Przejęcie B&W przez amerykański startup zarządzany przez biznesmenów, którzy rozkręcali Yahoo, YouTube, Facebook czy Alibabę może wydawać się szokujące, jednak najbardziej szokujące jest to, że brytyjska firma uchodząca za wzór cnót wszelakich od wielu lat nie miała tak naprawdę nic sensownego do zaproponowania. Dyskontowała stare patenty (kewlar, sztuczne diamenty, gwizdek na wierzchu) i jechała na sławie żyrowanej przez niszowe audiofilskie wydawnictwa. Zero innowacji, zero ekscytacji, zero pomysłów na rozwój.
Firma, owszem, rozszerzała swoją ofertę o nowe produkty – słuchawki, przenośne kolumny – ale to tylko obniżało jej rangę. Zamiast przełomowych wyrobów, wypuszczała modne gadżety. A kolumny głośnikowe, będące podstawą jej istnienia, z roku na rok stawały się coraz droższe, lecz nie grały lepiej.
B&W zaczął tracić kontakt z rzeczywistością, nie dopuszczając do swojej strategii, że sława raz zdobyta może jednak bezpowrotnie minąć. Pewnie szybko nie minie, bo teraz będą się nią zajmować gracze ekstraklasy, jednak finał wcale nie musi być szczęśliwy.
Przyszłości tej marce nie zapewni spis telefonów, w którym są numery do sułtana Brunei, George’a Lucasa oraz menedżerów Apple’a i Maserati. Oczywiście, można z tego żyć, ale czy można być z tego dumnym? Chyba nie o to chodziło założycielom tej firmy. Przyszłość marce zapewnią wizja i nowe technologie. Na razie ich nie widać. Są tylko w zapowiedziach nowych właścicieli, ale mają bardzo niewyraźny kształt. Być może widzą oni szansę B&W w segmencie wielostrefowego sprzętu basenowego…
B&W – jak wiele marek zagubionych na rynku, gdzie działają reguły internetowej dekonstrukcji – starało się przeżyć w kamuflażu luksusu, komfortu i ekskluzywności. Skutek? Audiofile odwracają od firmy, która ma do zaproponowania tylko coraz droższy katalog, masowy użytkownik w ogóle nie dostrzega tej nazwy, zaś entuzjaści postępu nie widzą żadnego postępu w działalności przedsiębiorstwa, które przesypia trendy i bez powodu występuje od dłuższego czasu w roli demiurga.
To nieprawda, bo wyszło kilka aplikacji, również na iPhone’a? Sprzedana została megainstalacja do jakiegoś szejkanatu? Nagłośnili festiwal i napisali o tym w Esquire i Pitchfork?
Bez żartów. To właśnie dlatego marka stała się w ciągu zaledwie miesiąca łupem chciwych graczy z Doliny Krzmowej. Czy żałujemy? Czy się martwimy? Czy nas to obchodzi? Nie. Od lat mamy innych faworytów. PrimaLuna, Magico, Kronos, Foobar, Roonlabs, Tidal, MQA… To firmy, które sprawiają, że ciągle potrafimy się ekscytować słuchaniem muzyki. Stare dobre lampy, ale też computer audio, grafen, tytan, gęsty strumień z sieci, sensowne kody, aktualizacje, porządny dizajn…
B&W od lat ciągnie się w ogonie audiofilskich firm. To marka niknąca. Jedzie na oparach. Czy Amerykanie ją ożywią? W redakcyjnym uzbrojeniu ciągle są Nautilusy, ale już nie wzdychamy do nich bezkrytycznie jak kilka lat temu. Magico w drodze…