RECENZJA: KORG DS-DAC 100

RECENZJA: KORG DS-DAC 100
Konwerter, który nieprzypadkowo otrzymał retrofuturystyczne kształty

Herbatka. Serniczek. Woda mineralna. Gazowana i niegazowana. Trzy miękkie poduszki pod głowę. Pięć pod nogi. Kocyk, gdyby zrobiło się chłodno. Soczek. Marchewka, pomarańcza, pomidor. Wafelki. Delicje. Trzy piloty. Zaciemnić okna. Wyłączyć telefony. Wiaderko popcornu. Nie! Co to wiaderko popcornu? Trzy wiaderka popcornu. Winko? Białe, czerwone, słodkie. Check!

Pewnie nikt nie zgadnie, ale tak właśnie wyglądają typowe przygotowania wielu kobiet do oglądania komedii romantycznych. Przypominają odliczanie przed lotem w kosmos, bo komedie romantyczne są rzeczywiście czymś w rodzaju lotów w kosmos – panie odrywają się od Ziemi, przez półtorej godziny orbitują z George’em Clooneyem, robią z nim takie rzeczy, że lepiej nie pytać, a po wylądowaniu są złe, gderliwe, spięte, szorstkie i nie chcą składać pełnych zeznań.
Najciekawsze jest to, że jeszcze niedawno melomani słuchali płyt tak, jak dzisiaj panie oglądają komedie romantyczne, a panowie „House of Cards” czy „Grę o tron”. W trybie kompletnego oderwania od rzeczywistości i po nastawieniu gałki zegara na „binge watching”. Muzyka jednak coraz wyraźniej traci moc skupiania uwagi, wciągania w akcję, budzenia emocji, intrygowania, zadziwiania i uwodzenia. Coraz częściej jest tylko trzyminutowym cyrkiem. Co gorsza, nikt już nie chce się zabijać przy niej albo z jej powodu. Prasa już dawno przestała pisać o samobójstwach młodych ludzi, którzy otwieraliby sobie żyły przy „Joy Division” czy łykali prochy w rytmie „The Doors”.
Muzyka nie ma już znaczenia i przestaje kierować życiem. Jest pretekstem do straszenia sankcjami antypirackimi. Przedmiotem bezwstydnych targów o prawa autorskie. Narzędziem do napędzania ruchu w portalach. Powodem do sprzedawania aplikacji. Wymówką dla reketu. Przede wszystkim jednak jest „contentem”. Towarem, produktem, sieczką, miazgą. Desperacja ludzi, którzy przy pomocy analogów próbują odnaleźć dawny czar, zwyczaj i więzi jest wprawdzie wzruszająca, ale w wymiarze trendu kompletnie obojętna.
Czy ma wobec tego sens? Mniej więcej taki jak psie fryzjerstwo i dendrologia. Sami oddajemy się analogowym wybrykom, ale w końcu czymś trzeba wypełnić wyrwę w życiorysie, która powstała po wybuchu internetu i serwisów streamingowych. Kiedy jednak zastanowić się nad tym głębiej, to okazuje się, że zbieranie i słuchanie winyli jest głupie i irracjonalne. Jak głupie i irracjonalne byłoby teraz oglądanie na kineskopowych telewizorach ciągle tych samych seriali z lat 50. i 60. odtwarzanych z VHS. I taka jest mniej więcej różnica między miłośnikami filmów i audiofilami – pierwsi oglądają filmy z Blu-ray na OLED-ach 4K z zakrzywionymi ekranami i w Dolby Atmos, drudzy na starych gramofonach i krążkach sprzed pół wieku.
Dlatego z dziką radością rzucamy się na najdrobniejsze choćby innowacje, zmniejszające napięcie między technicznym potencjałem a audiofilską rzeczywistością.  I dlatego drażnią nas stada audiofilskich matołków, którzy z barbarzyńską zapalczywością rzucają się na każdy nowy standard, żeby go rozszarpać, sponiewierać i rozwlec po cmentarzyku. Muzyka z komputera? Ależ jak tak można! Bezprzewodowość? Tfu, co za świństwo! DSD? A kto to usłyszy? Konwerter? Po co komu, jak ma gramofon! Czysty luddyzm!
Tym większą mamy przyjemność, gdy w takim paraliżującym audiofilskim jazgocie pojawią się rzeczy będące przejawem szlachetnych intencji, starannych przemyśleń, dobrej wiedzy i prawdziwej wrażliwości, wykonane przy tym z pietyzmem i cieszące wszystkie zmysły. Japoński Korg nie jest firmą stricte audiofilską, pokazuje jednak, z jakim wdziękiem można zdobyć uwagę, sympatię i zaufanie wymagających słuchaczy. Pokazuje to na przykładzie swojego konwertera DS-DAC 100.
Konwerter jest przystosowany do dekodowania plików 24/192 oraz DSD i Double DSD. Pełni również funkcję wzmacniacza słuchawkowego, więc od razu przy tek okazji powiedzmy, że Korg oferuje specjalnie skonfigurowane do współpracy z tym urządzeniem słuchawki PHONON SMB-02 DS-DAC EDITION. A także własną aplikację AudioGate3 do obsługi i zarządzania muzyką z poziomu PC i Maca. Dzięki temu ustawienie przetwornika oraz jego użytkowanie jest pozbawione frustracji i gwarantuje pełne wykorzystanie możliwości. 
Brak jednolitych standardów powoduje, że obsługa wielu zaawansowanych przetworników jest męczarnią, wyciśnięcie z nich maksimum graniczy z szarlatanerią, a spora część audiofilów nieświadomie rezygnuje ze wszystkich zalet. Wystarczy wybrać niewłaściwą opcję wyjścia odtwarzacza, by pozbawić się słusznie należnej przyjemności, a wielu producentów w swoich instrukcjach wręcz utrudnia optymalną konfigurację, nie wspominając o wszystkich jego walorach. Dlatego od pewnego czasu cenimy sobie rozwiązania takie jak proponuje Korg – zaawansowany konwerter plus własny interfejs. Ale polecamy też grzebanie na własną ręką.
Dzięki AudioGate 3 Korga z łatwością można odtwarzać pliki w ich pierwotnej rozdzielczości, w tym DSD. Prócz wyboru trybu ASIO lub WASAPI, które są niezbędne, aby słuchać muzyki w ich naturalnej postaci, nie potrzeba żadnych dodatkowych operacji. Prawidłowo ustawiony soft powoduje, że na panelu przednim włączają się kolejno diody sygnalizujące jakość nagrań. Niebieska będzie więc wskazywać odtwarzanie DSD, a pomarańczowa dla odmiany pliki 24/192. Jeśli plik jest 16-bitowy, zaświeci się zielona dioda. 
Współpraca z innym interfejsem – np. Foobarem – nie jest już tak bezproblemowa. Po pierwsze – nie gwarantuje on natywnego odtwarzania DSD, w każdym razie nam nie udało nam się do tego doprowadzić. Po drugie – wybór w tym odtwarzaczu ASIO czy WASAPI daje o wiele gorszy dźwięk niż poprzez AudioGate. Po trzecie – przejście do innego źródła, np. WiMP Hi-Fi czy YouTube (chłe, chłe), wymaga wyboru trybu WDM (ciągle mówimy o systemie operacyjnym Windows), z którego powrót oznacza rekonfigurację systemu. Chyba że zostaniemy przy tej preferencji, ale wówczas decydujemy się na upsampling do jednego wybranego poziomu. Maksymalny wynosi 24/192.
Prawdę mówiąc, testując ten konwerter po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z tak wyraźną różnicą między interfejsem. DS-DAC 100 we współpracy z AudioGate 3 brzmi o wiele lepiej niż z Foobarem. Obraz jest bardziej czytelny, dźwięczny i ciepły. Faktura nasyca się mikroszczegółami, a gęstość jest tym większa, im niższe dźwięki. Wszystkie remastery Blue Note w jakości 24/192 błyszczą niespotykaną świeżością i emanują energią, której nie mają nawet najlepiej tłoczone winyle. Równowaga brzmienia jest idealna, wyrazistość przestrzeni niczym niezakłócona, zaś punktualność mogłaby służyć za wzorzec w profesjonalnych studiach nagraniowych. Muzyka jest bez zastrzeżeń czysta, szlachetna i ciepła, jeśli tak chciał realizator. Pewna twardość pojawia się w okolicach oktawy małej, jednak przy złożonych strukturach ten drobiazg zupełnie nie wadzi i nie zakłóca równowagi.
Konwerter jest czuły na najmniejsze reakcje, zmiany, drgnienia, wybrzmienia, ruchy, syki, cyki, wdechy, cmoki i muśnięcia zapisane w plikach. Świetnie organizuje przestrzeń, choć przy wielkich składach Mahlerowskich nie sięga ostatnich rzędów amfiteatralnie ustawionego chóru. Ale – szczerze powiedziawszy -nie znamy sprzętu, który do końca poradziłby sobie z takim zadaniem. Czy Korg preferuje jakiś rodzaj muzyki? Nie wydaje się, choć najwięcej uciechy mieliśmy słuchając klasycznego jazzu, orkiestr kameralnych oraz amerykańskiego folku. W takim repertuarze konwerter brzmiał bardziej analogowo niż większość gramofonów z przedziału do 10 tys. złotych.
Przypuszczamy, że właśnie z powodu skojarzeń z dobrze brzmiącymi gramofonami dizajner nadał mu formę retrofuturystycznego obiektu z wizji fantastów, którzy w latach 50. i 60 XX wieku – w złotej erze analogu – zapełniali książki i magazyny popularnonaukowe rysunkami form tyleż biologicznymi, co kosmicznymi. Kształt konwertera – naszym zdaniem – świetnie oddaje jego charakter, który idealnie łączy analogową organiczność z technologią godną marsjańskich wypraw.
Korg DS-DAC 100 zdecydowanie wybija się ponad przeciętność. Brzmi tak, jakby stroili go realizatorzy wytwórni Stax, Motown i Daptone, wygląda niczym małe dzieło sztuki, a wykonany jest z perfekcją iście szwajcarską. Sprzęt jest produkowany w Japonii, gdzie nie zapomina się o żadnym szczególe, więc w pudełku są nawet specjalne antywibracyjne podkładki. Matowa czerń prezentuje się wybornie i mamy nadzieję, że zostanie utrzymana, jeśli pojawi się – bardzo byśmy sobie tego życzyli – wersja sieciowa z pełnym zestawem cyfrowych terminali. Obecna – kosztująca 1999 zł – ma wyjścia RCA i XLR oraz wejście USB, z którego sprzęt jest zasilany. 
Szczegóły techniczne – tutaj. Dystrybutorem sprzętu jest firma Mega Music, dzięki której mogliśmy zapoznać się z konwerterem Korg DS-DAC 100.   


Skomentuj