powodu Włodzimierza Wysockiego. Od kilku dni w rosyjskich kinach wyświetlany jest film „Высоцкий. Спасибо, что живой” (Wysocki. Dzięki, że żyje), który poświęcony jest legendarnemu, także w Polsce, bardowi. Jest rok 1979, realizatorzy pokazują 5 dni z życia Wysockiego, który zamiast do Paryża udaje się na występy do Uzbekistanu, gdzie zapada w stan śmierci klinicznej. KGB, narkotyki, poezja, muzyka, sprawy damsko-męskie… Widzowie cofają się do niezbyt odległych czasów komunizmu, w których postać Wysockiego oraz jego przejmująca twórczość były ostatnimi przyczółkami nadziei, otuchy i wolności. I płaczą. Nad losem artysty, swoim, Rosji… Ech!