TOP TEN: WIELKA KLASYKA

TOP TEN: WIELKA KLASYKA
Gramofony, magnetofony, wzmacniacze i kolumny, czyli wintydżowa lista przebojów audio!

Pójść do salonu i wydać w nim 100 tysięcy dolarów na system audio potrafi byle dentysta, tylko że nie na tym polega audiofilska sztuka. Polega ona na tym, by stworzyć własny i niepowtarzalny zestaw, który będzie odbiegał od trywialnych rekomendacji recenzentów magazynów audio, wyróżniając się zaskakującymi połączeniami, obecnością rzadkich elementów, gustownymi akcentami i błyskotliwym wykończeniem. Przejawem wysokiej audiofilskiej kultury jest nie tylko krytyczny dystans wobec samozwańczych autorytetów i bałwochwalczych gorliwców, psujących atmosferę w naszym audiofilskim półświatku, ale także zdolność do manifestowania stylistycznej samodzielności. Jednym z sympatyczniejszych sposobów jest sięganie po klasykę. Ponieważ coraz więcej osób pragnie mieć w swoich systemach audiofilskie artefakty, postanowiliśmy zaprezentować dziesięć – naszym zdaniem – absolutnie wyjątkowych retro-obiektów, które mają wszelkie cechy żywego sacrum i gorącego wotum.

Garrard 301 by Artisan Fidelity Brytyjski gramofon miał premierę w 1954 roku i wychodził do 1964 roku, kiedy zastąpił go model 401. Był sprzedawany bez plinty, ramienia i wkładki, co okazuje się ponadczasową zaletą i daje pole do popisu wielu firmom, które zajmują się obecnie jego rekonstrukcjami, przeróbkami i modernizacjami. Jeden z najczęściej poszukiwanych klasyków. Jego ceny wahają się od zera do nieskończoności.
Quad ESL57&63 by Quad-Musik.de Wielki bestseller – od 1956 do 1981 roku model ESL57 oraz jego kolejne inkarnacje sprzedały się w ponad 60 tys. egzemplarzy. Angielskie elektrostaty imponowały głębią basu oraz możliwościami w najwyższych pasmach. Trudno je porównywać z dzisiejszymi wyczynowcami, jednak mają oczywistą zaletę – brzmią niezwykle naturalnie, zwłaszcza w zestawieniu z dobrymi lampami, i świetnie się sprawdzają podczas wielogodzinnych sesji muzycznych. Za poddane renowacji okazy trzeba zapłacić ok. 4 tys. euro. Jednym z miejsc, gdzie można nabyć je w idealnym stanie jest quad-musik.de
Western Electric WE86A by Line Magnetic Audio Wzmacniacz powstał w 1934 w USA i ma w swoim sercu to, co każdego romantyka ujmuje niezmiennie od dziesiątków lat – lampy 300 B. Powstał w rezultacie rozwoju technologii kinowej i według przepisu ortodoksów najlepiej oddaje swoją czarowność w połączeniu z wielkimi tubami Western Electric sprzed II wojny światowej, ale nie będzie niewdzięczny, gdy wystąpi w duecie np. ze współczesnymi produktami np. Avantgarde Acoustic. Współczesne repliki monobloków WE86A mogą kosztować nawet 30 tys. dolarów.
Studer A812 Katalog szwajcarskiej firmy z 1992 roku nie pozostawia wątpliwości, że magnetofon ten jest koniem roboczym dla profesjonalistów ze studiów filmowych, dźwiękowych, radiowych, nagraniowych i że ze względu na swoją trwałość, solidność oraz mobilność nie polegnie w trudnych polowych warunkach. Dzisiaj pracują na nim tylko ci, którzy wierzą nadal w magię analogowego brzmienia oraz ekstremalni audiofile gotowi do płacenia tysięcy dolarów za lawetowe modele Studera, Ampexa czy Nagry i setek za kopie taśm matek. Magnetofony to najnowsza moda w audiofilskim świecie; żaden poważny pokaz nie może się obyć bez szpulowego choćby Pioneera czy Sony. Szczytem snobizmu są jednak niewątpliwie modele wózkowe.
Technics SB-E200 Sprzęt Technicsa, będący jeszcze do niedawna szczytem dziadostwa, znowu trafia do łask miłośników audio. Ale nie za sprawą nowych produktów, lecz z powodu katalogu sprzed 30-40 lat, który wydaje się dzisiaj odzwierciedleniem pasji, zaangażowania i perfekcji. Sprzęt budzący u wielu audiofilów lekceważące uwagi dzisiaj nagle pięknieje, szlachetnieje i rodzi pożądanie. Dotyczy to zwłaszcza magnetofonów i kolumn, takich jak widoczny na zdjęciu model SB-E200, będący trójdrożną konstrukcją z 30-centymetrowym wooferem, bi-radialnym przetwornikiem średniotonowym i aluminiowym tweeterem umieszczonym w tubie. Czas robi swoje, dlatego lepiej takie kolumny po zakupie od razu poddać renowacji, ale gwarantujemy, że po zabiegach konserwatorskich nie będą miały konkurencji grając z lampami. Oryginalnych podstawek do tych monitorów raczej się nie znajdzie, ale cóż to za okazja do wykazania się twórczą inwencją!
Onkyo Scepter 500 Świat może i poszedł do przodu, ale postęp w dziedzinie akustyki jest umiarkowany. Współcześni producenci kolumn głośnikowych lubią epatować parametrami oraz tworzyć aurę zjawisk nadprzyrodzonych wokół swoich konstrukcji, jednak w 90 procentach ma to na celu odwrócenie uwagi od nędzy projektu i jego wykonania. Poza tym – to naprawdę żałosne chwalić się dokonaniami, które w porównaniu ze Scepterem z końca lat 70. ubiegłego wieku wywołują salwy śmiechu. Kolumny Onkyo sprzed 40 lat to nie lada co: waga – 97 kg, skuteczność – 96 dB, dynamika – 117 dB, średnica woofera – 38 cm, katenoidalna tuba z harmonijką wynalezioną przez Barta Locanthi dla przetwornika wysokotonowego, tuba sektorowa dla tweetera, membrany z aluminium i tytanu… Wszystkie stare patenty, za które wyrafinowany audiofil sprzedałby swoje komórki macierzyste nawet diabłu. Zwłaszcza audiofil japoński. 
Micro Seiki BL-51 Micro Seiki to legendarna japońska firma, która powstała w 1961 i przez ponad trzy dekady zachwycała swoimi pomysłami. Jej gramofony i ramiona brylowały innowacyjnością, a jakość i precyzja wykonania porównywalna tbyła ylko ze szwajcarskimi zegarkami. Firma preferowała napęd bezpośredni, choć nie unikała innych rozwiązań, jako pierwsza zaproponowała gramofon (DDX-1000) z możliwością montowania do trzech ramion oraz kwarcową kontrolę obrotów talerza. Najbardziej pożądanym modelem jest dzisiaj chyba wielki i ciężki DDX-1500 z metalową plintą, ale żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie pogardzi niczym, co ma napis Micro Seiki. Warto wiedzieć, że jednym z twórców tej marki był pan Hideaki Nishikawa, który obecnie święci tryumfy jako konstruktor kosztującego blisko 100 tys. dolarów gramofonu Techdas Air Force One.
Thorens Reference Szwajcarska obrabiarka do płyt, którą widuje się zazwyczaj w systemach audio szalonych milionerów nie zważających, że pozostają dalecy od społecznych oczekiwań, otaczając się kosztownym sprzętem zamiast dziewicami sprowadzanymi z najlepszych angielskich szkół. W 1979 r. za pierwsze egzemplarze trzeba było płacić po 15 tys. dolarów, dzisiaj oryginały kosztują już ok. 50 tys. euro. Powstało zaledwie 100 takich maszyn, ręcznie składanych i sygnowanych w Helwecji. Na Dalekim Wschodzie pojawili się szaleńcy replikujący ten 90-kilogramowy manifest szwajcarskiej fantazji, ich dzieło jednak ma charakter świętokradztwa i błogosławiony Winyl na pewno wymyśli dla nich jakąś bolesną karę.

McIntosh 275 75-watowa końcówka mocy, zaprojektowana w 1961 roku przez Sidneya Cordemana jest produkowana do dzisiaj, dając satysfakcję niezliczonej rzeszy słuchaczy uwiedzionych oldskulowym wyglądem i zdecydowanym brzemieniem, któremu wprawdzie brakuje – zwłaszcza w najnowszej wersji – subtelnej ogłady i hipnotycznej zwiewności, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że powstał w kraju, gdzie country uchodzi za gatunek muzyczny. Absolutny klasyk, który warto mieć w swoim systemie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy człowieka najdzie ochota na blues-rocka albo Franka Sinatrę w ludzkim wydaniu.
JBL D30085 Hartsfield Kolumny w specjalnym układzie wymyślonym przez Williama L. Hartsfielda, który swój pomysł opatentował w 1954 roku. Przetwornik wysokotonowy umieszczony był w tubie zakończonej specjalną harmonijką redukującą zakłócenia i poprawiającą kierunkowość emisji, zaś woofer znajdował się pod kątem 45 stopni, promieniując do przemyślnie skonstruowanego kanału. Kolumny znajdowały się w produkcji do 1964 roku, kiedy to otrzymały znacznie lepszy tweeter, sięgający powyżej 10 kHz, które były pułapem dla pierwotnego modelu. Sprzęt najlepiej się sprawował, kiedy był ustawiony w rogu pokoju. W trzech pierwszych latach sprzedaży tego modelu JBL notował rokrocznie dzięki niemu 50-procentowy wzrost sprzedaży. Dzisiaj sztuki w stanie mint mogą kosztować nawet 40 tys. dolarów. 

Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj