Redaktor naczelny AUDIO LIFESTYLE nie jest geniuszem, chociaż łatwo w to uwierzyć. Wiele osób próbuje mu to wmówić. Jedni skutecznie, inni bezskutecznie, panie trudu z tym nie mają. Dobrze, że nikt nie chce klarować jego IQ za pomocą świadectw. To musiałoby wywołać konfuzję. Bo jak wytłumaczyć, dlaczego w gąszczu ocen niedostatecznych i dostatecznych nagle czwóreczki-piąteczki z fizyki.
Sprawa jest prosta. Redaktor naczelny zawsze miał szczęście do nauczycieli tego przedmiotu. Pan Banaszek w podstawówce to był naprawdę morowy chłop. Nie tylko zaraził astronomią, „Star Trekiem” i „Gwiezdnymi wojnami”, ale też dał szansę, żeby poznać Zenona Laskowika oraz Joasię Poklepę. Uznał, że przyszły redaktor naczelny AUDIO LIFESTYLE i świeża emigrantka z Olsztyna są stworzeni dla siebie i powinni siedzieć razem w jednej ławce. Wbrew początkowym oporom obydwojga sprawy potoczyły się pomyślnie i zaczęło się fajnie kleić. Pewnie dzisiaj pan Banaszek byłby ojcem chrzestnym sześciorga młodych, ale Joasia wróciła do siebie. Do Olsztyna. Ach!
Mister Banaszek miał nie tylko talent swatki. Czuł w powietrzu każdy nastrój. Kiedy widział, że koncentracja kuca, puszczał na swoich lekcjach najlepsze skecze poznańskiego kabareciarza. Nic dziwnego, że dzisiejsze gale humoru zabijają naczelnego, którego gust wyrabiała brawurowa finezja najlepszych polskich dowcipnisiów, szybciej niż kreacje Ekskluzywnego Menela.
Ale pan od fizyki ma jeszcze jedną zasługę. Będąc właścicielem znakomitych kolumn marki Tonsil oraz magnetofonu szpulowego Aria, użyczał swojego systemu na szkolne dyskoteki, a przed jedną z nich zapodał „Équinoxe” Jarre’a. W jednej chwili przyszły redaktor stał się dożywotnim fanem dobrego sprzętu oraz francuskiego kompozytora. Nosi to tkliwe wspomnienie w sercu jak największą relikwię, a każda okazja, by ją odświeżyć jest świętą komunią, podróżą w czasie, splątaniem kwantowym i wstrząsem anafilaktycznym. Taką okazją jest najnowsza płyta Francuza „Electronica”. To nic, że Jarre gra tak samo jak 30 czy 40 lat temu. To nic, że inwencji ma tyle, by jeszcze raz przetworzyć stare motywy. Ważne, że znowu jest magnetofon szpulowy Aria, szybkie lasery i słodka Joasia, której spojrzenie do tej pory robi w klatce piersiowej dziurę wielką jak wiązka granatów.