HAJS SIĘ MUSI ZGADZAĆ vol. 2

HAJS SIĘ MUSI ZGADZAĆ vol. 2
Planujesz karierę muzyczną, chciałbyś lepiej poznać branżę muzyczną, żeby wspiąć się na jej szczyt? Zapraszamy do lektury pionierskiego podręcznika dla tych, którzy chcieliby żyć z nagrywania płyt i koncertów. W drugim odcinku skupiamy się na sprawach repertuarowych

Co chcesz grać

Bob Dylan, który dwa dni temu obchodził 75. urodziny, prawdopodobnie nigdy nie zastanawiał się nad swoim repertuarem, bo to, co grał od samego początku było jego drugą naturą. Został klasykiem amerykańskiego folku i gigantem światowego rocka nie dlatego, że skorzystał z agencji marketingowej, która zbadała dla niego rynek i wybrała niszę, tylko dlatego, że przemówił przez niego… Jedni powiedzą, że to był Bóg, inni będą się upierać, że Szatan, być może w rzeczywistości Bob zaczął śpiewać ballady za namową Myszki Mickey albo Kaczora Donalda. Tego nikt nie jest w stanie sprawdzić, wszyscy natomiast muszą przyznać, że ten wielki amerykański muzyk nigdy nie tworzył wbrew swoim warunkom, predyspozycjom oraz upodobaniom. Owszem, nie jest muzykiem uniwersalnym, ale przecież nikt nie wymaga od łyżwiarza figurowego pracy na drugi etat w pierwszoligowej drużynie hokejowej. Nikt też nie spodziewa się, że mistrzyni olimpijska w gimnastyce artystycznej po godzinach będzie uprawiała podnoszenie ciężarów.

Rzecz jasna, życie czasami płata figle i zmusza do robienia rzeczy zupełnie niefajnych, z czym trzeba się pogodzić, jednak należy wierzyć w przychylność losu i nie prowokować go omnipotencją. Muzyk nie musi więc imponować uniwersalnością. Panu Dylanowi wystarczyła harmonijka ustna, gitara oraz dobrze zaostrzony ołówek, by stworzyć coś, co łamie ludzi na pół swoją szczerością i – nie bójmy się tego słowa – mądrością. Chociaż z drugiej strony ciekawe, czy przeszedłby do historii muzyki, gdyby w młodości wykazywał słabość do puzonu. Puzoniści mają chyba pod górkę i raczej nie będziemy szukać potwierdzenia, że Dobry Pan jest sprawiedliwy i nawet wśród nich umieścił jednego lub dwóch geniuszy. To, oczywiście, wielce prawdopodobne, bo jeśli nawet w tak wydawałoby się konwencjonalnym gatunku jak country zjawił się prorok o nazwisku Johnny Cash, to przecież i wśród trębaczy musi być ktoś o nieprzeciętnym talencie. Autor „The Ring of Fire” – choć stał się nieśmiertelny dzięki country – miewał zresztą różne momenty w swoim życiu: trafił nawet do Sopotu, gdzie prezentował swoją twórczość w warunkach dalekich od naturalnych dla tego gatunku. Ta tragikomedia po wsze czasy winna być ostrzeżeniem dla tych, którzy sądzą, że publiczność to matka, wybaczająca każdą głupotę. Publiczność jest twoim najlepszym sojusznikiem dopóty, dopóki nie rozczarujesz ją cynizmem, chciwością lub pospolitymi pochlebstwami. I wtedy stanie się twoim najgorszym wrogiem, który będzie mścił poprzez Facebook, Twitter i inne wymyślne formy torturowania artystów na tyle niedojrzałych, by wychodzić do swoich fanów w fałszywym przebraniu.

Oczywiście, w branży muzycznej istnieje spory margines komercji, dający przywileje tym, którzy potrafią wcielać się w różne role i płynąć co rusz innym nurtem. Nie jest to powód, by traktować tego rodzaju zjawisko z pogardą czy lekceważeniem, jednak dla kariery może być zabójcze. Jeśli dobrze czujesz się w elektronicznej muzyce tanecznej, nie zmuszaj się do grania indie rocka. Jeśli kochasz etno, nie porzucaj go dla emo. Rusza cię funky? To trzymaj się z daleka od rapu. Wyobraź sobie koncert, na którym jeden wokalista wykonuje 10 kawałków, a wszystkie w różnych gatunkach. Na nikim to nie zrobi wrażenia, bo takie sztuki potrafi każdy, kto próbował zarabiać graniem na dancingach, w barach i na galach wielkiego biznesu.

Jasne, w ten sposób też da się żyć. Powiedzmy sobie szczerze – większość muzyków funkcjonuje właśnie w ten sposób. Należy to znosić z pokorą, jednak zawsze gdy będzie okazja, trzeba grać swoje. Z pełnym przekonaniem, wbrew wszystkiemu, na przekór wrogom, ku radości przyjaciół i dla swojego własnego dobrego. W branży muzycznej możesz zarabiać na tysiąc różnych sposobów, jednak twoja kariery zależy od tego, czy jesteś w stanie dać swoim fanom poczucie wyjątkowości. Niech to będzie wyjątkowość na miarę klubu, w którym grywasz co tydzień lub wytwórni, którą założyłeś razem ze swoimi kumplami. Lub stacji internetowej, nadającej w zasięgu twojego osiedla. Ale nic na siłę. Tysiące różnych wokalistów próbuje naśladować styl, głos, spojrzenia, piosenki, swing, luz i poczucie humoru Franka Sinatry. Ale tylko jeden z nich żyje z tego po królewsku. Nazywa się Michael Buble. Ludzie widzą w nim inkarnację Franka, ale czują też, że ktoś ulepił go w tym przypadku trochę inaczej. Bo przecież prawdziwy Frank wyszedłby na scenę z butelką whisky, prawda? Czują się jednak szczęśliwi, bo mają do czynienia z jego duchem. Jaki duch przemawia przez ciebie?

– Nie będziesz koncertującym pianistą, jeśli nie zacząłeś gry na fortepianie w czwartym roku życia. Nie próbuj więc kariery wbrew swoim ograniczeniom
– Graj to, co lubisz i czujesz ty, a nie twój menedżer albo kumpel z zespołu. Publiczność wyczuwa wszelki przymus z odległości 10 mil
– Sprawdzaj reakcje swoich fanów – jeśli widzisz, że twoja muzyka lub piosenki wywołują w nich autentyczne przeżycia, idź tą drogą ignorując doradztwo największych autorytetów oraz dyktat najsilniejszych trendów
– Dziesięć dobrych kawałków to lepszy kapitał niż sto przeciętnych, chociaż może on procentować z dużym opóźnieniem
– Jeśli przemówi do ciebie duch disco-polo, nie przekonuj się, że to był duch opery. Jeśli słyszysz wezwanie boga piosenki żołnierskiej, nie udawaj, że zagadał do ciebie patron walca. Jeśli natchnął cię opiekun orkiestr strażackich, nie rżnij bohatera awangardowego jazzu.

Ciąg dalszy nastąpi…

nuplays_2800_trans_black
Patronem cyklu jest platforma muzyczna NuPlays
foto: Pixabay/CC0 Public Domain
Kategorie: MUZYKA, NOWOŚCI

Skomentuj