NICO MUHLY: NARODZINY GWIAZDY

NICO MUHLY: NARODZINY GWIAZDY
Młody amerykański kompozytor ma wszelkie predyspozycje, by w świecie muzyki poważnej zająć taką pozycję, jaką w świecie filmowym ma Brad Pitt, Ben Affleck lub Matt Damon Choć ma dopiero 30 lat, swoim dorobkiem mógłby obdzielić kilku rówieśników z branży - kilkadziesiąt utworów, w tym dwie opery, współpraca z Hollywood, która zaowocowała m.in. ścieżką dźwiękową do głośnego filmu pt. "Lektor", liczne zamówienia od najbardziej renomowanych instytucji muzycznych na świecie, wspólne projekty z Bjork (Medulla, Drawing Restraint 9, Volta), Antony and the Johnsons, Bonnie "Prince" Billy'm, czy Sigur Ros, kilka płyt, z których trzy ostatnie ("I Drink The Air Before Me", "A Good Understanding" i najnowsza "Seeing Is Believing") zostały opublikowane przez prestiżową wytwórnię Decca.

Mieszkający w Nowym Jorku kompozytor, jak widać, z łatwością porusza się między różnymi środowiskami muzycznymi, co jest bardzo charakterystyczne dla artystów zza Oceanu, którzy praktycznie nigdy nie korzystają z łatwego mecenatu, gdyż takiego po prostu nie ma. Muszą więc lawirować między wielką sztuką i komercją, dzieląc swoją twórczość na dzieła handlowe i dzieła ambitne. Kariera Nico Muhly, rozpinająca się na gatunkowych biegunach, nie jest zatem niczym wyjątkowym. Można nawet powiedzieć, że naśladuje on w tym swoich mistrzów, którymi są postaci w świecie amerykańskiej kultury wyjątkowe – John Corigliano i Philip Glass. U pierwszego z nich studiował kompozycję w The Juilliard School, u drugiego zaś praktykował już po dyplomie. Obydwaj mistrzowie napisali niezliczoną liczbę utworów m.in. koncertowych, ale także ścieżek do filmów, wystarczy tylko przypomnieć „Purpurowe skrzypce” Corigliano czy „Koyaanisqatsi” z Glassa.

Podobieństwo do swoich nauczycieli Muhly przejawia także w stylu, którym się posługuje. Z jednej strony mamy zatem eklektyzm, rzadko wykraczający poza granice percepcji ukształtowane przez tradycje symfoniczne Hollywoodzkiego kina, z drugiej minimalizm, bardzo wyraziście lokujący amerykańską muzykę na mapie świata, ale też rzucający długi cień na kolejne pokolenia twórców ze Stanów Zjednoczonych, zahipnotyzowanych tym nurtem. To wszystko składa się na konwencję, która zyskuje szeroką popularność odbiorców, jednak przez krytyków, zwłaszcza z kręgów akademickich, chłostana jest bezlitośnie drwiną, kpiną i nieskrywaną pogardą. W dokonaniach amerykańskich kompozytorów znajdują oni jeszcze jeden powód do szyderstw – mianowicie skłonność do publicystyki. Nico Muhly (czytaj: niko mjuli) nie jest jej pozbawiony – jego opera pt. „Two Boys”, która będzie miała prapremierę 24 czerwca w English National Opera, traktuje o zawartej przez internet znajomości dwóch chłopców, przy czym jeden podrywał drugiego podając się za kobietę. Znajomość zakończyła się tragicznie. A jakie będą recenzje po prapremierze utworu Nica? To już niedługo…

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj