MACY GRAY: STRIPPED

MACY GRAY: STRIPPED

Rating

4 out of 5
Wartość artystyczna
3 out of 5
Brzmienie

Total

3.5
3.5 out of 5
Jazzowo-bluesowy popis wokalistki, która swój żużlowy głos powierzyła jednemu z największych fachowców od audiofilskich nagrań - Davidowi Chesky'emu

Słuchając pierwszej płyty Macy Gray nagranej dla audiofilskiej wytwórni Chesky Records, próbowaliśmy sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz udało się wytrwać od początku do końcu przy jakimś jazzowym albumie z żeńskim wokalem. Ustaliliśmy, że było to w zeszłym roku, a kobietą, która wciągnęła nas w swoją aferę czy narrację, jak to się teraz mówi, była Matana Roberts realizująca swój epokowy cykl Coin Coin.

Eksperymentowaliśmy potem z różnymi paniami, stylami, nagraniami, w tym także superaudiofilskimi, ale kompletnie nam nie wychodziło. Wszystko było przesłodzone, ufryzowane, upudrowane, po zabiegach, liftingach i masażach. Czuliśmy się tak, jakby ktoś nas złapał w różowym jedwabnym szlafroczku, tupeciku i z jakimś pochrzanionym rytuałem dla rzęs w grabiach.

Kiedyś jazz był dla twardych chłopaków, którzy mieli talent, ciężkie życie i zamiłowanie do fest używek oraz dziewczyn, które w torebkach nosiły strzykawki i burbona, a pod futrem z soboli miały najwyżej podwiązkę. Dzisiaj uprawiają go goście wykształceni na akademiach oraz panie, które mogą śpiewać arie z oper Mozarta, ale nie potrafią konkurować z przysłowiowym kotletem. Ich muzyka jest luksusowa jak iPhone, przewidywalna niczym następna premiera Apple i na pewno nie głębsza niż strategie marketingowe firmy z Cupertino.

To dlatego jazz powoli znika z naszego życia. Staje się sekwencją czczych repetycji, bezcelowych wycieczek i pustych eksperymentów. Od czasu do czasu pojawia się jednak ktoś, kto gra tę muzykę tak, jak dynda się nóżkami siedząc na parapecie 30-piętrowego wieżowca. Macy Gray umie to robić. Niekiedy mocno się asekuruje, ale nawet wtedy widać, że nie do końca wierzy w grawitację.

Akustyczny „Stripped” składa się z autorskich interpretacji przebojów Macy oraz dwóch coverów: Metalliki i Boba Marleya. Płyta została zrealizowana podczas dwudniowej sesji w zeświecczonym kościele na Brooklynie przy użyciu jednego mikrofonu, w technice binauralnej i bez overdubu. Wokalistce towarzyszą Ari Hoenig, Daryl Johns, Russell Malone oraz Wallace Roney. Akustyka ma wyraźny betonowy pogłos, co niezbyt odpowiada naszym gustom, można też się przyczepić do balansu, w którym czasami głos Macy po prostu ginie. Takich rzeczy pan Chesky nie powinien puszczać.

Ale to i tak o wiele bardziej wartościowy projekt niż najnowszy album Madeleine Peyroux „Secular Hymns”. Płyta jest zrealizowana idealnie, jednak do użytku kompletnie się nie nadaje. Chyba że ktoś lubi chodzić do Biedronki w kabaretkach.

Macy Gray

Kategorie: NOWOŚCI, PŁYTY

Skomentuj