LUXMAN L-509X

LUXMAN L-509X
Wróciłeś z wakacji w przekonaniu, że normalne życie nie ma sensu i szukasz jakiegoś pretekstu, żeby jeszcze je pociągnąć przez kilka sezonów?

Cenimy Japończyków za to, że wymyślili pałeczki do jedzenia, Godzillę, tematyczne hotele miłości oraz samokontrolę, która jest po to, żeby zmuszać do seppuku wszystkich, którzy wpadają w egzaltację i nadużywają takich przymiotników, jak „rewolucyjny” czy „przełomowy”. To filozofia całkowicie obca naszemu genotypowi, który do ewolucji potrzebuje furkotu husarskich skrzydeł, bitew na dziesięć frontów, krwi młodych ofiar i wycia cmentarnych hien. Dlatego my jesteśmy zadowoleni, kiedy zmieniamy kierunek obrotu Ziemi, a oni – kiedy porządnie dokręcą śrubkę, doszlifują, dopasują, dołożą, odejmą, żeby przybyło, poskrobią, postukają i sprawdzą. Nam się udaje czasami, oni zawsze idą do przodu. Bywamy piękni, oni zawsze są interesujący. Jak to działa w praktyce? Nasze rzeczy kupuje się czasami, ich rzeczy można brać w ciemno. I taki właśnie jest nowy wzmacniacz Luxmana za 780 tys. jenów chuchany i polerowany przez 15 lat. Nie ma w nim natchnienia, iluminacji, zrywu, pochodu i jazdy na oślep. Jest porządna praca mistrza sushi, spokój trenera ikebany i pewność uderzenia karateki (2×120 W). To nie jest gwiazda jednego sezonu. To pretekst, żeby nie ciąć sobie żył przynajmniej do końca września, kiedy ukaże się L-509X. Bo życie, zwłaszcza audiofila, nie jest ciągiem fajerwerków, tylko regularnego smarowania i wymiany zużytych cząstek elementarnych na lepsze. No i chyba liczy się to, że reaktor ma wbudowany przedwzmacniacz MM/MC. Małe nic, a jak świadczy!

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj