RECENZJA: TOMASZ STAŃKO NEW YORK QUARTET – „DECEMBER AVENUE”

RECENZJA: TOMASZ STAŃKO NEW YORK QUARTET – „DECEMBER AVENUE”

Rating

5 out of 5
Dźwięk
5 out of 5
Wartość artystyczna

Total

5
5 out of 5
Polski trębacz nagrał płytę, o której wielu już mówi, że jest w jego twórczości tym, czym "Kind of Blue" w twórczośći Milesa Davisa.

Polski muzyk jest jednym z niewielu współczesnych artystów, którzy są porównywani do Milesa, co z jednej strony jest dość kłopotliwe, gdyż Stańko ma swój własny styl i dorobek, więc nie potrzebuje żadnych odniesień, z drugiej natomiast uświadamia w dość efektowny sposób, że jego miejsce jest w gronie największych twórców. Nasz trębacz nie jest ani tak charyzmatyczny, ani tak nowatorski jak autor „Kind of Blue”, ma jednak równie wielką wrażliwość, łatwość komponowania oryginalnych tematów i wyjątkowo subtelny zmysł poezji, który prowadzi go w rejony tkliwego liryzmu, cechującego się jednak chłodem wystarczająco wyraźnym, by nie poddawać się łatwym ckliwościom. Stańko nigdy nie był typem eksperymentatora, przełamującego fale konwenansów, mód czy trendów. Czasami to jest zresztą bardzo łatwe, ale nie zawsze ma sens. Ba, łatwiej narzucić swój styl niż zagrać prawdziwą muzykę, która będzie w ponadczasowej formie utrzymać się z wdzięczności, podziwu i wzruszeń słuchaczy. Mimo że „December Avenue” nie jest płytą przełomową, należy do dzieł wybitnych. Takich, które będą żyły w sercach melomanów, na kartach powieści, w motywach przewodnich do filmów, raperskich mikstejpach i rankingach płyt, które chciałoby się mieć na bezludnej wyspie albo w podróży do lepszych światów.

Skomentuj