ZRÓB NAM GRÓB 2
Gdybyśmy mieli pokusić się o podsumowanie twórczości Józefowicza, powiedzielibyśmy, że jest ona koncentratem polskiego prowincjonalizmu, kochającego się w żelowanych herosach, gorsetowych ponętach oraz gipsowej gigantomanii kwitnącej w bigoteryjnym szale i weselnej fantazji zakwaszonej tanim piwem, a egzemplifikowanej przez Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie. Jarmarczna dosłowność wyciska swoje mordercze piętno właściwie na każdym etapie kariery Józefowicza, czyniąc z niego idola publiczności, dla której jego widowiska są rodzajem odpustowej konieczności oraz artystycznym przeżyciem zastępczym, doskonale zestrojonym z głupkowatą treścią podawaną przez TVP czy TVN.
Dokonania mistera Józefowicza zawsze będą kojarzyć się z estetyką przetłuszczonych tupecików oraz sylwestrowych – uczciwszy uszy – cycków obficie posypanych kilogramami brokatu i potrząsanych w rytm kiczowatych szlagierów. Tak właśnie wygląda duchowa bliskość między Dżejdżejem a jego odbiorcami.