LUCKY LAK

LUCKY LAK
Apostolis Anthimos, żywa legenda polskiej muzyki jazz-rockowej, przedłuża świętowanie jubileuszu 50-lecia pracy artystycznej. W 2021 r. nagrał i wydał dwupłytowy album z koncertu w NOSPR, który z racji pandemii odbył się bez publiczności. W notce zamieszczonej w książeczce do płyty Piotr Metz krótko, ale treściwie przedstawia postać Apostolisa: „Jeżeli w wieku 17 lat stajesz na jednej scenie z Charlesem Mingusem i Johnem McLaughlinem, twoja muzyczna ścieżka życia jest, już u jej progu, oświetlona blaskiem dźwięków najwyższej próby. Jeśli do tego najpierw Czesław Niemen pyta cię: „Mały, czy masz dla mnie czas?”, a potem Tomasz Stańko zaprasza na sześć albumów, masz najpiękniejsze muzyczne CV nad Wisłą”.

Teraz otrzymujemy od Apostolisa drugą szansę, bo wraca z muzyką i występuje przed publicznością, na co COVID długo nie pozwalał.  W najbliższą niedzielę, 25 września 2022 r., dokładnie w dniu swoich urodzin, zagra w aktualnie rodzinnym mieście Bielsku-Białej w sali Cavatina Hall.

Z tej też okazji został zaproszony na spotkanie autorskie, a raczej przyjacielskie, przez Karola Zieleźnika, właściciela salonu audio Hi-Fi Studio w Bielsku-Białej. Panowie opisują wspólne wspomnienia, które sięgają lat 70., gdy pierwszy raz mieli ze sobą styczność, a więc z czasów, kiedy rozpędzała się kariera Lakisa. Przedstawiamy najciekawsze wątki rozmowy prowadzonej w kameralnym gronie. Rozmowy, którą Lakis ubarwiał graniem na żywo.

Karol Zieleźnik: Słuchajcie, formuła jest taka, że będziemy trochę słuchać i będziemy gadać. Taka jest formuła, że można zadawać pytania. To jest żywe spotkanie z żywą legendą.

Apostolis Anthimos: Daj spokój z tą legendą…

Z sali: Ale taka jest prawda.

KZ: My Cię tak traktujemy. Lakis, chciałbym Cię zapytać o początek kariery, a w szczególności o radzenie sobie ze sławą. Oto młody człowiek, lat naście, kapela złożona z legend i tworząca się super-grupa SBB, porównywana z Mahavishnu, Weather Report, Return To Forever. Gracie w Europie, jesteście rozchwytywani. No i sukcesy…

Apostolis Anthimos: Tak, nie było źle.

KZ: Jak sobie z tym radzić w tak młodym wieku?

AA: Były wzloty i upadki. Ja zacząłem wcześnie. W 68 roku już miałem zespół. Były domy kultury, wcześniej piwnice, podwórka, szlajanie się po klubach. Chciało się grać. Miałem 14 lat i już grałem. A do szkoły nie chciało się chodzić. Poznałem wtedy Józka Skrzeka, a on mi powiedział – ćwicz. Pamiętam, że wchodziłem do klasy z gitarą, siadałem z tyłu i grałem po cichu. Dostałem się potem do zawodowej szkoły (Katowice Koszutka) i cieszyłem się, że miałem trzy dni wolne, znaczy trzy dni warsztatów i trzy dni szkoły. Wtedy kombinowałem, by wkręcać się w te wszystkie akademie – „ty powiedz wierszyk, zaśpiewaj piosenkę, a ja coś zagram”. Dlatego miałem fory w szkole. To była druga klasa zawodówki. Gdy nauczyciel od technologii się wkurzył, bo zbyt głośno szarpnąłem w struny w ostatniej ławce na lekcji, zostałem wezwany do dyrektora. A dyrektor mnie lubił. I pyta: „Czy ty nie możesz zostać magistrem inżynierem i muzykiem?”. A ja odpowiedziałem: „Nie, panie dyrektorze. Albo jedno albo drugie. Nie mam czasu.”. No i potem się zaczęło granie z Józkiem, do którego dotarłem trochę wcześniej poprzez Piotra Paterkę, który nagłaśniał Breakoutów. Słyszałem ich jak Józek grał na basie i pomyślałem „kurcze!”. Potem się okazało, że on szukał kapeli. Zaprosiłem ich na jam session do Dąbrówki Małej, gdzie już był przygotowany MV3. Pograliśmy trochę razem, potem mnie wziął do piana, przesłuchał mnie trochę i mówi, że bierze mnie na trzy miesiące próbne. I tak zostało trochę dłużej.

KZ: Do dziś…

AA: Tak, cały czas… Potem pojechaliśmy na pierwsze nagrania do Warszawy. Tam poznałem Urbaniaka już wtedy. A w reżyserce siedział Czesław. I widzę, że nas podsłuchiwał trochę. Po jakimś czasie Józek mówi, że idzie do Czesława i powoli będzie nas prosił. Później Czesław pyta mnie „masz czas, mały?”.

KZ: Oj, to się pamięta!

Z sali: słynne słowa.

AA: „Masz czas, to przyjeżdżaj do Wrocławia.”. Jak się ma 16-17 lat, to to się pamięta bardzo dobrze. No i pojechałem. Potem on przyjechał do mnie, do moich rodziców zapytać czy ja mogę wyjechać z nim za granicę i tak dalej… Wiesz, cała klatka schodowa.. Od razu się kłaniali inaczej.

KZ: Ja pamiętam jak byłem na występie obecnego tutaj w Tychach w Teatrze Małym.

AA: No właśnie, to Ci chcę powiedzieć. Kto tam był?

KZ: Byłeś Ty, był oczywiście Piotrowski, oczywiście Czesław, był Helmut Nadolski

AA: I Przybielski

KZ: Było grubo. Helmut był rozebrany do pasa. Przekaz był podprogowy w przypadku Helmuta. On grał już za progiem.

AA: On grał różne rzeczy

KZ: Grał takie rzeczy, że ja byłem słabo przygotowany. Też miałem wtedy kilkanaście lat…

AA: Ja też dostałem po łbie…

KZ: To było coś takiego, jakby wylądowali kosmici.

AA: Tak, to był inny świat dźwięków.

KZ: I następne moje wrażenie to jest występ Omegi w Spodku. A przed Omegą występuje SBB w klasycznym składzie, z tym programem, który jest zagrany na pierwszej płycie. Miałem VIP-owskie miejsce i widzę wokalistę z Omegi – charakterystyczna postać, który wyszedł, stanął z boku sceny i miał tak zwany „szczenopad”. Zastanawiał się, co oni teraz mają zagrać po tym występie SBB…

AA: Tak było też, jak jechaliśmy z Niemenem na pierwszą trasę Jacka Bruce’a. Znacie Bruce’a?

KZ: Cream.

AA: Tak, to było już po Creamach. My gramy support przed Jackiem Bruce’m. To ciągle nas podsłuchiwali. Palili trawę, haszysz, dymu pełno, ale przychodzili i zerkali na nas.

KZ: To było niesamowite, że ktoś w Polsce mógł takie coś zrobić w tym czasie. No ale co dalej? Jesteście na fali, ta fala jest wysoka, niesie Was daleko, ale później nie wiem, czy się zmienia moda?

AA: Moda się nie zmienia, ale myśmy się zmieniali. Ja troszkę odjechałem, w świrówku mnie zamknęli na trzy miesiące. Za dużo było tego grania, tych wszystkich różności, używek. Człowiek otwierał sobie klapki w głowie, które się do dziś nie zamykają, czyli mam cały czas przeciąg przez to.

KZ: Ale żyjesz.

AA: Żyję, ograniczam się teraz do białego wina. Chciałem jeszcze wrócić do Teatru Małego w Tychach, gdzie był pierwszy koncert SBB. Graliśmy przed Blue Effect, pamiętasz?

KZ: To są Czesi.

AA: Tak. Na próbie zerwała mi się struna i cały koncert grałem na 5 strunach. Radim Hladik mi nie chciał dać struny, bo powiedział, że nie ma.

KZ: To były takie czasy, że struny to trzeba było załatwiać w sklepie muzycznym, mieć układy w centrali.

AA: No i tyle tego. Potem spotkania z McLaughlinem, 72. rok, za Niemena jeszcze. Graliśmy festiwal Jazz Now przy Olimpiadzie w 72 roku. Byliśmy w Deutsche Museum w Monachium. Chodziłem z gitarą i wlazłem do garderoby do Johna i chyba z Pagartu był ktoś, kto znał angielski i tłumaczył, ale myśmy tam brzdąkali sobie, wiesz. Doszedł Jerry Goodman, jakieś takie formy bluesowe… Pograliśmy, a on mnie tak na koniec pobłogosławił…

KZ: A później co? Komuna dała popalić i wyjechałeś do Grecji na długo. To już jakoś opadło?

AA: Józek mnie wyprosił ze studia. Ja nienawidziłem grać w studiu, nie lubiłem tych słuchawek… Sto razy bardziej wolałem koncerty. Wziąłem walizkę i pojechałem. Początki były kiepskie, ale załapałem się do roboty – nocne granie od dziesiątej do piątej nad ranem. Jakiś pieniądz się pokazał, bo nigdy go nie było widać. Wyjechaliśmy na wyspę Skiatos. Baśka miała trzy miodowe miesiące. To był 81 rok. Teraz słuchaj co się dzieje – w pewnym momencie oglądam telewizję i pokazane są czołgi nad granicą polską i mówią, że chcą wjechać w każdej chwili. Ogłosili stan wojenny, a ja mówię, k… nie jedziemy tam, zostajemy. W końcu pojechaliśmy w 82 chyba. Jak przyjechałem, to od razu miałem kontakt z Tomkiem Stańko. On mówił do mnie Lak. Już wcześniej graliśmy razem w 74. chyba, z Tomkiem Szukalskim. Nagrania są – Sikorki, Dla Tomasza. I Stańko mówi: „Zrób mi zespół”. Ja mówię: „Dobra”. I dzięki temu nagrałem z Tomkiem parę płyt. Potem wyjechałem znowu do Grecji. Zapraszałem go tam do siebie. Załatwiłem festiwal w Grecji, nagrania. Powstała płyta „Chameleon”, której w Polsce nie ma, a to jest jedna z fajniejszych płyt dla mnie. Z Jasiem Skowronem, super pianista. Ja gram na bębnach, na gitarze i na basie.

KZ: Czyli Twoje marzenie, że grasz i na bębnach, i na gitarze.

AA: No właśnie.

KZ: To może posłuchamy teraz jakiegoś kawałka.

AA: Zanim jeszcze trafiliśmy do Niemena, jednego dnia graliśmy sobie Ramseya Lewisa, Oscara Petersona, drugiego dnia Zeppelinów, trzeciego dnia B.B. Kinga. Czyli bardzo szeroko. Ale jak już trafiliśmy do Niemena, to już był inny pułap dźwięków, kompletne free. I też pięknie.

KZ: Jesteś zadziwiającą osobą w sensie szerokości tego, co robisz, różnej estetyki. Grałeś pewnie folkową muzykę, tak zgaduję?

AA: Grecką, tak. Rytmy. Muzyka grecka jest bardzo bogata. W każdym regionie się coś gra. Każdy region ma swoją nutę.

KZ: Zawsze miałeś z czego czerpać inspiracje – rock, jazz, blues.

AA: Ludzie lubią szufladkować. Nie wiem czy trafiali, a myśmy grali szeroko. Nagle wsadzili nas w progresywny rock, nie wiem po co. Nigdy nie byliśmy progresywni. Ale w Meksyku zagraliśmy na festiwalu progresywnego rocka, gdzie Marillion był supportem dla SBB.

KZ: Wow!

AA: Tam byli z całego świata ludzie. Wszyscy nas pokazywali – „O! SBB”. Normalnie ciary dostawałem. Skąd oni to znali? Cały świat znał SBB, a czemu się nic nie stało, to nie rozumiem.

KZ: Coś się jednak stało, to mimo wszystko był PRL.

AA: Tak, ale zostało echo.

KZ: Był taki okres, gdy to było nośne i wyszło, a potem był zanik. Coś się musiało zmienić, potem był pop. Gusta publiczności poszły w jakimś innym kierunku. Kwestia mody.

AA: Ale to jest kwestia gustu, edukacji, kto co wyniesie z domu. Poza tym teraz mamy media. Skądś ten trend, moda do ciebie dochodzi. Teraz jest misz-masz. Trudno jest się przebić.

KZ: A jak trafiłeś do Bielska-Białej?

AA: W końcu wróciłem do Polski. 98 rok. Szukałem mieszkania. Ale jeszcze w 93 roku miałem przygodę z Patem Methenym. Dzwoni do mnie Marek Komar, który był fanem Pata i mówi mi, że Pat ma jam session w Akwarium. Masz tam jutro być. Wziąłem pałki, bo co innego mogłem wziąć, jak on gra na gitarze i dostałem się na ten jam session i stoję w kolejce, bo zmieniali się bębniarze. Grali i grali, ale tak się zmieniali, że Pat w końcu siadł sam na bębny. Pograł, potem zszedł i potem była lekka przerwa. Ja mówię – no to koniec, nie udało mi się. Potem okazuje się, że ktoś tam znowu blachy zakłada, no to ja szybko na scenę… zaczęliśmy coś grać. Po dwóch-czterech taktach Pat się obraca i mówi: „Wow, man!”. Wiesz, samo to spojrzenie. Już dostałem takiego kopa! Graliśmy tak ze 45 minut. Na drugi dzień Pat Metheny gra koncert w Hali Gwardii. Kończy się koncert i Pat schodzi ze sceny do ludzi. A jest cała śmietanka polska. Wszyscy – od Stańki do Ścierańskiego, Dutkiewicz… I on schodzi ze sceny i pokazuje na mnie palcem. Zostałem wyróżniony po raz drugi prze niego. I mówi: „This man plays very good drums”. A Dutkiewicz podchodzi do niego i mówi: „This is a guitar player”.

Z sali: A Bielsko?

AA: Bielsko mi się zawsze podobało. Na Czechy jeździłem w 70. latach, potem na Węgry, to zawsze przez Bielsko się przejeżdżało. W Bielsku był teatr, poczta i zamek. To było zawsze tak oświetlone, tak bajkowo się przejeżdżało przez to Bielsko. Andrzej Urny mówi: „mam dla Ciebie mieszkanie”. Ktoś sprzedawał w centrum Bielska naprzeciwko PZU. Zamieszkałem tu w 2006.

Z sali: A wcześniejsze miejsca zamieszkania?

AA: Koszutka. Katowice. Santos, naprzeciwko Spodek i potem NOSPR. O! 50-lecie na dwustu metrach (wskazując na jubileuszową płytę CD).

KZ: To też ciekawa historia z tą płytą i całym tym wydarzeniem

AA: Co prawda nie było ludzi (COViD). Teraz na Mikołaja chcę to samo zrobić z orkiestrą. Idzie wniosek do ministerstwa.

Z sali: A czy masz kontakt z młodym pokoleniem muzyków?

AA: Mam ich tu na płycie. Piotr Matusik, Robert Szewczuga, Olaf Węgier. To wszystko są najlepsi gracze.

Z sali: A wracając jeszcze do tych greckich inspiracji. Czy płytę z typowo grecką muzyką planujesz nagrać?

AA: Tak, tak, tylko jeden mi zmarł parę lat temu, z którym chciałem to zrobić. Na tej przedostatniej płycie jest już taki wątek z nutą troszkę grecką. Mam oczywiście „Theatro” z dziewięćdziesiątego chyba dziewiątego roku. A teraz zrobiliśmy z Jorgosem Skoliasem „Theatro 2022” w Toruniu. Fajnie to wyszło. Jest z tego materiał, będziemy to miksować i pójdzie to dalej.

KZ: Piękne masz wspomnienia. Myślę, że jeszcze dużo fajnych rzeczy byśmy mogli tu  powiedzieć. Jest to bardzo pasjonujące dla nas. Posłuchamy jeszcze czegoś na koniec. Dziękujemy.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Grabowski

Kategorie: MUZYKA, NOWOŚCI

Skomentuj