DRAMAT PO POLSKU

DRAMAT PO POLSKU
Polski rynek audio jest tak dziwny, jak dziwne są różnice między śmiertelnością chorych na COVID-19 nad Wisłą i nad Renem...

Gdybyśmy byli mniej pokancerowani przez lata audiofilskiej nerwicy, w tej smutnej sytuacji prawdopodobnie chcielibyśmy wyrazić czynny żal i włożyć koszulkę z orłem w koronie.

Zawsze popieraliśmy polskie firmy, manufaktury, wytwórców, szarlatanów, szamanów i zapoznanych geniuszy, którzy bez trudu przekonywali nas, że właśnie wymyślili coś, co zmieni bieg hajendowej historii.

Och, ileż kasy poszło na różne dziwne klocki made in Poland tylko dlatego, żebyśmy nie czuli, iż zdradzamy Powstańców Warszawskich, budowniczych III RP i niezłomne polskie dziennikarstwo audio.

W pewnym momencie jednak zaczęliśmy nie tylko słuchać naszej polskości, ale i liczyć rachunki. Prosta arytmetyka wykazała, że kupując polskie ani sobie robiliśmy dobrze, ani producentom, bo większość zniknęła z rynku.

Ale jak nas wzięło ostatnio na profesjonalne monitory odsłuchowe, to oczywiście – bo przecież minister Emilewicz prosiła, żeby kupować polskie – sprawdziliśmy, czy są jakieś nasze. I co? Nic.

Więc niemieckie. Jeszcze sprawdziliśmy, czy w Polsce są tańsze niż w Niemczech, ale nie – tam kosztują 910 złotych, tutaj prawie 1500.

Naprawdę, chcieliśmy nabyć je tutaj. Ale aż takimi patriotami nie jesteśmy, żeby za jednorazowy zakup bulić za frajer sześć stówek.

Kupuj polskie? Nie – kupuj tanio! Chyba że polskie będzie tanie i bezkonkurencyjne.

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj