ZASIEDZENIE

ZASIEDZENIE
Jaka powinna być strategia doboru przewodów zasilających? To zależy od punktu... siedzenia, pisze Zygmunt Jerzyński w swoim kolejnym felietonie.

ZYGMUNT JERZYŃSKI

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który po tym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.
Jan Kochanowski

Strategia doboru przewodów zasilających, moim zdaniem, powinna być taka, aby te przewody „znikały”, czyli – aby nie narzucały systemowi audio swojego charakteru.

Najważniejsze jednak w tej strategii jest… usiąść. Nie jest to jednak wcale takie proste w realizacji. Ani sam wybór, ani to siadanie.

Każdy przewód zasilający ma swoją specyfikę, charakter, sygnaturę dźwięku. W swojej konstrukcji bowiem podlega takim czy innym ograniczeniom. A ograniczenia te przekładają się pośrednio na późniejszą percepcję, nasze postrzeganie sceny muzycznej.

Owszem, zdaję sobie sprawę, że jest szerokie grono użytkowników sprzętu audio, którzy są przekonani, że kable nie grają. Ta część społeczności melomanów ma o tyle łatwiejszy wybór, że nawet jak podepnie cokolwiek, choćby tani kabel od komputera osobistego, to też im zagra. Być może nie zaśpiewa, ale zagra. Zagra poprawnie.

Chińskie przysłowie, a raczej przekleństwo mówi: „Obyś żył w ciekawych czasach”. No cóż. My żyjemy właśnie w ciekawych czasach. Czasach pogoni. Czasach natłoku informacji. Pośpiechu. Wszechobecnej zmiany i niepewności z nią związaną. A ciekawe czasy rodzą ciekawe konsekwencje.

Sporo osób, głównie młodych, żyje na wysokich obrotach. Często pracują po dziesięć, a czasem i więcej godzin dziennie, rezygnując ze swojego dzisiaj na rzecz lepszego jutro. A gdy już wracają na noc do domu, bo czasem im się to zdarza, to nie są w stanie znaleźć odrobiny czasu, aby zrobić głęboki wydech, usiąść, odpocząć, kontemplować. Nie potrafią docenić tego, co tu i teraz. Nie włączają sprzętu audio, żeby usiąść na sofie w sweet-spocie i wyłączyć się całkowicie, wykonać disconnect. Nie naleją sobie lampki wina, nie wyłączą telewizora, nie wyciszą telefonu, nie przysiądą, aby delektować się muzyką.

A tymczasem muzyka, przynajmniej dla mnie, to nie jest coś, co pojawia się w przenośnych słuchawkach i jest odtwarzane ze skompresowanego (czytaj: pozbawionego szczegółów) formatu MP3, z jakiegoś telefonu z ekranem dotykowym, podczas jazdy autobusem czy metrem, kiedy poziom hałasu tła przekracza np. 80 dB.

Jeżeli muzykę traktuje się pobieżnie, nie słychać różnic w okablowaniu. A już na pewno wtedy, gdy w drugim pokoju dudni telewizor, telefon dzwoni, wokół harmider, a mentalnie tkwimy w pracy, przy ofertach, planie na jutro, klientach, towarach, dostawach, fakturach. Gdy nie ma koncentracji i wyciszenia.

Do krytycznego słuchania muzyki, szukania w niej detali, precyzji, wierności, naturalności, szlachetności, realizmu, trzeba po prostu dorosnąć, dojrzeć. Włosy muszą się trochę siwym włosem pokryć. Młodość żyje na wysokich obrotach i nie ma czasu, żeby przysiąść i posłuchać. Muzyka ma tylko grać. Kompaktowa, miniaturowa, mobilna.

Jeśli nasz system ma zaśpiewać, jeśli chcemy usiąść i rozkoszować się wysokiej jakości muzyką, to zaiste wybór sprzętu audio, jak i jego okablowania zaczyna nabierać znaczenia.

Jak wybrać kable zasilające? Zgodnie z tym, co podpowiadają nam po części własne uszy, po części budżet, a po części logiczne myślenie i rozsądek. Gdybym miał się wczuć w pozycję osoby, która nie ma wykształcenia elektronicznego, natomiast ma dwie mocne końcówki, monobloki mocy, to do tej klasy urządzeń starałbym się dobrać przewody, które zapewnią solidny przekrój przewodników. To jest takie bardzo podstawowe, najprostsze kryterium. Albowiem nie mamy wpływu na to, co się dzieje w szeroko rozumianej sieci energetycznej. Ale owszem, mamy wpływ na to, jak i czym jest zasilana nasza integra bądź monobloki. Mamy też (przynajmniej niektórzy) wpływ na to, jak i czym jest okablowane nasze ścienne gniazdo, które służy do zasilania sprzętu audio. Na długości od głównej tablicy bezpieczników lokalu do tegoż gniazda można poprowadzić dedykowaną linię zasilającą, poprowadzić ją wysokiej jakości kablem. Chodzi po prostu o minimalizację impedancji źródła zasilania. Przynajmniej od tego bym zaczął…

Jeśli chodzi o zasilanie źródeł sygnału, generalnie sprawdza się reguła nieco mniejszych przekrojów przewodników, ale za to wykonanych z nieco czystszej miedzi, lub generalnie – z nieco czystszych przewodników. W przypadku zasilania źródeł ważna jest również okoliczność filtracji, mającej na celu eliminację wpływu zakłóceń przychodzących z sieci energetycznej, które poprzez gniazdo zasilające mogą przenikać do urządzenia i ingerować w proces tworzenia lub przenoszenia sygnału audio.

Bliźniaczym do tematu kabli zasilających jest więc zatem również temat listwy rozgałęziającej. Czy to ma być po prostu listwa z szeregiem gniazd? Czy wystarczą gniazda z bolcem, czy trzeba się zaopatrzyć w listwę Schuko? Czy to ma być listwa z filtracją na wejściu, czy bez? A jeśli z filtracją, to czy ta filtracja ma być wspólna dla wszystkich gniazd, które są na wyposażeniu, czy też ma to być filtracja dla każdego z gniazd z osobna? To wszystko po części zależy od tego, czy będziemy mieli czas, aby się tym wszystkim później delektować. Czy będziemy mieli czas, aby usiąść, zamknąć oczy i posłuchać.

A skoro już poruszyłem kwestię filtracji… W tę tematykę można brnąć jeszcze głębiej, jeszcze dalej. Czy to ma być filtracja „mocna” czy „słaba”? Na jakie pobory prądu optymalizowana? Przecież w zasadzie na każdym gotowym „filtrze z półki” producent pisze, że jest np. na 1A, na 3A, na 10A, na 16A… Każdy z nich różni się konstrukcją, doborem elementów, skutecznością.

Z tą filtracją to jest trochę tak, jak z powiedzeniem typu: „Weź sobie tyle złota, ile jesteś w stanie udźwignąć”. Jeśli weźmiesz go za mało, to korzyść niewielka. Ale jak weźmiesz go zbyt wiele, to jest realne ryzyko, że uszkodzisz sobie kręgosłup. Będziesz wtedy rzeczywiście miał na plecach majątek wielki, ale co ci po tym majątku, gdy resztę życia trzeba będzie spędzić ze złamanym kręgosłupem w wózku.

Dokładnie tak samo jest z filtracją.

Jak będzie jej zbyt mało, to i korzyść z niej ograniczona. Jeśli jest natomiast zbyt silna, wyposażona w zbyt mocne, zbyt silne, przypadkowo dobierane elementy indukcyjne, to taka filtracja może w rezultacie spowolnić dźwięk. Co to znaczy? Ano, po prostu nie będzie w stanie taka listwa przepuścić silnego i nagłego udaru prądu, przepuścić impulsu prądu niezbędnego do zaspokojenia nagłego i szybkiego zapotrzebowania na dodatkową energię. Impuls zostanie bowiem zinterpretowany przez filtr – no właśnie – jako zakłócenie impulsowe, które należy wygładzić.

Eh, jak nie staniesz…

Świat byłby piękniejszy, gdyby tylko istniała metoda, żeby stworzyć system zasilania, czy to w formie kabla zasilającego, czy filtra, który łączyłby w sobie najlepsze z dwóch światów, czyli: a) zdolność dostarczenia czystej, wolnej od zakłóceń energii, a jednocześnie b) energii szybkiej, niczym niepohamowanej.

Realizacja takiego zestawu wzajemnie sprzecznych wymogów jest trudna, aczkolwiek nie jest niemożliwa. Wydaje mi się, że cała finezja w kreowaniu dobrego podsystemu zasilania polega właśnie na tym, aby uzyskać jednocześnie maksymalnie wiele z podpunktu a), nie rezygnując wszakże z podpunktu b). Zapewne jedynie nieliczni to potrafią. Aby osiągnąć taki efekt, musieli zapewne poświęcić na to sporo badań, zgłębić tajniki wielu dyscyplin wiedzy, przeprowadzić wiele kosztownych prób, eksperymentów. Ta okoliczność mogłaby też po części wyjaśnić, dlaczego niektóre kable zasilające są tak drogie.

Jak wybrać zatem kable? Na SŁUCH. Wypożyczyć. Podłączyć. USIĄŚĆ. POSŁUCHAĆ.

Zygmunt Jerzyński. Z zamiłowania audiofil, meloman, konstruktor elektronik. Zwolennik „Zrób-To-Sam”, czyli sprzętu audio typu DIY. Miłośnik lamp próżniowych, acz tolerujący szczyptę krzemu. Niegdyś wyznawca li wyłącznie „szkiełka i oka”, miernika i oscyloskopu. Teraz – dopuszcza i toleruje odrobinę audiofilskich nieoczywistości, czyli „audio-woodoo”. Z wykształcenia: M.Sc Informatyk, MBA Zarządzanie. Obecnie – w zaawansowanych technologiach. Bywał specjalistą, ekspertem, kierownikiem projektów, prezesem, członkiem rad nadzorczych.

Foto By National Photo Company [Public domain], via Wikimedia Commons
Kategorie: NOWOŚCI

Skomentuj